sobota, 3 marca 2012

Wściekłość czyli tatar po japońsku

O rozdawajce od razu na początku: jak już wiecie pakiet składający sie z 5 niespodzianek powędruje do jednego szczęśliwca. Ale żyby się zgłosić do rozdawajki trzeba trochę poszukać na moim blogu - każdy dzień to jedna zagadka (szczegóły w poprzednich dniach) i możliwość zwiększenia swoich szans w losowaniu. A na dziś do odnalezienie pewna notka na moim blogu - książka, pewnego autora, a inna tegoż właśnie stanie się kolejną częścią pakietu. Słowa klucze to: rysunki, Radio ZET, wyspa. Wystarczy pod tą notką zostawić wpis "Chcę", lub coś bardziej rozbudowanego :) I proszę Was o wypowiedź, czy zgodzicie się na to by dołożyć do planowanych 5 jeszcze jeden prezent (a więc byłaby jeszcze zagadka jutro), ale z zastrzeżeniem, że jest podniszczony (z góry przepraszam - po prostu kiedyś wpadła kniżka do wanny).
A na dziś mocne kino rodem z Japonii. Czyli Takeshi Kitano ze swoim kinem gangterskim. Naprawdę krwawe, specyficzne kino. Obraz Yakuzu ocierający się o groteskę, pełen brutalności, a jednocześnie ciekawie się go porównuje np. z Ojcem Chrzestym czy innymi filmami o mafii włoskiej. Są podobieństwa, ale i różnice. I dlatego ten film mnie zainteresował.
To historia konfilktu pomiędzy pewnymi rodzinami mafii, pełna wzajemnych układów, wykorzystywania innych do tego by coś rozegrać, chierarchicznych układów, zemsty i zdrady. Gdy w grę wchodzi honor nawet strach idzie na bok. Nie można łatwo wybaczyć żadnego wkroczenia na swój teren, nawet gdy mówimy, że wybaczamy. Tu tępi się wszystkich, którzy choćby staną na naszej drodze. Tortury, egzekucje, czy nawet samookolaczenie (honorowe) stanowią prawie całą treść filmu. Dokonywane od niechcenia, jakby to była najłatwiejsza rzecz na świecie. A co najbardziej zadziwiające najczęściej przyjmowane przez ofiary z rezygnacją podszytą lękiem i przekonaniem, że inaczej być nie może. Bo przed Yakuzą nie ma ucieczki, nawet gdy jeszcze przed chwilą sam byłeś w jej szeregach. 
Rozgrywana przez głównego ojca mafijnego gra swoimi podwładnymi jest niczym mieszanka wybuchowa nauk Machiavellego i San Tzu. No i na dodatek fajnie pokazane stare obyczaje Yakuzy - niesamowity szacunek dla "ojca", okraszony dla nas wciąż mam wrażenie trochę niezrozumiałą kulturą japońską (czołobitność, pokora itd.). Cała reszta - wymiana "starej gwardii" na nowych ludzi, młodsze pokolenie robiące interesy zupełnie w innym stylu, układy z policją - to wszystko można powiedzieć nie jest nowym pomysłem. Ale przeniesione na grunt japoński jednak zaciekawia i fascynuje. Sam do końca sie zastanaiwm czy wszystko było tu "na poważnie", czy też zamiarem reżysera było jednak przekroczyć pewna granicę pastiszu. Walka tu pokazana wydaje się nie mieć końca i żadnego sensu. Ten kto przed chwilą panował nad sytuacją, po chwili może być pierwszym do "odstrzelenia"...
Trzeba dużo "odporności" żeby obejrzeć ten film do końca. Więc polecić go chyba można tylko fanom kina gangsterskiego i z odpowiednim ostrzeżeniem, bo ilości krwi przekraczają normę do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni (chyba, że ktoś się lubuje w głupich horrorach). Mam nadzieję, że dla małolatów nie stanie się to świetną "czarną komedią", bo raczej niewiele tu rzeczy zabawnych się znajdzie (chyba, że kogoś bawią kolejne wymyślane sposoby na morderstwo)...

5 komentarzy:

  1. Ja się zgadzam, każda książka jest cenna a zwłaszcza taka która ma za sobą ciekawą historię hihi

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też się zgadzam, nawet fajnie, jak książka ma swoją historię i świadectwo, że była intensywnie czytana ;-)
    Jak to zleciało, głowę bym dała, że jeszcze ze 2 zagadki przed nami, a tu piąta...
    Wyjątkowo dziś mogę chwilę pobyć w sieci, to nie muszę odkładać poszukiwań konkursowych.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jasne, że chcemy. Nie tyle książka jest ważna, co kolejny dzień szperania - pomysł świetny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgoda:)

    A teraz idę na poszukiwania, bo mam jeszcze "w plecy" zagadkę nr 3 i 4...

    OdpowiedzUsuń
  5. Jasna że się zgadzam :)
    Może uda mi się wreszcie odnaleźć odpowiedź na wczorajszą zagadkę i zabieram się też za nową.

    OdpowiedzUsuń