sobota, 12 stycznia 2019

Władca Paryża, czyli prawo łamał sam, teraz potrzebuje współpracowników

Wczoraj wróciłem do domu po 20 godzinach od wyjścia z niego, więc wybaczcie, że plany na poważne notki idą w łeb. Dorzucam do kolejki Romę, Nerkowskiego, teatr, a dziś przed koncertem i trochę w biegu (przygotowania do jutrzejszego zbierania na Orkiestrę) dwie notki powiedziałbym bardziej na luzie.
Nie wiem bowiem ile osób na przykład zainteresuje francuski obraz Władca Paryża. Ani to kino sensacyjne, ani amerykańskiej, nie stoi za nim potężna reklama. Przyznaję się, że ja też wybierałem je z repertuaru Kina Atlantic tylko dlatego, że miałem wolne popołudnie, a inne rzeczy już widziałem.
No, może trochę z ciekawości jak też opowiedzą historię Vidocqa, słynnego złodzieja i awanturnika, który potem... zrobił karierę w policji. Postać znałem i nie ukrywam, że gdyby nie fascynujące książki Łysiaka o epoce Bonapartego, nic o niej nie wiedząc, też bym sobie tą produkcję darował. Znając życiorys bohatera, wiedziałem że może być podstawą do dobrego scenariusza.



photo.title
W filmie nie zobaczymy jego wszystkich ucieczek z więzień, nawet o zaostrzonym rygorze. To one uczyniły go legendą i postacią znienawidzoną przez władze, a uwielbianą przez półświatek, który widział w nim swojaka. W filmie mocno wygładzono jego osobowość, próbując odwodnić, że to człowiek dumny i honorowy, który jedynie przypadkiem wpadł w kłopoty z prawem, a potem przez motorem jego działań była chęć uzyskania anulowania wyroków. Trochę w tym prawdy jest, bo też rzeczywiście mimo, że współpracował z policją, wciąż ciążyły nad nim dawne sprawy, więc widać że próbowano nim manipulować, wykorzystać. Ale tego, że jego wydział kryminalny był tworzony m.in. z kryminalistów już w filmie wolano nie pokazywać. Zadziwiał skutecznością w łapaniu przestępców, bo znał środowisko. Ale raczej aż tak "święty" jak na filmie to sam nie był. 
władca paryża vidocq

Mocno podkoloryzowano jego życiorys, całą fabułę budując wokół konfliktów z ludźmi, którzy go znali z lat więziennych - kto niby ma zostać władcą Paryża, Vidocq, czy oni. Człowiek, który nagle zmienił front i pracuje dla władzy, czy oni, uważający go za zdrajcę.
Nie jest to może produkcja, która by zachwycała tempem akcji, brawurą, ale mamy do czynienia z przyzwoitą produkcją kostiumową, z wątkami przygodowymi, czy kryminalnymi. Wątek z marszałkiem Fouch
é być może będzie dla nas mało czytelny, wchodzimy już w wielką politykę, pozostaje wtedy trochę poczytać o epoce. Zabrakło też detali pracy detektywa, a przecież Vidocq jest uważany za jednego z prekursorów współczesnej kryminalistyki. Dobra rola Vincenta Cassela, pewnego rodzaju szorstkość bohatera, fajne zdjęcia XIX wiecznego Paryża - to na pewno bym zaliczył na plus. Z kina kostiumowego chyba jednak więcej oczekuję wypatrując "Faworyty" i "Marii Królowej Szkotów".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz