Jak się pewnie spodziewacie: nie. Większość komediowego potencjały tych postaci wykorzystano w pierwszej części, a teraz po prostu warto potraktować to jako kolejne spotkanie z dobrymi znajomymi. Przyjemnie spędzimy z nimi czas, niczym nas jednak nie zaskoczą. Skoro wszystkie córki wyszły już za mąż i to za cudzoziemców, to większej tragedii dla rodziców, którzy są konserwatywni chyba być nie może. Przypomnijmy: w rodzinie są już zięciowie z Chin, Algierii, Izraela oraz z Afryki (z Konga o ile dobrze pamiętam). Claude i Marie Verneuilowie (Christian Clavier, Chantal Lauby) oswoili się już z wyborami córek, przeżyli nawet odwiedziny u wszystkich teściów, cieszą się wnukami, czasem który jest przed nimi, gdy już na zasłużonej emeryturze będą mogli odpoczywać otoczeni pociechami.
Sielanka? Otóż nie do końca, bo każdy z zięciów jakoś nie do końca czuje się szczęśliwy w Francji, która przecież szczyci się tolerancją, wielokulturowością, brakiem uprzedzeń i równymi szansami. Oni nie do końca czują się doceniani, nie mogą rozwinąć skrzydeł, czują się nie do końca u siebie, zaczynają namawiać więc swoje żony do... wyjazdu. Jak na to zareagują Claude i Marie? Widzieć córki i wnuki raz do roku? To nie do wyobrażenia - trzeba koniecznie zrobić coś takiego, by jednak udowodnić, że wyjeżdżać nie warto.
Dodatkowo mamy jeszcze jeden ślub i wesele, do którego trwają przygotowania w wielkim domu państwa Verneuil, zamieszania więc nie zabraknie. Jak nie zwariować wśród odmiennych zdań, pomysłów i humorów i pogodzić wszystkich? A może to niemożliwe?
Satyryczna komedia, która pozwalała nam pośmiać się ze stereotypów, uprzedzeń wobec innych religii, ras i kultur, za drugim razem traci trochę na swojej świeżości. Może trochę brakuje samych córek, pałeczkę przejmują ich mężowie, a może po prostu chodzi o powtarzanie podobnych pomysłów jak w części pierwszej? Mimo wszystko dalej bawi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz