Krótka historia ludzkości. Ba, że skrócona to raczej wada, a nie zaleta, bo takich opowiadaczy to by się chciało słuchać i słuchać. A potem z nimi dyskutować. I to jest właśnie siła moim zdaniem tej książki: w sposób fantastyczny (i po łebkach, czyli skrótowo) autor potrafi opowiadać, jednocześnie zmuszając do pracy nasze umysły, wyobraźnię, krytyczne myślenie.
Rzadko kiedy książki popularno-naukowe zajmują szczyty list bestsellerów, w dodatku mamy przecież do czynienia ze wznowieniem tego tytułu. Zasługuje jednak na różne pochwały. Nie dlatego, że coś nowego wnosi do nauki, jest odkrywczy, ale za pasję z jaką to jest napisane, styl oraz ogromną wszechstronność. Opowiadać o historii, łącząc jednocześnie ją z ekonomią, filozofią, biologią, naukami społecznymi, pewnie nie każdy potrafi. Za to brawa ogromne. A zawartość?
Cóż... Im dalej w las, tym miałem wrażenie, że drzewa jakieś rachityczne, połamane, a niektóre nawet sprawiały wrażenie sztucznych. O co chodzi? Im bliżej historii współczesnej, tym bardziej autor zaczynał się rozpędzać ze swoimi hipotezami, które delikatnie powiedzmy były dość naciągane. Oczywiście na pierwszy rzut oka np. zestawianie obok siebie Azji, Afryki i maleńkiej Europy, by porównywać ich osiągnięcia i doszukiwać się tego co było podstawą sukcesu, podkreślanie istoty inwestycji w naukę i rozwój, wygląda bardzo wiarygodnie, są tu jednak jedynie namiastki argumentów, a nie żadne dowody potwierdzające jego "genialne" stwierdzenia. O ile gdy pisze o ogromnym skoku jakiego dokonali ludzie przechodząc z trybu życia koczowniczego, do rolniczego i podkreśla wagę mitów, społecznych przekazów, które budowały wspólnotę, pewnie można by się nad jego wnioskami z uwagą pochylić, o tyle potem miałem chwilami wrażenie, że stawał się w kolejnych opisywanych etapach historii coraz bardziej subiektywny, wyśmiewając i bagatelizując religię, usprawiedliwiając imperia i kierując swoją uwagę ku temu co najbardziej go interesuje, czyli nauce i pieniądzowi. Właśnie w nich widzi motor, który popycha nas wciąż do przodu, w ogromnym tempie i być może ku zagładzie (choć raczej tonuje obawy, zachwycając się wizją futurystycznej przyszłości).
To nie tyle książka, z której czegoś można się nauczyć, a raczej zebrane w pewną całościową strukturę, połączone ze sobą felietony, które mają inspirować do dyskusji. I to nie naukowców, bo to nie jest książka dla nich (chyba, że mieliby się z niej uczyć jak pisać i opowiadać z pasją o tym czym się zajmują), a dla przeciętnych zjadaczy chleba jak ja i ty.
W krótkim czasie istoty ludzkie nie tylko opanowały całą planetę, eliminując po kolei swoich wrogów, ale i dokonały bardzo istotnych ingerencji w to jak wygląda na niej życie. Te i inne stwierdzenia akcenty o charakterze przestrogi kogoś komu leży na sercu ekologia, może nie są niczym zaskakującym w porównaniu z innymi, które tu padają (łączenie pewnych wydarzeń ze sobą, choć na pierwszy rzut oka nic wspólnego nie mają), na pewno jednak, podobnie jak powracający motyw zrównywania ludzi i zwierząt z pytaniem o ich los, w nich najbardziej widać, że więcej czasem tu emocji niż argumentacji. To nie jest złe - ale bardziej pasowałoby właśnie do zbioru esejów, a nie książki, o której mówi się, że ma charakter naukowy. Jako synteza wiedzy z różnych obszarów sprawdza się fajnie, jednak na dość płytkim poziomie. Już sam zakres może rozbawić: od początków ludzkości, aż do wizji przyszłości, gdzie człowiek może uzyskać nieśmiertelność... I po drodze jeszcze dywagacje na temat szczęścia. Ech...
Wiecie jednak co? Marudzę, ale to się kapitalnie czytało. Wkurzałem się, miałem ochotę natychmiast o jakimś fragmencie porozmawiać i powiedzieć własne zdanie na jakiś temat, bawiły mnie uproszczenia, a czasem dziwiłem się zestawieniom pewnych faktów i pokazywaniem tego jako dowód. I co z tego. Marzę o tym, żeby w szkołach, na uczelniach wykładali właśnie tacy ludzie. Bo oni inspirują, pobudzają do poszukiwań (choćby argumentów do obalenia ich tez), zarażają pasją. I gdybyż jeszcze oprócz daru opowiadania, mieli również dar słuchania, by nie tylko obstawać przy swoim, ale wspólnie poszukiwać. Pomarzyć, nie? Chociaż może w szkole niekoniecznie, bo na tym etapie przyjmuje się często wszystko jak pelikan, łykając bezmyślnie, a to nie byłoby bezpieczne. Autor niby nie pisze o tym wprost, ale przecież z rozdziałów biją w oczy jego przekonania i zwyczaje (np. buddyzm).
Harari zachwycił mnie erudycją, inteligencją i pasją. Pierwsza książka przeczytana w tym roku (i pierwsza na nowym czytniku), będzie prawie na pewno figurować w zestawieniach tego co najciekawsze na koniec 2019. A może uda się jeszcze coś znaleźć tego autora? W każdym razie nabrałem ochoty na więcej tego typu literatury, przypomniały mi się czasy gdy czytywałem w młodości choćby Iłowieckiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz