Kiedyś filmy za którymi stał M. Night Shyamalan to było coś zaskakującego, coś na co się czekało. Facet ma dar, by z jednego prostego pomysły zbudować coś intrygującego, ale do cholery, coraz częściej zawodzi go intuicja i wypuszcza normalne gnioty. No bo przecież co innego odrobina akcentów paranormalnych, trącących grozą, a co innego gdy fundujesz widzom stek idiotyzmów, które nie trzymają się kupy, licząc na to, że szok i zagrożenie przeżywane przez aktorów przełożą się również na emocje widzów. No nie wyszło...
Dziś więc króciutko. Wyobraźcie sobie atmosferę jak z Białego lotosu, a potem powolne przechodzenie ku Lost, z tym że z dodatkiem coraz większego natężenia makabry i idiotyzmów. No chyba nie dam rady bez zdradzania czegoś z fabuły napisać co mnie tak wkurzyło. Grupa turystów korzysta z wypoczynku w rajskim miejscu, mając trochę nadzieję, że pozwoli im to oderwać się od przeżywanych na co dzień problemów. Cieszą się z uwagi jaką poświęca im personel, a gdy proponuje im się wyprawę na ekskluzywną, odciętą od świata plaże, cieszą się na to jak małe dzieci. Tyle, że po znalezieniu się w tym miejscu zaczynają się dziać dziwne rzeczy, a oni nie mogą się stamtąd wydostać. Tu czas nie płynie w normalny sposób, a organizmy starzeją się w błyskawiczny sposób. W pół godziny nawet kilka lat? No to jak przeżyć tam do wieczora, co z dziećmi, co z ciałem, które starzeje się tak błyskawicznie? Narasta napięcie, tylko że zamiast cieszyć się odrobiną grozy, widz wkurza się na idiotyzmy jakie funduje mu reżyser. To się nie da od-zobaczyć...
Słabo zagrane, nieciekawe, idiotyczne. Omijajcie ten film z daleka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz