Dziś notka podwójna. Najpierw wrzucam kilka zdań od Włodka, a wieczorem dopisuję coś od siebie.
Bez
bicia muszę się przyznać, że sięgałem po książkę Sławomira
Kopra „z pewną taką nieśmiałością”... Już tłumaczę,
dlaczego? Oto bowiem mam czytać o artystkach, z których większość
uwielbiam, dużo o nich czytałem, a tu tak nagle wychodzi, że o
każdej kilkadziesiąt stron raptem... Nie godzi się? Biografia
Kaliny Jędrusik napisana przez Dariusza Michalskiego ma więcej
stron niż cała omawiana tu pozycja, „Dzienniki” Osieckiej są
wielotomowe, a tu nagle... taki skrót? Siadałem do czytania zły,
że to za mało, że nie będzie mi się podobało i ... po chwili
nie pamiętałem już o tym.
Życie
bohaterek „Zachłannych na życie” wciąga i wciąga. Od
pierwszego słowa przeniosłem się do magicznego kręgu tych kobiet,
świata, który był niegdyś dostępny tylko wtajemniczonym, choć
krążyły o nim legendy.
Robert
mówi, że zazwyczaj zdradzam zbyt dużo informacji o treści, więc
tym razem przewrotnie powiem niewiele. Ale książkę musicie
przeczytać. Dlaczego? Dlatego, że Kalina Jędrusik, Agnieszka
Osiecka, Elżbieta Czyżewska i Małgorzata Braunek miały
fascynujące życie, pełne zakrętów, a jednak w każdej chwili
ekscytujące. I właśnie czytając o ich losach, nie tylko
zazdrościmy, nie tylko wzruszamy się i żałujemy, że nie wszystko
im się udawało, ale także – jeśli nie przede wszystkim – sami
stajemy się zachłanni na życie.
Pewnych
informacji w „Zachłannych na życie” nie znajdziemy, książka
dla osób, których artystki zafascynują może być jednakże
wspaniałym wstępem do dalszych poszukiwań. Dowód? Proszę bardzo
– piękna anegdota dotycząca legendarnych wyuzdanych zachowań
Kaliny Jędrusik (znana mi skądinąd już wcześniej, ale nie bądźmy
drobiazgowi): „Kalina nie miała zwyczaju się hamować, a z
wulgarnego słownictwa uczyniła swój znak rozpoznawczy. Nie
zwracała uwagi na otoczenie, zawsze mówiła to, co jej na myśl
przychodziło i nigdy nie dbała o konsekwencje. Inna sprawa, że
zdarzało się jej być wulgarną, ordynarną, a za chwilę liryczną
i delikatną. Ale był to liryzm właściwy wyłącznie dla niej, co
kiedyś odczuły na własnej skórze organizatorki koncertu w pewnym
prowincjonalnym miasteczku.
Przyniosły
stertę dokumentów do podpisania – wspominał pianista Włodzimierz
Korcz – Kalina podpisała jeden z wierzchu i oddała im ze słowami:
-
Macie - odpierdolcie się.
Panie
zamilkły, ja się skuliłem ze wstydu i po prostu uciekłem. Ale za
chwile słyszę zza uchylonych drzwi, jak Kalina im peroruje:
-
O co wam chodzi? O pierdolenie? Przecież nie ma nic piękniejszego
na świecie!”
I
jak tu takiej nie wielbić? Warto przeczytać książkę, po to
choćby, by dowiedzieć się, jak Daniel Olbrychski zawstydził
„bezwstydnicę” czarnymi... albo nie! tajemnica! Zajrzyjcie do
książki!
Sukces
dzieła literackiego można mierzyć na różne sposoby. W tym
przypadku będzie to chęć czytelnika, by stać się bardziej
„zachłannym na życie”. Na ile Wam się to udało?
S
Podobno ta książka ma być początkiem jakiegoś szerszego cyklu - współpracy autora ze ZNAKiem. Ciekaw jestem jaki będzie ciąg dalszy. Bo ta pozycja, choć ciut rozczarowuje, że tego tekstu jest tak mało, ma to co zwykle u p. Sławomira jest mocną stroną - lekkość w tym jak udaje się połączyć różne informacje, anegdoty, wspomnienia. To się po prostu pochłania. Bywa miejscami pikantnie, ale bez jakiegoś epatowania sensacją. Bywa gorzko, bo i życiorysy nie zawsze zawierają tylko same chwile świętowania sukcesu.
Koper przybliża postać, nie stawia jej na pomniku, nie analizuje, nie robi wiwisekcji. Dla kogoś to być może same ploteczki, ale z nich też można zbudować sobie całkiem zbliżony do prawdy obraz. Lubię go czytać, szczególnie wtedy gdy pisze i mniej znanych mi postaciach. Tu większość informacji była już mi znanych, więc nie dawało to takiej frajdy. Ale na pewno polecam. Bo każda z opisanych tu Pań, zasługuje na pamięć, na bliższe poznanie.
Świat aktorski, artystyczny. Świat, w którym chyba jak nigdzie indziej w PRLu więcej było luzu, wolności, ale przecież nie bez wad. Presja sławy, działania cenzury, naciski władzy, układy, znajomości, romanse i plotki, świnie podkładane przez innych, zazdrość i zranienia. Używki i i mimo fanów i sławy, niestety często również samotność, którą zagłusza się na różne sposoby. Bo ludzie nie chcą znać cię takiej jaką jesteś, ale taką jaką zobaczyli w mediach, na ekranie, jakąś sobie wyobrazili.
Sławomir Koper publikuje bardzo dużo, ma dobre pióro, ale niestety nie jest też wolny od wad. Niby pisze, że tym razem nie musi się ograniczać objętościowo, a to co nam daje wciąż czuć malizną. No i te przeklęte przypisy i bibliografia. Czy to naprawdę takie trudno, by pokazać otwarcie ile tekstu to źródła? Może to by zmusiło autora do przyłożenia się do bardziej rzetelnej pracy, bo zaczyna po prostu wypuszczać kolejne pozycje korzystając z metody kopiuj wklej, cytując już samego siebie z innych tytułów.
Podobno ta książka ma być początkiem jakiegoś szerszego cyklu - współpracy autora ze ZNAKiem. Ciekaw jestem jaki będzie ciąg dalszy. Bo ta pozycja, choć ciut rozczarowuje, że tego tekstu jest tak mało, ma to co zwykle u p. Sławomira jest mocną stroną - lekkość w tym jak udaje się połączyć różne informacje, anegdoty, wspomnienia. To się po prostu pochłania. Bywa miejscami pikantnie, ale bez jakiegoś epatowania sensacją. Bywa gorzko, bo i życiorysy nie zawsze zawierają tylko same chwile świętowania sukcesu.
Koper przybliża postać, nie stawia jej na pomniku, nie analizuje, nie robi wiwisekcji. Dla kogoś to być może same ploteczki, ale z nich też można zbudować sobie całkiem zbliżony do prawdy obraz. Lubię go czytać, szczególnie wtedy gdy pisze i mniej znanych mi postaciach. Tu większość informacji była już mi znanych, więc nie dawało to takiej frajdy. Ale na pewno polecam. Bo każda z opisanych tu Pań, zasługuje na pamięć, na bliższe poznanie.
Świat aktorski, artystyczny. Świat, w którym chyba jak nigdzie indziej w PRLu więcej było luzu, wolności, ale przecież nie bez wad. Presja sławy, działania cenzury, naciski władzy, układy, znajomości, romanse i plotki, świnie podkładane przez innych, zazdrość i zranienia. Używki i i mimo fanów i sławy, niestety często również samotność, którą zagłusza się na różne sposoby. Bo ludzie nie chcą znać cię takiej jaką jesteś, ale taką jaką zobaczyli w mediach, na ekranie, jakąś sobie wyobrazili.
Sławomir Koper publikuje bardzo dużo, ma dobre pióro, ale niestety nie jest też wolny od wad. Niby pisze, że tym razem nie musi się ograniczać objętościowo, a to co nam daje wciąż czuć malizną. No i te przeklęte przypisy i bibliografia. Czy to naprawdę takie trudno, by pokazać otwarcie ile tekstu to źródła? Może to by zmusiło autora do przyłożenia się do bardziej rzetelnej pracy, bo zaczyna po prostu wypuszczać kolejne pozycje korzystając z metody kopiuj wklej, cytując już samego siebie z innych tytułów.
Zapraszam na konkurs ;)
OdpowiedzUsuńDo wygrania Carol Cassella "Złączeni"!
http://artemis-shelf.blogspot.com/2015/10/konkurs-z-carol-cassella-zaczeni.html
Pozdrawiam
Z chęcią przeczytam ;-)
OdpowiedzUsuń