Co się dzieje ze szpiegiem, który uznany jest przez przełożonych za niezdatnego do służby, a jednocześnie nadal chcą mieć go na oku? Ci którzy czytali poprzednie tomy cyklu "Kulawe konie" już wiedzą - istnieje specjalny wydział, trochę zapomniane miejsce na świecie, gdzie skazani są na beznadziejnie żmudną pracę papierkową i rozmyślanie nad swoją żałosną egzystencją. A co dzieje się ze szpiegiem, który się starzeje, z powodów demencji ma już zaburzenia świadomości i istnieje obawa, żeby przypadkiem nie zdradził jakichś dawnych tajemnic?
Czy można się obawiać tego, że w służbach istnieje praktyka cichego pozbywania się takiego kłopotu? Czytając "Ulicę szpiegów", może pojawić się taki pomysł, a przynajmniej przychodzi on do głowy Riverowi, wnukowi Dawida Cartwrighta, tajnego agenta z czasów zimnej wojny i szarej eminencji MI5. To właśnie dziadek zainspirował go kiedyś do podjęcia tej pracy, a jego opowieści były dla Rivera przez lata fascynującą lekcją na temat działalności wywiadu. Teraz, ma jednak w sobie lęk, że staruszek może narozrabiać i komuś wysoko postawionemu może się to nie spodobać. Obawy mężczyzny dość szybko nabierają realnych kształtów - obaj znajdą się na celowniku centrali, choć wszystko będzie się próbowało załatwiać po cichu. Pewnych rzeczy lepiej nie ujawniać, bo mogą posłużyć krytykom służb wywiadowczych i spowodować jeszcze większy wpływ polityków nad ich działalnością, co jak wiadomo nie służy skuteczności. A do cholery, czasy takie, że lepiej nie osłabiać MI5 - właśnie dokonano w Londynie krwawego zamachu, więc wszystkie ręce potrzebne są na pokładzie, aby to wydarzenie wyjaśnić i nie dopuścić do kolejnego.
Slough House jako miejsce wysyłania "kulawych koni", czyli ludzi ocenianych jako bezwartościowych, nie jest traktowane przez nikogo z przełożonych poważnie, nikt więc nie liczy na to, że zaangażują się oni jakoś mocniej w śledztwo w sprawie zamachu. Jackson Lamb, kontrowersyjny szef tej jednostki nie byłby jednak sobą, pozostając z boku, zwłaszcza że jako pierwszy wyczuł, że zamieszanie wokół jego pracownika, nie nosi bynajmniej cech zwykłego przestępstwa, tylko roboty szpiegów i to świetnie wyszkolonych. Wciąga swój zespół w grę, nie informując o tym nikogo i wiele ryzykując. Szykujcie się na niezłą jazdę bez trzymanki.
Choć to już czwarte moje spotkanie z bohaterami Micka Herrona, powiem Wam, że chyba jak dotąd najciekawsze, najbardziej emocjonujące. Łamigłówka z jaką mamy do czynienia jest nie tylko ciekawa, ale i dość przerażająco realistyczna. W końcu praca szpiega w swoich założeniach ma coś takiego, że musi być tajna, trochę poza kontrolą albo kontrolą ograniczoną, żeby uniknąć jego zdradzenia, może więc kiedyś stać się tak, że ich działania, choć w założeniach sensowne, obracają się przeciw społeczeństwu.
To już nie tylko intryga szpiegowska, ale i niezła akcja sensacyjna, a więc połączenie Le Carre, Ludluma, a do tego dodajcie jeszcze specyficzny czarny humor, bo postacie Lamba i jego zespołu to banda takich oryginałów, że ze świecą by szukać większych. A mimo to, mimo wszystkich swoich błędów i niedoskonałości, zdeterminowani potrafią zadziwić nawet lepiej wyszkolonych agentów. Pewnie nie zmieni to ich losu, ale satysfakcja pozostanie. Potem i tak wszystko zostanie pozamiatane pod dywan, żeby opinia publiczna nie poznała nic co mogłoby postawić służby w złym świetle.
O poprzednich tomach notki znajdziecie w zakładce Przeczytane na górze bloga. Polecam cały cykl wydany przez Wydawnictwo Insignis i zacieram ręce na serial, bo cały pierwszy sezon już do złapania (w roli Lamba Gary Oldman).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz