MaGa: Bardzo lubię prozę Twardocha za jej pełnokrwistość, nerw, opisy, które zapadają w pamięć. Miałam niejakie obawy co do tego spektaklu wystawionego przez Teatr Polski w adaptacji Pawła Demirskiego i w reżyserii Moniki Strzępki. Od razu powiem – niepotrzebnie.
R.: To powieść głośna, ciekawy portret Warszawy z okresu dwudziestolecia międzywojennego, dość kontrowersyjny, bo w bardzo negatywnym świetle pokazujący sytuację środowisk żydowskich. Pewne mniejszości i fala antysemityzmu urasta tu do jakichś ogólnonarodowych fobii, ba nawet politycznych planów, które miałyby zostać zrealizowane, by oczyścić kraj z tego co "brudne". Fajnie, że to co szeroko dyskutowane udało się tak szybko przenieść na deski teatralne. I muszę przyznać, że dość udanie, bo powieść która nie jest wcale prosta w warstwie fabularnej, pełna wizji, snów, fatalizmu, na scenie Teatru Polskiego wcale nie wydaje się z czegoś okrojona.
M.: To opowieść o Kaplicy, „królu” Warszawy, gangsterze, który ma w ręku policję, polityków, dziennikarzy i jego pupilu - Jakubie Szapiro, bokserze, prawej ręce, który marzy, by stać się kiedyś takim „królem”.
R.: Dodajmy jeszcze nie tylko o nich, ale i o młodziutkim chłopaku, którego ojca zabili i który się do nich "przykleja". Wspomniałaś: gangsterzy i rzeczywiście to Warszawa o jakiej mało się pisze. Ale przewrotne to trochę, by jako ofiarę prześladowań, niesprawiedliwego losu ukazać człowieka, który sam krzywdzi innych, jest nieczuły na nieszczęścia jakie dotykają ludzi, myśląc jedynie o sobie, swojej wygodzie. Pomaga, troszczy się, ale jedynie po to, by pokazać swoją moc, swoją łaskawość. A sam trwoni kasę na przyjemności. Pieniądze rządzą światem - świat Kaplicy to zaułki, burdele, spelunki, targowiska.
MaGa: I trzeba przyznać pomysłowo wymyślona scenografia pozwalała akcji dziać się dynamicznie, raz jesteśmy na ringu, raz w zaułku, raz w mieszkaniu i zaraz potem w samochodzie, burdelu, Berezie Katruskiej. Nie ma wytchnienia, a obrotowa scena pozwala na przechodzenie z miejsca na miejsce. Dzieje się!
R.: To rozwiązanie pomysłowe i robi to wrażenie sporego rozmachu. Jedyne może czego chwilami brakować, to w scenach zbiorowych, np. ulicznych rozrób, trochę więcej ludzi. Ale faktycznie, te parę kamienic, kilka samochodów, okazuje się, że może spokojnie pozwolić nam na przenoszenie akcji z miejsca na miejsce bez zagubienia się widza w tym wszystkim. Robotnicy, mafiosi, ochroniarze, dziwki i w tym wszystkim również jakieś cwaniaczki, które choć oficjalnie mówią o uczciwości i czystości rasowej, gdy jest im to wygodne, robią interesy i korzystają z uciech oferowanych przez tych, których wyśmiewają.
MaGa: „Król” dzieje się tuż przed wojną, ówczesna Warszawa to był gorący tygiel narodowy, a w nim każdy musiał się opowiadać po którejś ze stron. Koszmarne czasy, w których rozmowy o ideach rozstrzygały się w bójkach ulicznych, manifestacjach. Gdzie głosiciele przeróżnych haseł zwalczali się każdym dostępnym sposobem, nie stroniąc od morderstw. Gdzie media napuszczały jednych na drugich, a policję można było kupić.
R.: Korupcja, układy i układziki sięgające nawet najwyższych stołków. Przecież Kaplica sam z tego korzysta, tyle że potem nagle los się od niego odwraca. Wydawało mu się, że jest wszechmocny. Kto nie jest mocny, bezlitosny, nie ma tu szans na przetrwanie. A czasem nawet i najsilniejszemu może się powinąć noga. Wszak władza i sukces rzucają się w oczy i kuszą by ją odebrać.
MaGa: Swoją drogą dobrze, że nie wszystko da się przenieść na scenę… trzeba przyznać, że scena dręczenia dziennikarza wystarczy w zupełności.
R.: Mówisz o odcinaniu kończyn? Tu sporo takich mało przyjemnych scen. Warto podkreślić iż to spektakl dość brutalny, zarówno w warstwie językowej, jak i wizualnej. Znowu powraca ta myśl: z gangsterów robi się bohaterów - przecież ta scena w slow motion, gdy wychodzą wśród dymów i świateł na ulicę jest kapitalna, niczym z filmu. A czym się oni różnią od faszystów, których przedstawia się tu jako tą siłę zła z którą trzeba walczyć - i jedni i drudzy na manifestację wychodzili uzbrojeni po zęby i z nadzieją że dołożą przeciwnikowi przy bezczynności policji.
MaGa: Brr. A nie odnosisz wrażenia, że ten spektakl nawiązuje do przysłowia: historia kołem się toczy? Odradzają się idee, które wydawało się, że się skompromitowały i odeszły do lamusa, ulice zapełniają się narodowcami, a naprzeciw nich stają kontrdemonstranci. Znów jakaś grupa społeczeństwa myśli: zostać czy emigrować? Potężne afery, sprzedajne media, szczucie jednych na drugich. Trochę cierpnie skóra…
R.: Te wątki dotyczące konieczności emigrowania są mocne, jakby naprawdę nie dało się żyć w tym kraju, studiować i pracować. A może jednak wszędzie dobrze gdzie nas nie ma? Pamiętaj o tym, iż pchała ich nadzieja o stworzenie własnego kraju, więc to była taka wizja, która jaśniała na horyzoncie i sprawiała, że wszystko tu wydawało się czarne i ponure. Nie chcę powiedzieć iż nic z tego co napisał Twardoch i co widzimy na scenie nie było prawdą, ale mam wrażenie, że trochę przesadza, pokazując jednostki, a stwarzając wrażenie, że opowiada o losach całej społeczności.
MaGa: A co myślisz o obsadzie? Według mnie było bardzo dobrze. Jako staruszkowie: Ryfka (Elżbieta Barszczewska) i Szapiro (Andrzej Seweryn) byli wyśmienici: ona lekko zniecierpliwiona, ale silna; on natomiast jakby zawieszony miedzy prawdą i kłamstwem. Młody Jakub Szapiro (Adam Cywka) też jest dobry, umiał nadać postaci cechy warszawskiego apasza. Wyborny był również Krzysztof Dracz jako kum Kaplica. Nie wiem czy on mi się nie podobał w obsadzie najbardziej. To był prawdziwy król półświatka – gangster, cham, ale jednocześnie miał w sobie coś co cenię – honor.
R.: Trudno mi wyróżnić tu pojedynczych aktorów, bo naprawdę wielu miało świetne fragmenty, do wymienionych przez Ciebie dorzuciłbym np. Marcina Bosaka (Radziwiłek), czy Mirosława Zbrojewicza (Pantaleon). Seweryn i Krzysztof Dracz na pewno ciągną ten spektakl. Nie podobała mi się za to Barbara Kurzaj, ale to dlatego, że cały pomysł na tę postać mnie irytował - zamiast latającego nad miastem wieloryba, snująca się po scenie i zawodząca ośmiornica... No nie wszystko może być idealne.
Udało się jednak moim zdaniem zrobić przedstawienie ciekawe od strony wizualnej, żywe, pełne energii i trochę zaczepne, podobnie jak powieść Twardocha. To nie jest cepelia z gwarą ulicy i piosenkami apaszowskimi, ale brudny, nieprzyjemny obraz tego że za obrazkami "Paryża Europy" jak nazywa się czasem Warszawę z okresu dwudziestolecia międzywojennego, stały też podziały społeczne i rasowe, bieda i przestępczość.
MaGa: To chyba najlepszy spektakl Teatru Polskiego jaki widziałam. Świetne rozwiązania sceniczne, dobrze dobrana obsada, dynamiczna akcja, opowieść o ludziach, o przemocy, kłamstwach, zdradach. O brudnej polityce, nieudolnych przywódcach, półświatku idącym ręka w rękę z partiami. Opowieść o tym co było, a jakby znów wraca… Mnie się podobało – więc polecam.
R.: Ja z pewnym wahaniem, ale też. Warto "Króla" zobaczyć samemu, szczególnie gdy zna się już powieść.
"MaGa: „Król” dzieje się tuż przed wojną, ówczesna Warszawa to był gorący tygiel narodowy, a w nim każdy musiał się opowiadać po którejś ze stron. Koszmarne czasy..."
OdpowiedzUsuńPrzedwojenna Warszawa - koszmarne czasy.
Takiego zestawienia jeszcze nie spotkałem.
Nie idealizuję czasów międzywojennego 20-lecia, ale jednak wydaje mi się, że autor książki trzyma się po prostu dzisiejszych trendów marketingowych.
pokazuje po prostu trochę od innej strony rzeczywistość. Nie jest to dokument, wiadomo że może być to przerysowane, ale rozwarstwienie było wtedy naprawdę duże. Do miast ciągnęła biedota, robotnicy, którzy żyli w tragicznych warunkach
UsuńOpowieść o Kapicy... gangsterze...
OdpowiedzUsuńŚwiat Kapicy to ... burdele.
Przypomnę, że Kapica (Piotr Kapica) to był wybitny uczony radziecki.
Natomiast bohater książki Sz Twardocha nazywa się Kaplica.
Mam nadzieję, że stweirdzenie tego faktu nie obraża uczuć religijnych dyskutantów/tek.
dzięki za wychwycenie! ukłony
Usuń