Na początek małe podsumowanie pierwszego półrocza.  Nie, nie bójcie się, nie będzie żadnej statystyki, ot kilka typów dla odświeżenia pamięci. Łapię się na tym, że np. już nie wiem o czym pisałem, a o czym nie - dotyczy to np. filmów, bo przecież 2,5 roku to kawał czasu i trochę tych notek się nazbierało (przydają się listy). A więc po kolei:
Książki - całkiem sporo udało się ich zapisać na konto tego roku, bo dochodzą przecież e-booki i audiobooki, a tego u mnie coraz więcej... Początek roku był pod znakiem Grzegorczyka i ks. Grosera (aż żal, że to na razie koniec), potem był bardzo ciekawy 
Klub filmowy, jak zwykle świetna klasyka Sci-Fi (z ogromną przyjemnością wróciłem do tych kapitalnych pozycji), czyli Niezwyciężony Lema 
Bradbury Ray - 451 stopni Fahrenhaita i 
Dick Philip K. - Człowiek z wysokiego zamku a warto też zapamiętać czytany niedawno 
Gwiazdozbiór psa. Ale gdybym miał wskazać trzy pozycje, które czytany po raz pierwszy przyniosły największą przyjemność i zostają w głowie na dłużej to:  
 
Muzyka. Kto do mnie zagląda, zdążył się zorientować, że nie zawsze jestem na bieżąco z nowościami - nie mam po prostu takiej potrzeby. Stąd też często piszę o płytach sprzed lat, gdy trafią na dłużej do odtwarzacza. 
Szukam muzy w zależności od nastroju, więc w głośnikach brzmią czasem rzeczy bardzo ciężkie i szybkie, a czasem łagodne niczym piórko. Ostatnio chyba więcej tych ostatnich. Z tych ostatnich warto sięgnąć po najnowszego Nicka Cave'a 
Push The Sky Away i krążek krajowy, który zaczarował też moich znajomych - 
Fismoll - At glade (polecam!). Na początku roku królował u mnie Sixto Rodriguez 
Cold Fact  i choć nie słucham tego już tak często, to nadal z dużymi emocjami myślę o tym filmie i ścieżce z niego.  
 
Trudno wskazać faworytów. 
Filmy: jak to u mnie - niewiele o nowościach, trochę staroci i dużo poszukiwań. No i dokumenty - tu emocje gwarantowane, a ile perełek można znaleźć np. 
Bóg to większy Elvis. Serialowo największe wrażenie zrobił chyba 
Gorejący krzew (bo to ważny film), ale z przyjemnością zerkałem też na sentymentalną
 Anna German (wiecie, że będzie w kioskach do zdobycia? można zapolować dla rodziców i dla siebie).
 Gdy myślę o najciekawszych dla mnie tytułach tego półrocza to o dziwo nie ma to ani jednego ze Stanów. Ale jest np. Turcja 
(Can), Iran (Rozstanie i Co ty wiesz o Ally), nasz krajowy  Lęk wysokości i duńskie 
Mamut i 
Misiaczek i świetny kanadyjski 
Pan Lazhar. Nietypowo. 
 
A dziś o horrorze. A może to thriller? Trudno zresztą go tak dokładnie zakwalifikować. Mamy niby ducha, morderstwo, tajemniczą posiadłość, ale całość obok niezłych fragmentów do straszenie, ma więcej chyba z dramatu. Ale czy to źle? Ja tam lubię takie mieszanki. Wolę to niż kierunek w jakim poszły horrory (litry keczupu i epatowanie przemocą). A tu mamy wiktoriańską posiadłość, fajny nastrój i oczywiście trochę miejsc by podskoczyć na fotelu. Klasycznie, ale ciekawie.