środa, 28 października 2015

James Ellroy - Czarna Dalia, czyli witajcie w zepsutym Hollywoodland


Kontynuuję maraton z kryminałami, który jakoś nabiera tempa zamiast zwalniać. Niby czytam sporo, ale wciąż nie mam dość tego gatunku. Tym razem jednak z lekturą wyprzedził mnie Włodek. I nie ukrywam, że trochę wkurzył. Bo James Ellroy wciąż dla mnie jest nieodkrytą kartą i wiele sobie obiecywałem po jego książkach, a tu okazuje się, że kolega mnie zniechęca. Oj nieładnie.
A ponieważ jestem już po lekturze - mogę podjąć z nim pewna formę polemiki. Macie więc dwa głosy, a nie jeden. Tylko który najpierw?
Tytuł przeczytany dzięki współpracy z siecią EMPIK. I tam też znajdziecie różne wydania tej pozycji - zdaje się, że starsze już koło 20 złotych chodzą. 
A teraz recenzja Włodka.



Książka wcale nie tak gruba (420 stron), temat fascynujący (któż z nas wszak nie oglądał filmu ze Scarlett Johansson i Hilary Swank), jednak jakoś męczyła mnie ta lektura...
       Historia, którą znamy i nie znamy od ponad sześćdziesięciu lat. W Hollywood 15 stycznia 1947 r. odnalezione zostały zmasakrowane zwłoki młodej czarnowłosej kobiety. Policja ustala, że nazywała się Elisabeth Short i była aspirującą aktorką. Pseudonim Czarna Dalia uzyskała po śmierci ze względu na kolor włosów oraz sukienek, w których wielokrotnie widywano ją za życia na ulicach Hollywood.
       Treść książki na szczęście wykracza daleko poza tę sprawę. Zwłaszcza, że, jak wyczytałem, sam autor przeżył podobne zdarzenie, gdy w równie tajemniczych okolicznościach zamordowana została jego matka. Obsesja, jaka staje się udziałem dwóch policjantów badających sprawę śmierci Czarnej Dalii staje się przyczynkiem do tego, byśmy poznali mechanizmy funkcjonowania Fabryki Snów.
   
Black_Dahlia_Mugshot     Czarna Dalia Ellroya stała się podstawą całkiem jak dla mnie nieudanego filmu (pod tym samym tytułem). Zadziwiające, jak wiele książek autora zostało przełożonych przez hollywoodzkich twórców na język filmu (jak choćby podobne w wymowie Tajemnice Los Angeles). Książka robi zresztą miejscami wrażenie jakby właśnie była elementem scenariusza. Prosty, nużący język, narracja raz w pierwszej osobie, po paru stronach chwila na narrację trzecioosobową, a potem od nowa to samo... Niestety, z punktu widzenia czytelnika, książka ma jedynie atrakcyjną tematykę - śmierć i życie Czarnej Dalii (hipotetyczne życie, ponieważ bardzo niewiele tak naprawdę o nim wiadomo).

     Ciekawie poprowadzone jest psychologicznie dociekanie Bleicherta i Blancharda do prawdy, choć pisarz wystawia naszą cierpliwość na próbę, gdy meandruje przez powieść niewiele dając nam przyjemności. Słowem- jest świetny pomysł, jednak niespecjalnie dobrze zrealizowany (mówiąc grzecznie).
        Dużym minusem powieści jest język. Infantylny, miejscami zbyt lakoniczny, opierający się wręcz na niemal smsowych komunikatach typu: „wypełniłem formularze na komisariacie” czy „zostaliśmy ze sobą połączeni formalnie”, nie daje szansy czytelnikowi, by zatopić się w ciekawej przecież drodze Czarnej Dalii ku smutnemu końcowi.
Ciekawi mnie jeszcze jedno - dlaczego wszyscy bohaterowie książki są tak jednostajnie dramatyczni? Dlaczego wszystko jest czarne?
       Książka zapewne będzie budzić zainteresowanie po wsze czasy, bowiem dzięki medialnemu rozgłosowi Elisabeth Short zapewniła sobie miejsce w świadomości wszystkich niemal społeczeństw. Jej los, stanowiący przestrogę przed Hollywood, nie doczekał się jednak – tak sądzę – właściwego opisu...
S

Wiele z tego co Włodek wskazuje jako wady, słabości, dla mnie było elementem tworzącym klimat, czymś oryginalnym. Nie wiem czy do tego świata końcówki lat 40, pełnego przemocy, biedy, przekrętów i łapówek, pasowałyby rozbudowane zdania i opisy pełne pięknych porównań. Ellroy znalazł swój styl - minimalistyczny, trochę surowy i on moim zdaniem idealnie oddaje treść jaką próbuje nam przekazać. Mnie też chwilami drażniły np. dialogi, niektóre sceny, ale trzeba przyznać, że to nie jest raczej dowód na brak umiejętności pisarskich, ale raczej właśnie na ich posiadanie. Facet pisze o dość specyficznych postaciach, żyjących w trudnych czasach, w większości prości ludzie, którzy raczej nie kończyli żadnych studiów, więc trudno wymagać od nich kwiecistych sformułowań. 
Czy to w ogóle jest historia, którą można by sprowadzić do sprawy tajemniczego morderstwa? Dla mnie raczej jest to opowieść o obsesji, o demonach jakie rodzą się w ludzkich umysłach. Tu prawie każdy ulega jakimś pokusom, słabościom, coś ukrywa? Czy to czyni te postacie niewiarygodnymi? Będę bronił raczej tego, że nie. To właśnie czyni ich pełnokrwistymi, ciekawszymi. Jeżeli opisuje się środowisko przestępcze, margines, z jakim spotyka się w trakcie pracy policja, to trudno się dziwić, że to trochę jak babranie się w gównie i łatwo się przy tym samemu pobrudzić. 

Kino noir, czy literatura nawiązująca do takich klimatów, ma swoją specyfikę - jedni to kochają, inni nie trawią. Ja najpierw z trudem się przez "Czarną Dalię" przebijałem, ale po kilkudziesięciu stronach wciągnęło mnie na maksa. Wizja miasta, które przyciąga i kusi ludzi z połowy kraju, miasta, które daje możliwości, ale potrafi również wyssać z człowieka całą energię. Miasto Aniołów. Marzeń o sławie. O pieniądzach. O szczęściu. I tylko nieliczni mogą choć by zakosztować kawałeczka tego wspaniałego tortu. Większości pozostaje życie w cieniu wielkich interesów: biznesu, polityki i zwykłej gangsterki. Mało kto potrafi pozostać przy swoich zasadach moralnych, gdy widzi, że karierę można zrobić tylko chowając je w kieszeń. Nawet śledztwo w sprawie morderstwa ma tu wymiar propagandowy. 

Ta powieść pachnie męskim potem, krwią i papierosami. Z fascynacją czytamy o mrocznej obsesji, jakie ulega główny bohater - jeden z policjantów prowadzących sprawę. Jak łatwo zatracić wszystko co się ma, ulegając setkom różnych podejrzeń, pytań i wątpliwości. Co pozostanie na końcu tej drogi? Zemsta? Sprawiedliwość? Czy tylko gorycz i żal? 

Jak dla mnie - bardzo dobre pierwsze spotkanie z tym autorem. I już rozglądam się za kolejnymi częściami tzw. kwartetu LA, w skład którego wchodzą jeszcze m.in. słynne "Tajemnice Los Angeles". Bo już widzę, że te wszystkie postacie i ich historie, miasto w jakim żyją, tworzą po prostu coś epickiego.

6 komentarzy:

  1. Cóż, mogę napisać tylko jedno: co kto lubi. Ellroy nie jest pisarzem łatwym w odbiorze, a i nie każdy musi "kupić" jego styl, podejście do bohaterów, wizję artystyczną. Ja w tym gatunku nie znam lepszego pisarza, a z moją opinią o "Dalii" można zapoznać się TU. Ciekawe, co powiesz Ty sam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ha! dzięki ogromne, pocieszyłeś mnie, że moje oczekiwania może wcale nie są takie wygórowane. Przeczytam jak najszybciej!

      Usuń
  2. Jakoś mnie nie przekonuje książka, tym bardziej, że nie znam twórczości autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no to dlatego warto próbować, aby zobaczyć co takiego widzą w niej inni

      Usuń
  3. Jakoś umknął mi drugi głos o tej książce. Idealnie wyczułeś o czym ona jest i dlaczego Ellroy pisze tak a nie inaczej. Miło, że temu wyjątkowemu pisarzowi przybył kolejny czytelnik. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo dopiero przedwczoraj się pojawił ten głos :) Już zaczynam polowanie na kolejne tytuły Ellroya. I próbuję właśnie Jamesa Lee Burke - podobno też niezły

      Usuń