Jest
mi niezmiernie miło donieść, że OCH-Teatr zrobił udany spektakl
dla młodzieży starszej (i nie tylko dla młodzieży)
„Stowarzyszenie Umarłych Poetów” w oparciu o film Petera Weira
o tym samym tytule. Spektakl o dorastaniu, szukaniu swojej drogi
życiowej, kształtowaniu charakterów, przyjaźni, tolerancji,
akceptacji i tych wszystkich cech, które chcemy widzieć w
dzieciach, naiwnie wierząc, że tylko wykształcenie zapewni im
szczęście. Przeniesienia scenariusza kultowego już filmu na deski
teatru podjął się Piotr Ratajczak i wyszło mu to całkiem
zgrabnie, biorąc pod uwagę specyficzną scenę OCH-Teatru i jej
możliwości. Dlatego uważam za godne pochwały rozwiązania, które
zastosowano na scenie jeśli chodzi o choreografię (Arkadiusz
Buszko), dramaturgię (Maria Marcinkiewicz-Górna) i scenografię
(Marcin Chlanda).
Akcja
dzieje się w 1959 roku. W męskiej szkole średniej w Vermont
obowiązują cztery zasady: tradycja, honor, dyscyplina, doskonałość.
Zasady piękne jak się je czyta, ale w Akademii Weltona, która
kształciła chłopców, aby stanowili późniejszą elitę kraju,
dla utrzymania prestiżu uczelni metody nauczania jakie stosowano
ocierały się już o bezduszność. Bezwzględne posłuszeństwo,
surowa dyscyplina, wymuszany szacunek do kadry nauczycielskiej były
podporządkowane jedynie wykształceniu (wspaniała rola Mirosława
Kropielnickiego w roli dyrektora). Rodzice, w oczekiwaniu na sukces
synów popierali je nie bacząc na to, że tym samym niszczą
zainteresowania i marzenia własnych dzieci, że niejednokrotnie ta
szkoła nie była wyborem uczniów, a realizacją ambicji rodziców
(bardzo dobry Paweł Pabisiak). Od tamtej pory realia szkolne się
zmieniły, nauczyciel nie ma prawa policzkować uczniów, do szkoły
nie chodzi się już w mundurkach, nie ma także takiej ilości
dyskusji w bezpośrednich kontaktach. To historia elitarnej szkoły
sprzed czasów telefonów komórkowych, smartfonów i innych
osiągnięć cywilizacyjnych. Pozostaje jednak temat opowiedzianej na
scenie historii: o relacjach uczniów z nauczycielami, rodzicami, o
wzajemnym zrozumieniu, o kształcie szkoły, o samodzielności
myślenia, o kształtowaniu postaw nonkonformistycznych (świetna
scena spacerowania po klasie) i co najważniejsze – to lekcja
prawdziwego życia, gdzie za dokonane wybory odpowiadasz ty sam.
Ponosisz konsekwencje swoich czynów i postaw. I to zarówno każdy
uczeń osobno, jak również nauczyciel.
Przedstawienie
niezwykle dynamiczne dzięki nauczycielowi „Kapitanowi” (Wojciech
Malajkat) i jego uczniom: Adrian Brząkała, Maciej Musiałowski,
Radomir Rospondek, Jakub Sasak, Aleksander Sosiński, Jędrzej
Wielecki. Każdy z chłopców jest inny, jak to młodzi ludzie, ale
mimo wszystko potrafią stworzyć grupę wspierających się
przyjaciół, swoistą wspólnotę, która wzbudza nadzieję na inne
życie, ale w obliczu trudnych doświadczeń staje się kolejną
nauką o życiu i jego cieniach. I każdy z aktorów był naprawdę
dobry w swojej roli. Piękna dykcja, staranny ruch, młodzieńcza
żywiołowość. Muszę tu wspomnieć o Weronice Łukaszewskiej,
która pięknie się odnalazła w tym męskim towarzystwie, jako
ukochana jednego z chłopców. Pięknie zagrana postać, cudownie
dziewczęca, słodko naiwna a przy tym czupurna. Brawo młodzież!
I oczywiście Wojciech
Malajkat jako „Kapitan” John Keating, według mnie postać
wypośrodkowana pomiędzy Robinem Williamsem (film) a współczesnym
nauczycielem. Nie jest sztywnym nauczycielem z kanciastymi ruchami i
zaciętą miną, ma w ruchach swoistą młodzieńczość i lekkość,
jego uśmiech jest szczery i sympatyczny, ale to co mnie przekonuje
najbardziej w jego roli to poczucie, że jako nauczyciel ma
świadomość, że to czego stara się nauczyć, co usiłuje
przekazać młodym ludziom to nie jest zabawa. To jest świadome,
odważne życie na własny rachunek. Podoba mi się to.
Chyba
najlepszą rekomendacją dla tego spektaklu są łzy młodej
dziewczyny siedzącej koło mnie i brawa na stojąco z ogromnym
aplauzem wywołane przez młodych ludzi.
MaGa
M. napisała tyle, że mi już niewiele pozostało do dodania. Mam chyba słabość do tej historii, może też dlatego że zabrałem na spektakl córkę, a ta wyszła zachwycona. Mimo że są tu pewne niedociągnięcia, jestem jak najbardziej na tak i będę zachęcał do wypadów teatralnych nie tylko młodzież w wieku licealnym (a ta i tak będzie pewnie walić drzwiami i oknami), ale i dorosłych.
Malajkat jest bardziej kumplem i dowcipnisiem niż mentorem, ale niech tam, przecież nikt nie każe mu naśladować we wszystkim Williamsa. Mnie nie przekonuje, ale to dla młodych ma być czytelnym dowodem na to, że nauczyciel może być inny - może i współcześnie potrzebni są showmani... Ważne, że pozostało przesłanie: staraj się odnaleźć pasję, swoje marzenia, a nie daj się wtłoczyć w mundurek oczekiwań rodziny, które mogą cię unieszczęśliwić na całe życie. Chłopaki wkuwają więc w dzień, ale i starają się znaleźć dla siebie jakąś furtkę wolności wieczorami. No i proszę - wystarczy parę stołów, a można pokazać nam całą wyprawę poza ogrodzenie szkoły do jakiejś groty. Chyba w tych chwilach najbardziej czujemy energię w tych chłopakach, to że przełamują swoje lęki. Poezję poczują nawet ci, którzy zwykle siedzą w liczbach.
Spektakl z dobrym tempem, a dzięki pomysłowej scenografii i choreografii, naprawdę może się podobać. Bez fajerwerków, ale z niezłą grą aktorską - tu nie będzie wstydu gdy się młodzież przyprowadzi (a znam w stolicy taki repertuar gdzie szkoły walą, a to czysta zgroza).
Historia dość dobrze znana jednak w innej interpretacji. Jednak ja nie o tym a o aktorach. Nigdy nie ceniłam specjalnie zdolności Maćka Musiała(którego pierwszy raz poznałam w serialu rodzinka.pl), tutaj muszę jednak powiedzieć, że udźwignął jak najbardziej rolę. Nikt jednak od Wojciecha Malajkata lepszy być nie mógł. Charyzma bije od niego z daleka :)
OdpowiedzUsuńzadziwiał energią, choć na pewno to trochę inny typ niż profesor Keating z filmu. A Musiał też mi się podobał, choć inni z tej gromadki jeszcze bardziej
UsuńCzy jest możliwość, aby sztuka ta, była ponownie zagrana? Nie ukrywam, ale ta sztuka wydaje mi się, być na czasie.
OdpowiedzUsuńspektakl wciąż w repertuarze
Usuńhttps://www.ochteatr.com.pl/pl/content/pl/repertuar