Pokazywanie postów oznaczonych etykietą metal. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą metal. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 24 lutego 2025

Prorok Ilja - Patriarkh, czyli podróż do Wierszalina, ale w skórach i z agresją

Poniedziałek - czas na muzykę. Dziś ostrzegam że będzie bardzo ostro. Chyba nawet dla mnie chwilami to jest ponad moją normę natężenia do zaakceptowania, mimo że przecież lubię ostre dźwięki. Black metal to jednak nie moja bajka. 

Czemu więc piszę o tym krążku? Bo uwielbiam nawiązania do folku, łączenie zupełnie innych bajek muzycznych, a tu właśnie coś takiego otrzymujemy. Prawosławne śpiewy, dawne instrumenty, melodeklamacje Adama Struga no i napierdalanie na maksa, ten ryk za którym nie przepadam. Ależ mieszanka. Na pewno nie do zniesienia dla uszu, które wolą harmonię, bo po chwili zachwytu, będą zszokowani i będą chcieli natychmiast uciekać.  

Oczywiście nie jest tak ostro cały czas - to właśnie klimat jest mocną stroną tej płyty - chóry zarówno męskie jak i żeńskie, zwalnianie tempa, mistyczna atmosfera. Ale gdy już wchodzą gitary i zaraz po nich często ten charakterystyczny blackmetalowy wokal, z którego za cholerę nie zrozumiesz ani słowa, nagle ze świątyni jesteś zabierany wprost do piekła.

poniedziałek, 7 października 2024

My years with UFO - Michael Schenker, czyli po 50 latach wciąż nóżka chodzi

Poniedziałkowa dawka muzyki i coś trochę oldschoolowego. W latach 80 jakoś nie pałałem wielkim entuzjazmem do kapel grających rockowo-metalowe klimaty, choć wtedy mieliśmy prawdziwy ich wysyp, dziś jednak czasem wracam do tych brzmień. Doceniam nie tylko popisy gitarzystów, ale i to w jak melodyjny, przebojowy sposób potrafiono sprzedać cięższe brzmienia. Przecież to rock, który dziś byśmy charakteryzowali raczej jako bliższy głównemu nurtowi, raczej piosenki, wpadające w ucho hity, a nie zaangażowane kawałki pełne buntu i wściekłości jakie później kojarzyły nam się z kapelami robiącymi hałas na scenie.

Oto trafia w moje łapki album z odświeżonymi wersjami klasyków jednej z legend tamtych czasów. UFO swoje najlepsze numery nagrywał z Michaelem Schenkerem i to on właśnie postanowił sięgnąć po ten repertuar i nagrać go na nowo z zaproszonymi gośćmi.

poniedziałek, 12 sierpnia 2024

Some are born to endless night - Fright Night, czyli zanurzcie się w klimat niekończącej się nocy

Poniedziałkowa dawka muzyki i tym razem zespół, o którym kiedyś pisałem przy okazji EPki (kliknij tu jak jesteś ciekaw), czyli Fright Night. Mają wreszcie swój pełnowymiarowy materiał, a za sobą już całkiem sporo koncertów i doświadczeń (m.in. festiwal Castle Party w Bolkowie). Czy udało się przenieść do studia trochę tego mrocznego klimatu i pazura, jaki udaje się osiągnąć w występach na żywo? Moim zdaniem tak.

Gdy ich słyszysz po raz pierwszy, pewnie uruchamiają się różne skojarzenia, zespół jednak wcale nie ma zamiaru zamykać się w jakimś jednoznacznym kręgu muzycznym. I trochę to czuć na tym krążku, który pokazuje ich różne odsłony - czasem jest więcej w tym metalowej ikry, a czasem jednak mocniej pobrzmiewa gotycki mrok. O ile przy EPce skupiałem się głównie na oryginalnym wokalu przypominającym mi trochę Eldritcha z Sisters of Mercy, to teraz wyraźnie to raczej cięższe granie. Może bardziej Fields of the Nephilim czy Danzing. Pozostajemy wciąż na pograniczu rocka gotyckiego i metalu, gitarki pięknie rzężą, a Łukasz Bołdyn udowadnia, że potrafi wchodzić nawet w wysokie rejestry :)

poniedziałek, 13 maja 2024

It is what it is - Sonic Universe, czyli ktoś potrzebuje porcji energii?

Poniedziałki miały być muzyczne, no to łapcie świeży i energetyczny krążek. Niby ostatnio rzadziej siedzę w ostrych klimatach, ale ci łoją nie tylko ostro, ale i z klasą. Zresztą co się dziwić - za nowym projektem stoi m.in. Corey Glover z Living Colour. Trochę tamtego ducha tu się przemyciło.

Panowie zafundowali nam 10 numerów i może niby bez zaskoczeń w porównaniu do tego czym się zajmują na co dzień, ale jest w tym też jakaś świeżość, jakby w nowym składzie potrafili złapać trochę oddechu i zacząć się bawić muzyką jak za dawnych lat. A przecież grają już długo.

Jest moc - ich debiutancki krążek to mieszanka metalu, rocka, ale i funku. Jak się okazuje nie trzeba jedynie ryczeć do mikrofonu przy cięższych riffach. Oni bujają, potrafią prawie tanecznie rozkołysać, a potem wbić w ziemię potężną perkusją i ścianą dźwięków.

piątek, 23 lutego 2024

Live in Carthage - Myrath, czyli egzotycznie i jakże ciekawie

Nie jestem znawcą muzyki metalowej, najczęściej sięgam po łagodniejsze klimaty, ale jeden z postów w skrzynce pocztowej mnie zainteresował na tyle, że zacząłem sprawdzać i nie ukrywam, że wpadła mi ta muza w ucho. Tunezja, elementy folkowe ze świata arabskiego i ostre gitary? Przecież to brzmi zaskakująco, prawda?
W oczekiwaniu na ich najnowszą płytę, która zdaje się ma pojawić się 8 marca, sięgam po album poniekąd przekrojowy, oddający ich umiejętności i pomysły, czyli album koncertowy.

Rzymski amfiteatr, siedem tysięcy publiki, która zna zespół, bo przecież grają u siebie, więc atmosfera kapitalna. Możemy jedynie domyślać się, że metalowcom w Tunezji raczej łatwo nie jest, więc fajnie, że ktoś ich zauważył, dał szansę i w tej chwili mogą promować swoją muzykę na całym świecie. 

środa, 26 października 2022

Rumble of Thunder - The Hu, czyli metal z domieszką egzotyki

Jako wstęp do tej notki powinienem napisać chyba o ostatnich poszukiwaniach muzycznych mojej starszej córki - po serialach o wikingach, różnych fascynacjach, zaczęła poszukiwania muzy, która by pasowała do filmów, gier, sprawdzać różnych wykonawców. I tak trochę zaczęliśmy wzajemnie podrzucać sobie różnych wykonawców: a sprawdź to. Męskie głosy i klimat, to jej punkt wyjścia, a mnie zaprowadziło to nie tylko do Skandynawii, ale też skojarzyło się z jednym z najbardziej niesamowitych sposobów śpiewania, czyli mongolskim śpiewem gardłowym. I tak właśnie przypomniałem sobie The Hu, które kiedyś mi się spodobało, a które jak się okazuje właśnie wydało kolejny krążek. Ich oryginalność to właśnie między innymi wokal, ale i elementy folku, egzotyki, które potrafią wpleść w to co grają w ciekawy sposób.

poniedziałek, 10 października 2022

Stratovarius - Survive, czyli melodia ale i mocne brzmienie

Nadrabiam trochę ilość notek na blogu, nie dziwcie się więc, że będą wpisy krótkie i trochę o rzeczach może mniej interesujących, czy głośnych. Czasu braknie :) Ale czasem wpadnie chwila na jakąś fizyczną pracę i choćby tak jak dziś gdy zapomniałem telefony gdzie mam audiobooka z najnowszym Kingiem, można odpalić jakąś płytę.
Padło na coś energetycznego i gatunek, którego słucham raczej mało. Metal. Ale nie bardzo ciężki, żaden tam death, tylko coś bardziej melodyjnego, co pewnie niejednemu wpadnie w ucho. Kiedyś popularność zdobył choćby Europe, ale kolesie ze Stratovarius nie są kapelą jednego przeboju - od lat nagrywają coś co chyba najlepiej będzie zdefiniować jako metal symfoniczny i mają sporo fanów. Teraz po po kilku latach milczenia kolesie ze Skandynawii powracają z nowym albumem.

poniedziałek, 8 sierpnia 2022

Vivid - Living Colour, czyli stare ale jare

Jazda na PolandRock i z powrotem to ładnych parę godzin jazdy, więc i płytek trochę zabrałem ze sobą do słuchania, a wiele z nich po raz pierwszy od dawna trafiło do odtwarzacza. I tak między innymi powróciłem do Living Colour i ich debiutu. Jakoś w głowie miałem, że to muza dość ostra, ale motywy w których powiedziałbym że bliższe są metalowi, są tu dość nieliczne. Cóż - jednak lata 80 to czasy gdy nawet łojenie brzmiało trochę inaczej. A może to rzeczywiście specyfika tej właśnie formacji? Nie dość że Nowy Jork, czyli spory tygiel muzyczny, duże wpływy jazzu, to jeszcze afroamerykanie w swoich duszach mają coś bujającego, więc funk nie jest tu niczym zaskakującym. A może właśnie jest? Bo słucha się tego fenomenalnie. To była fajna odmiana po ostrzejszej muzie, barwna, kolorowa, żywa, melodyjna. I wcale nie tak ostra jak o niej myślałem.

wtorek, 14 czerwca 2022

Szczodre gody - Velesar, czyli poderwać praojców z grobów

Metalowe brzmienie gitar i słowiańskie fleciki? Jest moc w tym projekcie! Velesar zasługuje na to, by się zainteresować tym co robią, nawet jeżeli rymowane teksty nawiązujące do Swaroga i dawnych bóstw, wywołują uśmiech na twarzy. Może gdyby to były melodie ludowe, słuchalibyśmy tego jakoś bardziej serio, a tu przy metalowych riffach brzmi to ciut dziwnie, ale szacun za wierność pewnej idei, za czerpanie inspiracji. Grać metal może każdy, a tu proszę - ciekawie połączony z folkiem, nawet z szantą, brzmi on zupełnie inaczej.
Wcale się nie dziwię, że właśnie ten album uzyskał najwięcej głosów i zdobył tytuł folkowej płyty roku w plebiscycie Wirtualnych Gęśli.

środa, 21 lipca 2021

Pull The Wire - Życie to western, czyli gdyby nie te chórki

Bunt w muzyce kojarzy nam się zdecydowanie z wściekłością, ale przecież nie brakuje kapel, które robią to po swojemu, może nawet czasem żartobliwie. Czy wypadają przez to mniej wyraziście? A to już pytajmy fanów. Dla mnie KSU i inne punkowe zespoły, które rżną tak naprawdę rock'n'rolla z przytupem i rymowanymi, prostymi tekstami to trochę takie "ludyczne" granie - wiemy, że publika lubi prosto, chwytliwie, więc gramy jak lubią. Czasem się przemyci w tekście jakąś głębszą myśl i mamy frajdę, że oto starzy bujają się do rytmu przy kawałku opowiadającym o złości przeciw starym. Bardziej zwraca się uwagę na melodię, na chórki niż na samo przesłanie, bo przecież wielkiej agresji i złości w tym nie słychać. I to chyba jako wstęp do notki o Pull The Wire powinno wystarczyć. Jak czytam, że to buntownicy, to uśmiecham się i kiwam głową. Co będę się z koniem kopał. Taką konwencję wybrali, mają słuchaczy, więc niech robią swoje, nawet jeżeli dla mnie to w tym tyle buntu co w obecnym Big Cycu.

czwartek, 25 marca 2021

Dead Poet Society - -! - (The Exclamation Album), czyli robić swoje

Idźmy za ciosem i znowu zarzućmy coś muzycznego. Dziś jeszcze większa dawka mocy. Debiutancki krążek Dead Poet Society poza tym, że zaskakujący tytuł, stanowi sporą dawkę bardzo miłych dla mojego ucha dźwięków. Zaskakujące połączenie chwilami bardzo łagodnego wokalu ze ścianą gitar godną Mansona czy RHCP. Ładne to jest! Zaskakująco melodyjne, ale i miejscami nabiera fajnego charakteru. Są w tym zarówno jakieś odwołania do bluesa, rocka, metalu. Balansuje między gatunkami, trochę wciąż szukając drogi do tego, by jednak podbić serca nawet tych, którzy ciężkiej muzy słuchają rzadko. Młodziaki mają ciekawe pomysły i choć towarzyszy temu też tupet (a może brak skromności?), no bo wstawki z rozważaniami na temat świata to chyba jednak fajnie by było zachować na wywiady. Taka buta od strony muzycznej przynosi jednak fajny efekt. Jest w tym sporo fajnych pomysłów, gitarki rzężą aż miło, a tu kawałek rozwija się w bardziej popowym kierunku albo bywa odwrotnie, niby w tle jest łagodniej muzycznie, a tu w wokalu wściekłość aż miło...

sobota, 6 marca 2021

The Maddest Stories Ever Told - Fright Night, czyli dzieci nocy

Dla wszystkich muzyków to trudny czas, ale chyba szczególnie trudno mają młode zespoły, które do świadomości fanów dopiero się przebijają, nagrywają dopiero pierwszy materiał i najlepszym sposobem na przekonanie do siebie było ganie koncertów. No właśnie, byłoby. Wszyscy jednak musimy wciąż na to czekać jak na deszcz w czasie suszy.
Obok różnych krążków jakie sobie wyszukuję w sieci, z radością więc udostępniam materiał, który został mi przesłany na skrzynkę mailową, z zachętą bym się z nim zapoznał. Niech te dźwięki idą zatem w świat, a kto wiem, może za parę lat, będziemy walczyć o bilety na ich koncerty.
Zespół zwie się Fright Night i gra całkiem fajne połączenie hard rocka z mrocznymi, gotyckimi klimatami. Zafascynowani są kinem grozy, horrorami, co nie tylko czuć w klimacie muzycznym, ale i tekstach. 

poniedziałek, 11 maja 2020

Nocny Kochanek Alkustycznie, czyli to już nie to samo

Wiemy już, że w tym roku o zabawie na Pol'and'rock możemy niestety zapomnieć. Choćby nie wiem jak ktoś się starał, online tej atmosfery się nie odtworzy. Podobnie jak średnio udają się próby robienia nowych wersji swoich przebojów w domu - szczególnie jeżeli ktoś bazuje na ostrych riffach i ciężkim graniu. Tak właśnie mam z Nocnym Kochankiem - jedną z kapel jakie zrobiły w ostatnich latach duże show właśnie w Kostrzynie. Widziałem ich na żywo i wcale się nie dziwię, że zostali dobrze przyjęci, bo choć zespół odbierany jest raczej jako muzyczny wygłup, na żywo wypadają świetnie. Duża w tym zasługa Krzyśka Sokołowskiego - wokalisty, który drze ryja i potrafi utrzymać świetny kontakt z publiką. Jego charakterystyczny wokal nie wszyscy lubią, ale nie da się zaprzeczyć, że pasuje głównie do metalowych numerów, gdzie może rozwinąć pełną skalę. I to mój największy problem z ich najnowszym krążkiem.

poniedziałek, 16 marca 2020

Wy tak serio? czyli Władcy chaosu i Heavy Trip

Dwa filmy, w których norweskie ciężkie granie jest tematem przewodnim. I cholera, choć tylko jeden jest komedią, to i przy tym poważniejszym trudno nie powstrzymać się od uśmiechu. To wszystko jest tak pełne pozerstwa, jest tak dziecinne, przerysowane... I choć pewnie wielbiciele death metalu i ciężkiej muzy zaraz by się obrazili, to proszę mieć pretensje nie do mnie, ale do twórców. Naprawdę można odnieść wrażenie, że ci, dla których satanizm, cała mroczna ideologia i negowanie życia były na serio, kończyli po próbach samobójczych, bo po prostu mieli duże problemy z psychiką. A ci którzy dalej grają, robią wokół tego show, a po nim wbijają się w garnitury i liczą hajs, po prostu nie są szczerzy - dla nich to sposób na robienie wokół siebie hałasu.
Mayhem, Burzum, to legendy dla fanów black metalu. Ale ten film, choć teoretycznie miał pokazać ich drogę do sławy, nie skupia się na muzyce, ale na ich problemach psychicznych - kompleksach, żądzy władzy i sławy Euronymousa, śmierci samobójczej jego kolegi i psychopatycznej osobowości Varga, który za wszelką cenę próbuje udowodnić, że potrafi zrobić wszystko to o czym inni jedynie gadają. I choć w całej ich fascynacji nazizmem, satanizmem, śmiercią i mrokiem można dopatrzeć się bardziej symboliki, chęci szokowania, to podpalanie kościołów i mordowanie ludzi jako naturalna konsekwencja takich fascynacji już wcale zabawna nie jest. I to jest w tym filmie dziwne.   

niedziela, 13 stycznia 2019

Zacieralia, czyli wyjmij kołek z dupy

Dzięki mojej szalonej żonie mimo zmęczenia i pracowitej niedzieli zaliczyłem pierwszy koncert w tym roku.
Co prawda jedynie jeden dzień z festiwalu Zacieralia i to niepełny, ale to i tak blisko 6 godzin zabawy i 7 kapel.
Pisałem już o Festiwalu chyba dwa lata temu, jak wbijecie w zakładkę muzyka, tam są również koncerty. I nie zmieniam zdania o imprezie - czegoś tak kopniętego to długo by szukać w Polsce i Europie. Wyobraźcie sobie Festiwal, w którym wykonawcy witani są okrzykiem: wypierdalać!, w którym okrzyk pokaż dupę, wywołuje natychmiastową reakcję na scenie, w którym cały czas prowadzi się urocze pogawędki z publiką i z każdej strony padają spore ilości chujów, kurw i równie miłych komplementów, w którym im dziwniej się ubierzesz tym lepiej (dotyczy to i publiki i wykonawców), a furorę robią najprzedziwniejsze nakrycia głowy (durszlak i nocnik już nikogo nie dziwią), grać nawet nie trzeba specjalnie umieć, choć na pewno warto mieć sporo tupetu, by o tym głośno ze sceny mówić (że się nie potrafi)... Długo by tak można ciągnąć... Festiwal doczekał się swoich wiernych fanów i nawet żenującego hymnu, który wyśpiewywany jest gdy kapele się zmieniają.
A to wszystko podlane sporą ilością alko (bez krępacji również na scenie), robi niepowtarzalny klimat. Sami twórcy festiwalu nazywają to najbardziej żenującą imprezą muzyczną, czy też paramuzyczną. W tych oparach groteski czasem można się pogubić, dlatego na pewno to nie jest festiwal dla wszystkich. Ale jak lubisz takie poczucie humoru, potrafisz pozbyć się sztywności (choćby i po alko)... Na pewno można też to potraktować jako badania - socjolog znajdzie tam bardzo ciekawy materiał do obserwacji. No bo jak to: publika najczęściej dość młoda, uwielbiająca rocka, metal, punka, przyjmuje z ogromnym aplauzem kogoś takiego jak Teściowa Śpiewa, czyli chłopaka z gitarką klasyczną i proste melodie wyśpiewane lepiej lub gorzej przez jego teściową. Skoro jednak zaakceptowała zaproszenie i nawet potrafiła odnaleźć się w tej atmosferze, została gorąco przyjęta - tu wszyscy uwielbiają poczucie humoru, a jej teksty mają w sobie tego na pewno szczyptę. Dla tej publiki wszystko może być zabawą i wygłupem. Im dziwniej tym lepiej. To trochę jak na Woodstocku gdy punki i metale bawiły się na Arce Noego. No i czemu by nie?

sobota, 22 lipca 2017

Meteora - Linkin Park, czyli czad i melodia?

 Znajomi w ten weekend na koncertach, jak nie Manson, to Depeche Mode, a mi jakoś kasa w tym roku nie pozwala na jakieś większe szaleństwa koncertowe.
Mi za to przez te kilka ostatnich dni towarzyszyła muza Linkin Park. Pewnie wszyscy wiedzą dlaczego. Koszmarne: szóstka dzieci, kariera, kasa i oto depresja wpycha cię w taki dół, że myślisz iż nic nie ma sensu. 
Słucham nagrań starszych, tych, których brzmienie mam wrażenie było rzeczywiście przepełnione świeżością i energią. Gdy próbowałem sprawdzić sobie jakieś świeższe numery, zdziwienie było spore. Jak to? To można tak rozmiękczyć ich muzę? Chęć zrobienia przeboju jest tak silna, że można machnąć ręką na dawnych fanów? 
Ale stare nagrania nadal brzmią świetnie. Nie jest to pewnie metal, czy nawet rock,  który by satysfakcjonował fanów Slayera, ale miejscami łoili nieźle. A to, że do takiej muzy dołożyli trochę inny wokal, rapowane fragmenty, nawet mi specjalnie nie zgrzyta, szczególnie gdy dochodzi do darcia ryja, a nie śpiewania łagodnego... to zawsze był mój problem z Linkin Park, z każdego kawałka podobała mi się może z połowa, a druga wydawała się z jakiejś innej bajki, zbyt łagodnej.

piątek, 24 marca 2017

Rammstein - Paris, czyli w fotelu to jednak nie to samo

Z jednej strony strasznie się cieszę, że możemy na dużym ekranie, w dobrej jakości oglądać świetne koncerty ze świata (brawo Multikino), bo u nas to rzadkość, by kapela postawiła na taki rozmach. Z drugiej jednak, cholera, mimo, że ostatnio na koncertach dużo mniej skaczę, a więcej słucham potupując nogą, to siedzenie w fotelu kinowym na czymś takim to jednak pewnego rodzaju dyskomfort. Oglądasz, muzyka cię wciąga, już cały rząd foteli się kiwa, ale no na nic więcej nie możesz sobie pozwolić...
Pozostaje widowisko. Bo warstwę muzyczną trochę psuło nagłośnienie.


poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Frontside - Absolutus, czyli szatan nie ma monopolu

Ponieważ ostatnie dwa dni to czas gdy znowu trochę jeździłem autem, znowu miałem okazję by wrzucić do odtwarzacza kilka krążków. Tym razem wybrałem rzeczy pożyczone od znajomych - takie powiedzmy "próbowanie czegoś nowego", wykonawców, których na co dzień nie słucham.
Na początek Frontside. Od pierwszych sekund wbija w fotel. O rany, ale wymiatanie! A podobno na innych płytach jest jeszcze ostrzej, ta i tak jest jedną z łagodniejszych. Zwykle unikam trashmetalu, deathmetalu, blackmetalu, trashcore i wszystkich rzeczy pokrewnych. Nie moja bajka, nie rozumiem, nie kręci mnie. Jak dla mnie może być ostro, ale granicę ustawiam na tym punkcie gdy przestaję rozumieć tekst. Jeżeli zamiast tego słyszę ryk i muszę się domyślać o co chodzi, każdy kawałek jest prawie identyczny. Wymiękam. A czemu w takim razie dałem się namówić znajomemu, wysłuchałem do końca i jeszcze postanowiłem o tym napisać. Ano dlatego, że zwykle kojarzymy taką muzykę z czymś bardzo odległym od wartości chrześcijańskich. A tu proszę - chłopaki pokazują, że wcale nie musi być tak od nich daleko.

wtorek, 29 lipca 2014

Luxtorpeda - koncert Pamiętamy'44, czyli ci co słuchali i ci pogujący

Po ubiegłorocznym koncercie Lao Che, mocno byłem nakręcony na kolejny koncert organizowany przez Muzeum Powstania Warszawskiego. Pomysł by zapraszać artystów grających bardzo różną muzykę, by mogli na swój sposób włączyć się w świętowanie rocznicy i w budowanie pamięci o Powstaniu - jest po prostu świetny. Okazuje się, że wokół Muzeum mogą gromadzić się ludzie z tak różnych środowisk i pokoleń, że to aż zadziwiające. 
Było już sporo różnych projektów muzycznych przez ostatnie lata, na półkach mam kilka płytek, ale rzadko kiedy oglądałem te wydarzenia na żywo. W tym roku się udało. Ale wiecie co?

wtorek, 15 kwietnia 2014

Riverside - Shrine of New Generation Slaves, czyli naprawdę światowy poziom

Nie raz już pisałem u siebie, że z zachwytem wracam do muzyki lat 70-tych albo 80-tych. Podobno to kwestia wieku - podoba się jedynie to co już wcześniej znane :) Ale co ja na to poradzę, że dreszcze przechodzą mnie przy pięknych solówkach i "piosenkowość", zwartość dzisiejszych nagrań jakoś mnie wcale nie kręci. Fajne melodie i dobre teksty się zdarzają, ale często brak temu duszy. Stąd moje upodobanie do Led Zeppelin, Pink Floyd, Marillion i tylu innych starych formacji.
Z Riverside pamiętam zetknąłem się zupełnym przypadkiem chyba 3 lata temu na Przystanku Woodstock. Koncertowali na dużej scenie, gdy my sobie z żoną powolutku wracaliśmy na dół ze sceny folkowej. Zauroczyły mnie te rozbudowane klimaty jakie snuli chłopaki. Siedzieliśmy dość długo na wzgórzu zasłuchani, ja sobie gdzieś tam zanotowałem nazwę, ale niestety nie poszły za tym żadne zakupy krążków. I oto kilka dni temu na muzodajni wypatrzyłem ich ostatni krążek zatytułowane Shrine od New Generation Slaves. Gdy nazwę skrócimy do pierwszych liter wyjdzie nam SoNGS, ale mimo melodyjności, naprawdę nie są to sztampowe i gładkie "piosenki", które wypadają drugim uchem.