piątek, 16 października 2015

Obce niebo, czyli a podobno to wszystko dla dobra dziecka


Kolejna premiera kinowa i znowu po polsku. Oj niezły to czas dla naszych twórców. Tym razem Dariusz Gajewski i dramat polskiej rodziny wobec bezdusznego systemu opieki społecznej w Szwecji. Ciekawe czy oni z taką samą grozą słuchają np. doniesień o dzieciach bitych, gwałconych albo nawet zamordowanych w rodzinach np. w Polsce, bo system nie jest tak idealny jak u nich. Profilaktyka. Prewencja. Zapobieganie. Interwencja jak najwcześniej. Przy najmniejszych przesłankach, bo lepiej zadziałać nadmiarowo niż coś zaniedbać. Cholera, nawet jeżeli ten film nie jest niczym super odkrywczym, to niech on skłoni nas do dyskusji na temat tego jak wielkie różnice mogą być w mentalności ludzi, w ich reagowaniu, postrzeganiu różnych rzeczy. Choćby praw dziecka do ochrony przed przemocą, przed zaniedbywaniem. Jakoś ucichły u nas dyskusje na temat przysłowiowego klapsa, wszyscy zajęli się gender i innymi problemami. I sprawa poszła trochę na bok. Wraca gdy wydarzy się jakaś tragedia, ale wciąż powtarzamy, że to wyjątki, patologia. Bo jak się bije na trzeźwo, to się krzywda nie dzieje, bo człowiek podobno się opamięta i nie posunie się za daleko. Bo jakaś kara musi być, posłuszeństwo najważniejsze, a wychować na ludzi trzeba (i my tak byliśmy chowani). Mało kto z nas potrafi się przyznać, że z tym wychowaniem to gówno prawda, a jak bijemy to raczej po prostu wybuch naszej złości, bezradności i wściekłości, a nie żadna metoda wychowawcza.   
Takie właśnie refleksje mnie naszły przy tym filmie. Bo czy można rzeczywiście powiedzieć iż opieka społeczna zrobiła coś niezgodnego z logiką i prawem? Dziecko dzwoni na telefon zaufania. Są sytuacje w których matka reaguje szarpaniem i biciem, nie radzi sobie z agresją, siniak na plecach jest potworny, a dziecko nie mówi prawdy skąd on jest. Jasne można tłumaczyć - a to wystarczyło porozmawiać, zapytać rodziców, wytłumaczyć... Tylko do cholery, nie masz pewności kto mówi prawdę i czy dziecko nie jest potem zastraszone. Może lepiej zareagować, a potem sprawdzać sytuację przy pomocy psychologów, kuratora itp. Delikatnie, nie oceniająco, choć to pewnie cholernie trudne, bo sama sytuacja już piętnuje.


Zdjęcie z filmu "Obce niebo"To co tutaj przeraża, to że rodzice nie dostają pomocy, są z góry jakby przekreślani i wszyscy stwierdzają, że nie mają szans na odzyskanie dziecka. Że niby sąd, odwołania, ale nawet na proste pytania mają odpowiedź jedynie: to dla dobra dziecka, taka jest procedura. Czy to kwestia głupiego prawa? Znieczulicy urzędników, którzy naoglądali się setek takich spraw? Czy mentalności skandynawskiej, która nasze rozedrganie słowiańskie ocenia jako coś co trzeba leczyć?
Basia i Marek rzeczywiście święci nie są. Ale w obliczu takiej sytuacji natychmiast się mobilizują, zbliżają do siebie, by walczyć. W imię miłości. Bo w ustach urzędników dobro dziecka sprowadza się raczej do zapewnienia warunków do dobrego rozwoju, spokoju. Po cholerę mówić o uczuciu? Rodzice zastępczy zadbają o to, żeby dziecko miało wszystko co zechce, to może kiedyś je pokocha.

Obce nieboDużo piszę o swoich przemyśleniach wokół filmu, a mało o samym obrazie. Bo mam wrażenie, że to takie kino "społecznie zaangażowane", gdzie historia ma poruszać, a reszta jest mało istotna. Tu nikt nie będzie specjalnie zwracał uwagi na zdjęcia, muzykę itp. Co najwyżej na szczerość zagranych emocji. Agnieszka Grochowska świetna. Bartłomiej Topa również przekonujący. Ewa Froling po prostu zamraża. Może nawet za bardzo się ją demonizuje, przez co film robi się dość jednostronny. Jedyne co mi trochę nie grało, to rola córki Uli (ciekawie zagrana przez Basię Kubiak) - ale raczej chodziło mi o trochę nielogiczności w scenariuszu, nie do końca wyczuwalna prawda psychologiczna tej postaci.  

Basia Kubiak Obce niebo - fot. Monika Lenczewska - Next Film-Nieczuli biurokraci kontra dobre chęci i obietnice rodziców. Raj materialny kontra "jakoś to będzie". Stałość i nuda kontra "żyj chwilą, bawmy się". A może po prostu odmienne spojrzenia nie tylko na kwestie ochrony dziecka, zasady równościowe, tolerancję, prawa mniejszości, nadwrażliwość i poprawność polityczna poprowadzona do absurdu (jak nam się czasem wydaje), ale po prostu na świat, na życie, na kwestie odpowiedzialności, relacji i granic.

Ten film trochę operuje stereotypami i to właśnie pewne uproszczenia chyba najbardziej mnie w nim drażnią. Czy można by było podobną historię opowiedzieć inaczej? Może w stylu "Polowania"?

Czy warto obejrzeć? No ba! Oczywiście, że tak. Choćby samemu poukładać sobie na nowo pewne przemyślenia dotyczące relacji rodzic-dziecko. Żeby nie było ono rozdarte między tych, którzy wiedzą co dla niego dobre, nigdy nie pytając go o zdanie. 
Film obejrzałem dzięki współpracy z Multikinem. Zaglądajcie na wydarzenia na ich stronie - w ramach pokazów Kocham Kino można nie tylko zobaczyć filmy przedpremierowo, ale i spotkać się z twórcami. 
PS A jeżeli ktoś chce poczytać więcej o absurdach szwedzkiego systemu - zajrzyjcie tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz