Kolejny raz wchodzę do uniwersum Metro 2033. Bywało raz lepiej, innym razem słabiej, ale odkąd ta seria tak mocno przyjęła się u nas, z ciekawością czekałem na to jak polscy autorzy poradzą sobie z tymi realiami, kiedy ktoś wreszcie pokusi się, żeby napisać coś o naszych miastach.
Powieść Pawła Majki była całkiem smakowita, tym bardziej, że znam już trochę Kraków i poruszałem się po jakby znajomych ścieżkach. Myślałem, iż na drugi ogień pójdzie coś z Warszawą w tle (w końcu metro, nie?), ale jak się okazuje, inne miasta mają więcej szczęścia do pisarzy. Który to już raz Wrocław dostępuje zaszczytu, by to właśnie na jego ulicach działa się akcja popularnych powieści? Niedługo doczekamy się biur podróży, które będą proponować kilkanaście różnych wariantów zwiedzania miasta (to gdzie ta willa z Nomen Omen?). No dobra, nie będę aż tak bardzo zazdrościł, tym bardziej, że dostąpienie zaszczytu w tym przypadku oznaczało iż miasto będzie zrównane z ziemią, a oglądamy je głównie od strony kanałów i piwnic. Ok. W tym przypadku Wrocław na pewno może się pochwalić dużo dłuższą historią i trwalszymi inwestycjami :)
Żarty żartami, ale naprawdę byłem ciekaw jak z uniwersum poradzi sobie Robert J. Szmidt, którego kojarzę raczej z dość przewrotnym humorem, a nie z mrocznymi klimatami postapokaliptycznymi.
No i poradził sobie naprawdę dobrze. Jest klimat, który można by nazwać charakterystycznych dla całej serii, są elementy podobne (choćby strefy wpływów różnych grup), ale na szczęście nie jest jakoś wtórnie. Świeże jest nie tylko miasto (o ile ruiny po wybuchu bomby atomowej można uznać za świeże), ale i trochę inny bohater. Nie żaden doświadczony stalker samotnik, nie młodziak, który dopiero uczy się życia. Nauczyciel pamięta jeszcze dobrze świat sprzed wybuchu, niewiele opowiada o swojej przeszłości, o tym jak znalazł się w obecnej wspólnocie, ale tu stara się służyć swoją wiedzą, przekazując ją kolejnym pokoleniom. Spokojny, dążący do rozejmu we wszystkich konfliktach, lubiany, nikomu nie wadzi... Czemu więc ktoś zamierza się go pozbyć? Czemu grozi się jemu i jego głuchoniememu synowi?
Wydawałoby się, że ktoś posługujący się na co dzień głową, nie będzie w stanie zrealizować ucieczki z enklawy i przebić się przez pół miasta do "ziemi obiecanej", w której mieli by obaj znaleźć bezpieczne schronienie. A jednak Nauczyciel porywa się na taką wyprawę. I z każdym kolejnym odcinkiem kanałów zdajemy sobie sprawę, że mężczyzna ma też spore doświadczenie w walce i radzeniu sobie ze wszystkimi możliwymi trudnościami. Kim tak naprawdę jest i co jeszcze ukrywa? Ta jego przeszłość i umiejętności wtedy nabyte nie raz uratuje im tyłki, ale i będzie niestety wystawiać ich wciąż na nowe ryzyko.
Ciemne, ciasne kanały. Trujące grzyby na ścianach. Potwory na powierzchni i równie potworni człekokształtni, ale jakby kompletnie wyprani z ludzkich uczuć. Przemoc. Zabijanie. Oto co nas czeka na kolejnych stronach "Otchłani". Tempo dość szybkie, więc choć może nie ma tu jakichś spektakularnych starć jak w książce o Krakowie, to trudno się nudzić. Odrobinę humoru zapewni nam postać, która dołącza się do dwójki uciekinierów - młodziutka dziewczyna, żywa jak iskra i cięta jak żyleta. Jej odzywki to był taki Szmidt jakiego kojarzę choćby z "Apokalipsy..." (swoją drogą muszę sobie ją odświeżyć). Ona już wychowała się pod ziemią i dawny świat, jego moralność, zasady, po prostu nie istnieją. Tyle razy dostała od życia po dupie, że jest niczym dzikie zwierzątko, znające jedynie atak lub ucieczkę. Na jej tle jeszcze ciekawsze wydają się rozważania "starca", jak nazywa ona mężczyznę - czy ten świat ma jeszcze szanse na odrodzenie się jakiejś społeczności, czy też wszyscy skazani są na powolną degenerację, utratę tego co czyniło nas ludźmi.
"Otchłań" nie jest wolna od wad, ale podobnie jak i pozostałe książki z tego uniwersum. Jako jedną z największych słabości wymieniłbym przerysowane charakterystyki członków poszczególnych enklaw (no tak, byli już komuniści, hitlerowcy, to czemu nie dresiarze?). Ale i tak stawiam ją na wśród tych najlepszych, napisanych w ramach cyklu. Udało się nie tylko uniknąć nieprawdopodobieństw, udziwnień, ale dzięki temu, że skupieni jesteśmy jedynie na kilku postaciach, że nie ma zbyt wiele wątków pobocznych, Szmidt sprawił, że im mocno kibicujemy, że jesteśmy wciągnięci w tę historię.
Jeżeli jeszcze nie zetknęliście się z tym uniwersum to chyba najlepszym określeniem tego co Was może czekać w przypadku otchłani jest te kilka słów: klaustrofobiczna i niewesoła przygodówka w świecie po wybuchu bomby atomowej. Może i są lepsze obrazy postapokaliptyczne, ale "Otchłań" nie udaje wielkiej filozofii, to po prostu niezła rozrywka.
PS I zapowiada się jej kontynuacja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz