A poniżej dopisuję też drugą recenzję od M.
Tym razem przyciągnęło mnie nazwisko Magdaleny Popławskiej, która tak brawurowo zagrała w "53 wojny". I tu też gra tak, że szczęka opada. W trójkącie, który widzimy na scenie nie tylko ona wypada jednak dobrze, to nie jest sztuka jednej osoby, gdzie reszta jest w tle. Napięcie jakie umiejętnie jest zbudowane, jest zasługą całej trójki, choć jak dla mnie to Adam Sajnuk (również dyrektor teatru) skupia najwięcej naszej uwagi. Jest w nim jakieś szaleństwo, destrukcyjna energia, która nas zaciekawia i to dzięki niemu przecież różne sprawy z przeszłości wychodzą na światło dzienne, bohaterowie mogą raz jeszcze im się przyjrzeć.
Grany przez niego Vince zaplanował wszystko ze szczegółami, korzystając z tego, że Jon (Krzysztof Prałat) przyjechał do miasteczka gdzie się wychowywali z prezentacją swojego nowego filmu. Jest znanym reżyserem, nagradzanym za swoją odwagę, by mówić o współczesnych problemach, w odróżnieniu od Vince'a korzysta z chwili sukcesu, popularności. Kumpel sprzed lat nie osiągnął w życiu zbyt wiele, jest strażakiem, diluje narkotykami, sam często też korzysta z różnych środków. Gdy widzimy ich w hotelowym pokoju naprzeciwko siebie, łatwo wydać wyrok, któremu się wiedzie, a który jest nieudacznikiem, który ma prawo wyrażać porady na temat tego jak żyć, pouczać na temat poukładania sobie spraw. Z minuty na minutę jednak te role zaczynają się odwracać, a plan Vince'a przynosić owoce. Czy jednak dokładnie takie jak sobie to wymyślił?
To co wydarzyło się przed laty wszystkich ich zmieniło, niektórzy jednak wciąż się tym zadręczali, inni próbowali zapomnieć lub też zbudować na tym doświadczeniu coś swojego, co pozwalało zaleczyć rany. To spotkanie również wiele zmieni, pozwoli zrozumieć uczucia innych i spojrzeć na siebie na nowo. Pewność siebie zamieni się w poczucie winy, pragnienie zemsty wcale nie da satysfakcji, a łzy i żal sprawią że wreszcie będzie można szczerze porozmawiać. Rozstali się przed laty i wydawało się, że nie będą musieli już do tych wydarzeń z przeszłości powracać. Ale może było warto... Kto ma być sędzią, kto sprawcą, a kto ofiarą?
"Taśma" to mieszanka thrillera psychologicznego i dramatu, w którym w finale zostajemy ze ściśniętym gardłem. Wcale się nie dziwię, iż mimo upływu wielu lat, ten spektakl w reżyseriii Michała Siegoczyńskiego nie spada z repertuaru - nie traci na aktualności, a być może nawet przy wszystkich wydarzeniach z ostatnich lat i kampanii #MeeToo, temat który porusza staje się coraz istotniejszy, bo wreszcie zauważalny. Dzięki świetnej grze aktorów przez długi czas wszystko jest dla nas zagadką, potem jednak przychodzi emocjonalna kumulacja i... No właśnie, co? Refleksja, pytania, poszukiwanie odpowiedzi...
Kocham takie spektakle.
R
Wyczekiwany od dawna spektakl w Teatrze WARSawy udało mi się w końcu obejrzeć. I mogę śmiało powiedzieć: jest świetny. Spektakl z tych, który stawia więcej pytań niż daje odpowiedzi. Dlaczego wracamy do tego teraz? Co prawda daje każdemu z bohaterów? Czy powinniśmy mieszać się w cudze sprawy? I wiele, wiele innych. Im mocniej nad tym myślimy tym więcej nasuwa się pytań. Kocham takie spektakle, gdzie usiłowanie znalezienia prawdy i ferowanie wyroków, gdy w grę wchodzą emocje, zachowania i pokręcone, nieujawnione motywy z zasady zawsze wyprowadzają nas w pole, a pomyłki w ocenie bohaterów są niemal pewne.
Oto po latach dochodzi do spotkania trójki przyjaciół. Początkowo wygląda wszystko normalnie; Jon jest uznanym reżyserem, który swoją twórczością filmową usiłuje dociec dokąd zmierza współczesny świat pełen zakazanych używek, trochę moralizator, trochę przemądrzalec, Vince jest jego przeciwieństwem – niby strażak, ale prędzej diler narkotykowy, człowiek przegrany, wyniszczony piciem i ćpaniem, ale jego wieczną wadą/zaletą jest umiejętność stawiania na swoim. I to jego nieodpuszczanie staje się osią dramatu. Spotykają się w tanim hoteliku i ich rozmowa zaczyna zbaczać w stronę ostatniej wspólnej zabawy klasowej przed maturą, kiedy obaj kochali się w Amy i pewnego zdarzenia na tej imprezie, o której nikt przez 15 lat nie mówił. Tekst Belbera powolutku zaczyna wprowadzać widza w dziwne relacje tych dwóch mężczyzn, gdzie pod maskami przyjaźni zgrzyta coś od spodu, gdzie żaden nie mówi otwartym tekstem tylko chowa się za uśmiechem, gadaniem „na okrągło”. Okazuje się, że owe zdarzenie każdy pamięta inaczej, ale odczuwa się, że pod tymi niby normalnymi dialogami kryją się jakieś niuanse rozgrywki psychologicznej. Kiedy dołączy do nich Amy, sytuacja wcale nie zrobi się bardziej klarowna – ona również pokaże maskę, co spowoduje, że zaczynamy się gubić w tym gąszczu psychologicznych gierek każdego z nich, wikłamy się w zgadywanie motywacji, które nimi kierują, ciężko nam zrozumieć ich zachowania.
Tytułowa taśma przewróci do góry nogami dotychczasowy świat bohaterów, przez nią ujawnią się emocje i uczucia gromadzone latami i chowane za pozornym spokojem. Tajemnice zostaną odkryte, sekrety nazwane po imieniu, lęki oswojone, choć to wszystko staje się jakby wbrew im samym. I kolejne pytania: Komu potrzebna jest prawda? Czy słowa przeprosin coś zmienią? Tak jak do tanga trzeba dwojga, tak do odpuszczenia winy – również. Tylko jak się zachować, kiedy przyjęcie przeprosin zburzy dotychczasowy świat zbudowany wbrew pamięci tragicznych zdarzeń? A może zemsta na tych co uświadamiają nam bolesną prawdę, wbrew naszej woli będzie bardziej na miejscu? Wszak prokurator może wiele…
Więcej nie zdradzę, bo ten spektakl każdy musi odkryć sam dla siebie. Nie jest łatwy, ale ja widzę w nim same zalety. Minimalistyczna scenografia doskonale nadaje się do złożonej gry psychologicznej postaci, jest niemal niewidoczna, nie odciąga uwagi od rzeczy najważniejszych. Światło prowadzone doskonale… okazuje się, że kolorem można zdziałać wiele.
I aktorzy. Jon – Krzysztof Prałat i Amy – Magdalena Popławska grali wybornie, pięknie przedstawili targające nimi emocje: strach, oburzenie, wściekłość, rezygnację, kłamstwo, czułość. Nic nie można im zarzucić. Zapalenie papierosa, dygot ręki, spojrzenie… dobrze zagrane – podnosi wartość utworu. Ale prawdziwą gwiazdą tego spektaklu był Adam Sajnuk. Po raz pierwszy widziałam go na scenie i… uwierzcie, jest to niezapomniane odczucie.
Polecam
MaGa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz