środa, 3 lipca 2019

Cesarz, czyli to się jakoś tak odwróciło, że przyzwoitością było brać, a dyshonorem nie brać

M. mobilizuje mnie, by wreszcie napisać zaległe teksty teatralne, więc biorę się za pracę. Dziś ostatni chyba spektakl w tym sezonie, więc jeszcze w lipcu może uda się wybrać to co najciekawsze z tego półrocza. A ten spektakl chyba znajdzie się na podium

MaGa: Zastanawiam się, czy Ryszard Kapuściński pisząc „Cesarza” podejrzewał, że powstanie utwór ponadczasowy; że zmieniając kostiumy, scenografię, czasy, ten quasi reportaż może opowiadać o przeszłości i przeszłości każdej kasty u władzy, przywódców, których deprawuje osiągnięta władza, relacjach członków kamaryli. To, że opisuje dwór cesarza Etiopii Haile Selassje niczego tu nie zmienia. Chciałoby się żyć w innym świecie, ale rzeczywistość skrzeczy.


R.: Cóż, od lat mechanizmy pozostały te same: dwór od wieków rządzi się własnymi zasadami, w których donoszenie, podlizywanie się, intrygi, są na porządku dziennym. Nie możesz funkcjonować poza systemem, bo zginiesz marnie, ale gdy już raz zakosztujesz władzy, zaszczytów, pieniędzy, będziesz chciał więcej i więcej, coraz bardziej oswajając się z tym, że "tak trzeba, bo wszyscy…", coraz bardziej oddalając się od normalnego życia i swoich dawnych zasad moralnych.


MaGa: Swoją drogą trzeba przyznać Kapuścińskiemu, że umiał obserwować świat. Jego „Cesarz” nie jest reportażem, to nie są fakty, to raczej dodatkowe obserwacje do wynurzeń urzędników, którzy po upadku reżimu starają się wyspowiadać, zrzucić z siebie winę, wybielić się przed innymi, jednocześnie opisując jak do tego doszło, jak mogło trwać niemal 40 lat, jak zrodził się bunt i jak wyglądał upadek. Wybór tekstu to zasługa Mikołaja Grabowskiego – reżysera spektaklu, to dzięki niemu mamy niewątpliwą przyjemność uczestniczyć w tak dobrym, mądrym i świetnie zagranym spektaklu. Mistrzowsko wydobył z tekstu mechanizmy, które niejako wspierają, współtworzą ten chory system.



R.: Tak naprawdę są tu przynajmniej dwie rzeczy. Pierwszą z nich jest samo funkcjonowanie władcy, atmosfera niepokoju, podejrzliwości, odgadywania humorów przywódcy, spełnianie jego zachcianek tak by wyprzedzić innych, by donieść na wrogów, zanim oni doniosą i pal licho prawdę. Druga rzecz to zakłamywanie rzeczywistości, tak by potwierdzała ona nasze oczekiwania. Świat chce przysłać nam pomoc, by ratować głodujących w jednej z prowincji - to niech płaci za swoją zachciankę, bo przecież poradzilibyśmy sobie sami, a oni dokładają nam pracy. Studenci protestują - to trzeba zawiesić zajęcia na uczelniach. Nasze media udowodnią, że to wszystko robota zagranicznych podżegaczy i wrogów. Przecież naród kocha swojego władcę.


MaGa: Jak się tak zastanowić, to dwór Haile Selassje wyglądał jak teatr absurdu, ich rzeczywistość to kłamstwa, podłość i taki jakby odwrócony świat, a ich rządy to historia o tyle straszna, tak niemożliwie absurdalna, że aż śmieszna. Śmiertelnie śmieszna. Bo jak można zrozumieć, ocenić władcę, który partyzantów walczących o kraj – zabijał, a kolaborantów stawiał na świeczniku. Zwróciłeś uwagę, że tu nie ma w spektaklu przypisanych aktorom postaci? Jest taki zbiorowy bohater – otoczenie cesarza. Są jedynie głosy. Albo mowa. Też ciekawy zabieg reżysera. Żywiołem jest opowiadanie, relacjonowanie, nie konkretny człowiek. Tak jakby nie było winnych osób, a jedynymi winnymi były… no, właśnie, co? Potakiwania? Spojrzenia? Podejrzenia? Te rządy to groteska podszyta tragedią narodu. Ciężko jest opisać co się czuje pod skórą… ale czuje się to aż do bólu.


R.: Doradcy, sługusi, zarządzający tajnymi służbami, czy wojskiem - w tym gronie pewnie można by wyróżnić konkretne przykłady, ale masz rację, że nie jest to istotne. Chodzi właśnie o pokazanie tego zakłamania, życia w cieniu tronu, a gdy ten się zaczyna chwiać, pokazanie również tego jak łatwo szczury potrafią uciekać z pokładu, ba, czasem nawet obalać tyranów, próbując dalej utrzymać się na fali. My nie wiedzieliśmy - to wina innych, a my stajemy na czele frontu odrodzenia narodu...




MaGa: Świetni aktorzy: Maria Ciunelis, Julia Konarska, Dorota Nowakowska, Wojciech Brzeziński, Marcin Dorociński i Janusz Łagodziński jako urzędnicy Haile Selassjego w swoim mniemaniu - niewinne owieczki, ale my, już od pierwszej minuty spektaklu czujemy pod skórą, że to ludzie podli, sprzedajni, my wiemy, że ich języki mogą kłamać, manipulować, zmieniać historię i rzeczywistość, że białe językiem można zmienić w czarne, a prawdę językiem można zmienić w fałsz. Językiem ubabrana błotem świnia może zmienić się w bielutkie jagnię, a przecież o to chodzi urzędnikom satrapy.

R.: Opowiadają o zwyczajach władcy, opowiadają o tym ile wysiłku czasem wymaga od nich służba na dworze, ale nie oszukujmy się: żyją tam jak pączki w maśle, cały czas zajęcia bardziej sobą, a nie krajem. Wcześniej już o tym wspomniałaś: widzimy nie tyle pojedyncze postacie, ale dwór jako zespół ludzi i tak też trochę odbieram to co dzieje się na scenie. Każdy na swój sposób przykuwa naszą uwagę, niektórzy grając pokorę, inni pajacując, a jeszcze inni próbując odwodnić, że są najbliżej tronu i wiedzą najwięcej.


MaGa: I ten wspaniały Marian Opania w roli tytułowego cesarza. Wspaniała gra twarzą, ruchem, gestem, bo przecież on nie musiał nic mówić, nic robić, nic wymyślać, nic podpisywać. On raczej słuchał i doglądał. On nagradzał i karał. On był i wydawał się być nieśmiertelny. A wokół niego kasta ludzi władzy albo do niej prąca. W której więcej jest świństwa niż dobra. Która w mig wychwytywała o co chodzi cesarzowi. Wyprzedzała jego myśli i była szczęśliwa jeśli zwrócił na to uwagę.


R.: Kapitalna rola. Co tu dużo gadać. Brawa na stojąco. Nawet jak się nie odzywa, te jego spojrzenia, uśmiech lub gest, czujemy że ma swoje znaczenie i on jest tego świadom. Oto siła, autorytet, poczucie wszechmocy. Ale dla mnie najciekawsza była końcówka, gdy czuł, że władza wymyka mu się z rąk i za wszelką cenę próbował ją utrzymać. Protestujący mają moje pełne poparcie i będę ich uważnie słuchał.... Nagle głos się łamie, słabnie, a w nim narasta przerażenie.


MaGa: Ten spektakl ma świetną dynamikę i doskonały ruch dzięki czemu tekst Kapuścińskiego wybrzmiewa jak dzwon podkreślając jego uniwersalny i wartościowy przekaz. Wspaniała inscenizacja, świetne pomysły, zmyślna scenografia, gra muzyką i światłem. Wszystko tu było na swoim miejscu, starannie dobrane - robiło piorunujące wrażenie.


R.: Kanapa, parę krzeseł i mamy efekt. Kto powiedział, że prostotą nie można wygrać? I nawet tego, że chwilami część aktorów stoi na scenie bezczynnie się nie zauważa. Na tyle skupia się nasza uwaga na wypowiadanych słowach, na emocjach, że takie detale umykają.


MaGa: Podejrzewam, że każdemu z nas po obejrzeniu „Cesarza” będzie kojarzyć się jakaś rzeczywistość z dziejów Polski. Nie ma się co oszukiwać, w momencie publikacji „Cesarza” przyjmowano, że może to być pamflet na czasy Gierka, dziś – odniesiemy go do aktualnej rzeczywistości. To traktat o władzy, który staje się niepokojąco aktualny. Gdzie hasło „mierny ale wierny” bije z każdego kąta, gdzie guru jest nieomylny, rozmyte są kompetencje, decyzje są niejawne. Brzmi znajomo? Ale „Cesarz” jest też przestrogą dla każdej ekipy rządzącej, która myśli, że rządzić będą wiecznie, że są nieśmiertelni. Wiatry historii już niejednokrotnie wywiały tych nie do wywiania…


R.: W politykę nie wchodzę, nie namówisz mnie, ale faktycznie uniwersalność tego co widzimy i co słyszymy jest zauważalna. Natomiast idąc do teatru, nie kierujcie się tym, że ktoś tam będzie "dokładał" obecnemu rządowi. Idźcie, bo to świetny spektakl.


MaGa: Mogę tylko gorąco polecić. Idźcie na niego koniecznie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz