Autorzy, którzy podobno wśród młodych ludzi robią furorę, a ja się namęczyłem z tą książką co nie miara. Ciekawy pomysł, zabawy z tytułami rozdziałów, potem jednak grzęźniemy w dziwnych wizjach, plącząc realność z czymś co jest za długie, mętne, niepotrzebne. W pewnym momencie można mieć wrażenie, że młodzi bohaterowie tej książki są tu prawie zbędni, bo służą tylko jako obiekt zakładu pomiędzy...
Ano właśnie - to jest ten myk, który dla jednych będzie genialny, a dla innych trochę przekombinowany (ja należę do tych drugich). Zakład zawierają personifikowane używki, która jako pierwsza sprowadzi swojego wybrańca/ofiarę na imprezę jako swojego towarzysza. Spytacie na jaką imprezę? I to jest właśnie dziwna moim zdaniem wizja jakoby wszystkie używki urządzały sobie jakieś spotkania w dziwnym domu, konkurowały między sobą, podbierając sobie wzajemnie osoby towarzyszące. W końcu wiadomo, że z jednymi środkami efekt uzyska się szybciej, może mocniejszy... Jak więc mają zdobyć szacunek "na dzielni" te, które nie są aż tak bardzo spektakularne?
Na pewno fajnie, że poza najbardziej znanymi narkotykami jest tu cała masa nowych środków, czyli autorzy zwracają uwagę na trochę bagatelizowane w Polsce używanie leków bez recepty. A to może być przecież równie ryzykowne. I tak trochę jest z bohaterami tej książki - rodzeństwem, które z różnych powodów, ale wchodzi na tą ścieżkę. On potrzebował czegoś przeciwbólowego, by poradzić sobie z kontuzją przed meczem, a potem szukał tej ulgi jaką dawały mu proszki. Ona potrzebowała czegoś na skupienie, na to by w szybko sposób zmobilizować się do pracy pod koniec roku szkolnego i jakże polubiła to pobudzenie, tą energię jaka ją wypełniała po łyknięciu środków. Autorzy nie moralizują, choć nie opowiadają też słodkich historii - podobnie jak w wielu życiorysach, to droga niczym pochylnia, w której radość że coś się udało, że się ukryło swój problem, zyskało kolejną dawkę tego na czym na zależało, to tylko chwile przed kolejnym krokiem w dół. Zawrócić bardzo trudno, a niestety człowiek nie jest też tego świadom. Coraz bliżej dna, a jeżeli pojawia się strach lub problemy, szybko można je zagłuszyć w sposób, który wydaje nam się najłatwiejszy.
Mocna rzecz, ale jak wspomniałem - moim zdaniem przekombinowana. Chyba nawet wystarczyłaby narracja prowadzona z punktu widzenia substancji opisująca "towarzyszenie" wybrańcowi, ale nadawanie jej cech romantyczności, wszystkie te sceny z "imprezy" pogaduszek między poszczególnymi substancjami to zdecydowanie za dużo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz