Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wojna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wojna. Pokaż wszystkie posty

piątek, 22 lipca 2022

Internat - Serhij Żadan, czyli nikt kurwa nic nie wie i czeka nie wiadomo na co

Ukraina też powraca mi jako temat na różne sposoby. Po Córeczce słynna powieść Żadana. I o ile tam nutka awanturnicza popychała narrację do przodu, to tu trzeba przebijać się przez każdą stronę i jesteśmy coraz bardziej brudni, coraz bardziej pogrążeni w depresji. To trochę jak z Drogą Cormaca McCarthy’ego. Nie trzeba konkretnych zagrożeń, by odczuwać strach, zmęczenie, napięcie. Sama sytuacja w jakiej znalazł się bohater i tysiące jemu podobnych jest po prostu trudna do wyobrażenia. Oto wokół trwają walki, ale nikt dokładnie nie wie gdzie jest linia frontu albo jakie wojska stacjonują akurat przed tobą. Nasi? Czy tamci? Jak odpowiedzieć na ich pytania o to kogo popierasz, skoro czasem nawet nie można być pewnym kto pyta? Język? Naszywki? Rodzaju munduru? Ale przecież równie groźni jak wojskowi mogą być cywile, którzy "robią porządki" z tymi co im nie pasują? Wczoraj mieszkanie pełne, a dziś już puste. Wygnano ich, zabito, czy sami uciekli? Tu niczego nie można być pewnym.

niedziela, 28 lipca 2019

Labirynt Fauna - Guillerno del Toro, Cornelia Funke, czyli czy potrafisz wyczuć zło

Czy pamiętacie film "Labirynt fauna", od którego zaczęła się na dobre sława Guillema del Toro? Oto reżyser postanowił wrócić do tej historii i wraz z Cornelią Funke, znaną autorkę książek dla młodzieży, wydać ją w wersji książkowej. Z jednej strony odezwą się pewnie głosy: ale jak to, przecież prawie nigdy nie udaje się napisać dobrej powieści na podstawie scenariusza. Z drugiej pewnie ci którzy nawet znają film, chętnie do niego powrócą. Zwłaszcza, że Cornelia Funke rozbudowała to co widzieliśmy w filmie o większą ilość legend, które pozwalają nam zrozumieć bieg wydarzeń w teraźniejszości. Wejdziemy do Podziemnego Królestwa, poznamy los poszczególnych artefaktów i to jak wpływały na ich posiadaczy. A więc moim zdaniem warto!

Duże brawa na początek dla wydawnictwa Zysk i S-ka za to, że nie poszły na łatwiznę i nie skorzystały na okładce ze zdjęcia z filmu. Chwała! Za samo wydanie (bardzo ładne) i klimatyczne ilustracje chwała po trzykroć.

piątek, 26 lipca 2019

Cienie imperium, czyli jak wrócić do domu gdy go już nie ma

cienie imperium
W kinach pojawia się ciekawy dokument dla tych, którzy interesują się naszymi wschodnimi sąsiadami, historią i geopolityką. Debiutujący w długim metrażu Karol Starnawski nie stara się jednak edukować, porządkować dat, czy zdarzeń. Pokazuje perspektywę zwykłych ludzi ich dramatów, a poprzez nie porusza nas bardziej niż gdyby pewnie miał zarzucić nas liczbami ofiar. Chyba jakoś niestety przyzwyczailiśmy się do widoku czołgów, wybuchów, ludzi w mundurach i informacji pełnych niepokoju co jakiś czas docierających do nas z obszaru byłych republik radzieckich. Imperium socjalistyczne rozpadło się na kawałki, ale to nie znaczy że Wielki Brat nie próbuje wciąż wtrącać się w różnych regionach i rozgrywać jakieś własne interesy. Od rozpadu Związku Radzieckiego kilkanaście razy wybuchały konflikty na mniejszym lub większym terenie, Rosja za każdym razem wkraczała tam mocno, a czasem zostawała na długie lata jako "rozjemca"... Tu rany nie zabliźniają się wcale tak łatwo, bo też nie ma sił międzynarodowych, które by pilnowały odbudowy, porządku społecznego, sprawiłyby że normalne życie może powrócić bez przeszkód.
Jak się żyje w cieniu imperium?

piątek, 12 stycznia 2018

Wojna nie ma w sobie nic z kobiety - Swietlana Aleksijewicz, czyli bo tak było trzeba


egettNiedługo biegnę na spotkanie DKK na temat tej książki, więc nie wiem czy dziś będzie czas na pisanie - na wieczór już zapowiada się wieczór  przy planszówkach :) A raczej noc.
Niech zawiśnie więc zajawka. A jutro wypełni się ją treścią. Czytaliście? Po drugiej pozycji tej autorki (możecie zawsze sprawdzać zakładkę przeczytane), bardzo nie zaskoczyła, ale na pewno uruchamia dużo refleksji.
***
Po czterdziestu latach od wojny niektórzy nie chcą pamiętać, nie chcą mówić, nie chcą pamiętać. To zbyt bolesne, wciąż w nich tkwi. Nie tylko to wszystko co działo się na wojnie, ale może również i to co działo się po niej - jak niewiele wtedy myślano o tym jak pomóc tym, którzy przeżyli. Ważne było jedynie zwycięstwo.
Najbardziej poruszające u Aleksijewicz jest to, że odkryła dla świata opowieści kobiet, tak bardzo różniące się od tego jak wspominają czas wojny mężczyźni. Nie ma tu specjalnie miejsca na bohaterstwo, wielkie bitwy, strategię, podkreślanie swoich zasług. Jest za to sporo wydawałoby się mało istotnych detali, które stawały się jakimś ważnym symbolem dla tamtego czasu. Jest miejsce na poświęcenie, strach, współczucie (nawet dla wroga), miłość. Kobiety uczestniczyły w tej wojnie nie tylko w rolach do których mężczyźni je przeznaczali (np. jako pielęgniarki), można znaleźć tu wspomnienia tych, które służyły jako snajperki, piloci, dowodzące działem, czołgistki... Tak wiele poruszających słów. Jak żywe stają na nowo przed nimi tysiące ofiar, ranni, bardzo trudne warunki sanitarne, to jak były traktowane na pierwszej linii frontu przez mężczyzn.
Nawet jeżeli któraś wspomni o tym, iż początkowa klęska była wynikiem błędu władz, to wiara w Stalina, w sens mobilizacji i ofiary dla ojczyzny wciąż jest w nich żywy. Tak było trzeba. Nawet jeżeli potem zapomniano trochę o nich, a w swoich środowiskach wycierpiały niemało. Mało kto widział w nich bowiem bohaterki, a raczej ciągnęła się z nimi fama "tych co na froncie z mężczyznami...". Czy jest w nich duma? Raczej z tego, że przeżyły, że mimo wszystko jakoś poukładały sobie życie po wojnie. Bo łatwo nie było. Szły do walki na ochotnika, często jako kilkunastoletnie dziewczyny. Wracały z duszą tak poranioną, jakby przeżyły już całe życie.

Tyle świadectw, jedne krótsze, inne dłuższe. Czasem jakiś wybrany przebłysk, jedna scena, innym razem długa opowieść o motywacji, o emocjach, o różnych doświadczeniach. Lektura niełatwa, może trochę chaotyczna, ale na pewno ciekawa i pozostawiająca po sobie sporo refleksji. Wiele bowiem jest tu poruszonych spraw, o których zwykle w kontekście wojny się nie myśli.

środa, 10 lutego 2016

Krym - miłość i nienawiść, czyli Maciej Jastrzębski w nowej książce o dwóch stronach barykady

Wpadła mi w ręce zupełnie przypadkiem książka Macieja Jastrzębskiego „Krym. Miłość i nienawiść”. Przeczytałem w kilka godzin jednym tchem. Nie dlatego, że temat wciąż aktualny, bo w tamtym rejonie źle się dzieje, ale dlatego, że jak na literaturę faktu, autor bardzo zręcznie stworzył kolaż przeróżnych gatunków literackich, co nieczęsto jest zjadliwe. Tym razem - jak najbardziej!

wtorek, 2 lutego 2016

Szukając Inki, czyli o życiu i śmierci dziewczyny, której los wzrusza nawet największych twardzieli!

„Mówili o tym miejscu Sala Śmiechu i nawet wtedy, sześćdziesiąt lat temu, nikt nie wiedział, skąd się ta nazwa wzięła.
– To wyglądało jak rzeźnia – powie dawny pracownik więzienia.
W podłodze między słupami śmierci wyżłobiono rowek. Spływała nim krew zaraz po egzekucji i potem, gdy już po niej sprzątano. – Tu, w rogu pomieszczenia, stał worek z trocinami. Rozsypywano je w miejscu, gdzie stał skazany. Miały pochłaniać jego krew i odchody – tłumaczy major Kowalski.
Sala Śmiechu czekała na Danusię.”
Kiedy kilka lat temu po raz pierwszy pokazałem moim uczniom spektakl Teatru Telewizji pt. „Inka 1946”, wywiązała się dyskusja na temat patriotyzmu i tego, jak zachowaliby się współcześni nastolatkowie w podobnej sytuacji. Okazało się, ze przedstawienie wyjątkowo mocno oddziałuje na młodych ludzi. Nawet uczniowie, którzy mają wszystko w nosie, przyznawali, że ta dziewczyna to jest ktoś! Mało kto potrafił zrozumieć, ze pewne rzeczy można robić z miłości do Ojczyzny. Padały słowa: szacunek, bohaterka, wielka! Której klasie bym tego nie pokazał, reakcja była zawsze taka sama… No i okazywało się, że nas nie stać byłoby na taką ofiarę.
Gdy w 2014 r. IPN poinformował, że na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku odnaleziono nieoznakowany grób, w którym najprawdopodobniej spoczywają zwłoki Inki, było niemal pewne, że ta książka wreszcie powstanie. I że musi, po prostu musi być tak mocna!
Inka, a tak naprawdę Danuta Siedzikówna, nie dożyła nawet do 18 urodzin… Była sanitariuszką 4. szwadronu 5 Wileńskiej Brygady AK, później - w 1946 działała w 1 szwadronie Brygady na Pomorzu. II wojna światowa zabrała jej rodziców, najpierw ojca, który wywieziony do łagru uciekł i przedostał się do armii Andersa i zginął  w Teheranie 1 1943 r., niewiele później matkę, aresztowaną we wrześniu 1943 r. i zamordowaną przez Gestapo. Po tym wydarzeniu wstąpiła do AK, odbyła szkolenie medyczne i została sanitariuszką. W 1945 r. została aresztowana za współpracę z antykomunistycznym podziemiem, jednak została uwolniona z konwoju przez patrol AK.
20 lipca 1946 r., kiedy przebywała w lokalu kontaktowym w Gdańsku, oczekując na transport medyczny, została aresztowana (adres zdradziła dawna koleżanka Regina Żylińska-Mordas). Co działo się dalej? O tym szczegółowo opowiada Luiza Łuniewska w swojej książce. Bita i torturowana, nie wydała nikogo. W grypsie do babci Siedzikówna napisała: "Powiedzcie mojej babci, że zachowałam się jak trzeba". Tylko tyle po niej pozostało. Później przez długie lata władza próbowała wmówić wszystkim, że ta młoda, odważna dziewczyna, która nie zrobiła nic złego, była wrogiem narodu. 28 sierpnia 1946 r. wraz z Feliksem Selmanowiczem ps. „Zagończyk”, została zastrzelona przez dowódcę plutonu egzekucyjnego ppor. Franciszka Sawickiego. Według relacji świadka egzekucji, ks. Mariana Prusaka, ostatnimi słowami „Inki” było: Niech żyje Polska! Niech żyje „Łupaszko”!
            Opisana w książce prawdziwa historia wspaniałej młodej dziewczyny jest przestrogą, że najbardziej prawego człowieka można unicestwić w imię głupich politycznych nakazów, a także świadectwem odwagi, siły  i wierności ideałom. Płakać się chce, ale trzeba przeczytać!
Sakis



czwartek, 28 stycznia 2016

Noc całego życia, czyli spektakl, który zmienił moje myślenie o teatrze ...

            W ostatnich dniach widziałem kilka różnych przedstawień w różnych teatrach, bywało, że wychodziłem wściekły z powodu straty czasu, czasem zawiedziony, że dobry pomysł nie został odpowiednio wykorzystany, aż w środę wybrałem się do Teatru Żydowskiego. Stało się, muszę zrewidować wszystkie sądy, które wygłaszałem na temat tego teatru… Kto myśli, że oto stwierdzę, że nagle coś się zepsuło, że wynudziłem się, będzie zawiedziony. Rewizja poglądów dotyczyć będzie raczej tego, że wszystkie spektakle w wykonaniu artystów  Teatru Żydowskiego, które do tej pory chwaliłem, bledną przy tym, co pokazano w „Nocy całego życia”. To, co wydarzyło się tego wieczoru, tworzy historię polskiego teatru.