piątek, 25 stycznia 2019

Czarna Pantera, czyli król lew z domieszką S-F


Nigdy nie byłem jakimś fanem komiksowych uniwersów, nie znam wszystkich filmów, więc nie mam zamiaru się wypowiadać na temat tego, czy "Czarna Pantera" wnosi coś nowego i daje nowego ducha Marvelowskim produkcjom. Ale uważam, że mam prawo powiedzieć swoje zdanie na temat tego, że coś takiego nominuje się do Oscara. Cholera, już samo stawianie obok siebie tak różnych jakościowo filmów umniejsza rangę tej nagrody, jest obelgą dla wielkich reżyserów, dla kina autorskiego. Rozrywkowe filmy, nawet choćby i najlepsze pozostają w pamięci widza, stają się kultowe, ale do cholery - Oscar? Za co? Co w tym wyjątkowego?
Siedzisz, zajadasz popcorn, obrazki migają, ale nie ma w tym odrobiny czegoś do refleksji, do przeżycia, sztampa, mordobicie i fajerwerki. Ja rozumiem, że to jest kasa i tłum głosuje nogami. To ja poproszę o utworzenie odrębnej kategorii: najlepszy odmóżdżacz i tyle. Nie omijam tego typu filmów, czasem dobrze się na nich bawię (Bondy uwielbiam), ale nie zestawiajmy tego z czymś zupełnie z innej jakościowej półki.


photo.title
photo.titleI po tych długich dywagacjach na temat Oscarów, parę zdań o "Czarnej Panterze". Jak dla mnie pomysł na zestawienie super technologii i "dzikusów" z dzidami, raczej jest średnim ukłonem dla Afroamerykanów, nadal śmierdzi na kilometr stereotypami. Jest to jednak na pewno jakaś próba wyjścia poza dotychczasowe schematy - skoro kobiety mogły dołączyć jako pełnoprawne bohaterki, to czemu nie ktoś o innym kolorze skóry... Misja nie dotyczy jednak ratowania całego świata i miast amerykańskich (przynajmniej nie bezpośrednio), a rozgrywek między braćmi w Afryce. Spór o to czy dalej używać wszystkich zdobyczy technologicznych jedynie dla siebie, czy użyć ich do obalenia rządów białych i wyzwolenia ciemiężonych kuzynów, jako pretekst do walki o władzę się sprawdza, natomiast lepiej specjalnie nie zastanawiać się nad tym jak to wygląda i miałoby wyglądać praktycznie. Pociągi latające nie wiadomo po cholerę i z kim, broń, medycyna, ale to jakieś migawki, a nie sensownie przedstawiony świat, w Wakandzie widzimy jedynie garstkę u tronu i nikogo więcej. I nawet oni bardziej podporządkowują się tradycji i przesądom, niż wiedzy i mądrości.
O aktorstwie w tego typu produkcjach szkoda gadać, rządzą raczej efekty, czy też efekciarstwo, akcja, może kostiumy... Najbardziej chyba reżyser musiał napracować się nad tym, by to się trzymało kupy i nie nudziło. Nie nudzi. Ale to bajka, w której nie widzę nic ciekawego. Nadal czymś wyjątkowym i niedościgłym w świecie superbohaterów pozostaje jak dla mnie "Mroczny rycerz". Choć obejrzałem "Strażników", których kiedyś zachwalał u mnie na blogu Ryszard i muszę coś od siebie dopisać do jego notki. Tam przynajmniej był ciekawy klimat i jakaś myśl do przekazania. Tu nawiązywanie do imigrantów, obowiązku pomocy, stanowi aż zbyt nachalny i naiwny komponent.
Ale gdy myślę co ten film może znaczyć np. dla amerykańskich czarnoskórych dziesięciolatków, to rzeczywiście jest on pewnego rodzaju rewolucją mentalną. Może za to ta nominacja do Oscara?

2 komentarze: