Ostatnia notka październikowa. I trochę już w klimacie zadumy. Po wczorajszym spektaklu jeszcze nie zdążyłem spisać swoich wrażeń, a Włodek, który był ze mną, już mnie uprzedził. Niech więc ma pierwszeństwo, a ja się najwyżej dorzucę w ciągu najbliższego czasu z kilkoma słowami. Co do końcówki jego wpisu - wszystko się zgadza, a kilka dni kolejna premiera. Idziemy na "One same". Znowu mała scena Teatru Żydowskiego. Czy będzie równie dobrze jak na "Śmierci pięknych saren"?Więcej o spektaklu, fotki, kupno biletów - wszystko znajdziecie tu.
Tytułowa „Pieśń nas pieśniami” jest ciekawą propozycją Teatru Żydowskiego na zanurzenie się w falach kultury żydowskiej. Tekst jednego klasyków literatury jidysz, Szolema Alejchema samą Pieśń nad pieśniami, alegorycznie pojmowaną księgę dydaktyczną Starego Testamentu, traktuje jedynie jako punkt wyjścia do głębszych rozważań nad dramatycznym losem człowieka obciążonego swego rodzaju fatum
Sama
Pieśń nad pieśniami jest księgą biblijną dość szczególną,
bo przecież brakuje w niej zupełnie wzmianek o Bogu, narodzie
wybranym czy nawet choćby religii. Opisana w niej historia miłosna
obfituje w zwroty akcji, nawet dramatyczne (oblubienica wszak zostaje
wzięta za prostytutkę i pobita przez straż). W spektaklu
wyreżyserowanym przez Macieja Wojtyszkę następuje całkowite
odwrócenie ról - dramat przeżywa dla odmiany nieszczęśliwie
zakochany mężczyzna. Zabieg ten nadaje Pieśni nad pieśniami
zupełnie inny wymiar lirycznego poematu.


















smierc_pieknych_saren_proj.jpg)



















