Ile to już razy gościły u mnie powieści ze świata wykreowanego przez Głuchowskiego? Bywało raz lepiej, raz gorzej, oczywiście spierać się też można o to co powinno być stałym elementem serii, a co stanowić może oryginalny wkład własny. Jedni kładą nacisk na akcję, inni na klimat...
Jak udała się pierwsza powieść napisana w ramach tego uniwersum przez Polaka? Moim zdaniem całkiem dobrze. Nie ma oczywiście metra (bo akcja dzieje się w Krakowie), ale w końcu nie tylko w tej pozycji, mamy jednak podziemia, nieuchronne mutacje popromienne, walki między różnymi grupami i powierzchnię na której mało kto chce żyć.
Oto post-apokalipsa na planie miasta Kraka.
Nie wiem co prawda na ile to, że akcja dzieje się w Krakowie może być dla kogoś istotne (w końcu ilu z czytelników zna Nową Hutę i wszystkie wymieniane zakamarki?), ale kilka rodzimych smaczków odnotowuję z dużą sympatią. Poza drobiazgami nie ma tu jednak znaczenia narodowość bohaterów, ani miejsce akcji. Świat prawie wszędzie wygląda tak samo. Przeżyli ci, którzy zdążyli się schronić pod ziemię, a i tam żyje się coraz trudniej: brak żywności, choroby, brak możliwości korzystania z danych technologii, czy urządzeń, znikome ilości energii. To wszystko doskwiera na tyle, że różne grupy zamiast myśleć o współpracy z innymi ocalałymi, najchętniej by ich wyeliminowały, przejmując przestrzeń życiową i zapasy. Powiedzmy, że to właśnie jest oś akcji - walka o władzę, okłamywanie i wykorzystywanie innych, prowokowanie konfliktów, trwają w najlepsze, jakby ludzie niczego się nie nauczyli.
Gdybym miał wskazać na jakiś nowy, oryginalny pomysł, który się pojawia w książce Pawła Majki, to szukałbym go chyba na początku książki. Postać Króla, który posiada umiejętność manipulowania umysłami różnych istot, przejmowania nad nimi władzy, to jak rozszerza swoje włości, to element, który mi się bardzo spodobał i miałem nadzieję, że będzie rozwijany dalej. Niestety, nasza uwaga kierowana jest zupełnie gdzie indziej, a losy dwójki młodych uciekinierów z podziemi oraz ich opiekuna, już wcale tak świeże nie są. Niby potem z Królem spotkamy się raz jeszcze, ale pokazany został raczej jako niebezpieczny i nieopanowany szczeniak, a nie jak ktoś inteligentny i silny, jak na początku książki. Ciekawy był też pomysł na grupę aktorów, którzy są skarbnicami opowieści ze świata, który już nie istnieje - odgrywane przez nich scenki z Sienkiewicza, Dumas, Gwiezdnych Wojen czy serialu z Klossem, miały podnosić ludzi na duchu.
Cała reszta jest już dobrze znana - ciągłe poczucie zagrożenia, walki z różnymi potworami, sposób zorganizowania się różnych społeczności itp. To wszystko już znajome i niby czyta się fajnie, ale nic ponad to. Jest trochę akcji, historia wciąga, finał sprawia satysfakcję, bo nie jest żadną próbą wmawiania nam, że "odtąd żyli długo i szczęśliwie". Trochę kiepsko wyszło z centralną postacią - mimo tego, że u Diakowa mieliśmy już nastoletniego bohatera, który był narratorem całości, to tu się mało to sprawdza. Marcin jest dość irytujący w swoim ocenianiu innych ludzi, naiwności i porywczości. Chyba więcej pozytywnych emocji i napięcia sprawiają rozdziały poświęcone grupie pościgowej, która za uciekinierami ruszyła, niż postaciom, którym teoretycznie powinniśmy kibicować.
Na plus: autor nie koncentruje się jedynie na bohaterach i olewa to czy się do nich ktoś przywiązał. Ważniejsze dla niego jest to, żeby mocno wybrzmiała smutna refleksja o naturze człowieka, jego egoizmie i konfliktowości. W ruinach dawnej cywilizacji, w podziemiach pełnych wilgoci i chłodu, za murami i setkami zabezpieczeń, ludzie dalej kombinują jak by tu na chwilę polepszyć swój los kosztem innych.
Minus? Oprócz różnych rzeczy o których wspomniałem, trochę sztuczne dialogi. Jakoś mało w tym post-apo, jest zbyt grzecznie, ale to samo można by powiedzieć o większości tej serii, która wszak celowana jest przecież również w nastoletnich fanów.
"Dzielnica obiecana" nie porywa, ale i nie sprawia większego zawodu, nie wychodząc poza średnią innych tomów rekomendowanych przez autora Metra 2033.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz