Wiosna filmów. Pod takim tytułem od poniedziałku rozpoczyna się festiwal w jednym z kin warszawskich, a nie dość że filmy ciekawe i bilety po 7 złotych, to mi jakimś głupim fartem udało się wygrać wejściówki. Zapowiada się okazja do nadrobienia paru zaległości. A ponieważ w nastroju jestem filmowym, to i notkę na temat książki odkładam na jutro, a dziś coś o jednej z rzeczy upolowanych na Cinemax. Z Turcji tak niewiele rzeczy do nas dociera, że już to mnie skłoniło do sięgnięcia, a w dodatku gwarantuję Wam, że to seans ciekawy i poruszający.
Dwie równoległe historie: młodego małżeństwa ze Stambułu, które nie może mieć dzieci, oraz historii kobiety samotnie wychowującej syna. Oglądam, kombinuję jak też reżyser je połączy i nagle jedno zdanie mojej żony i wszystko łączy się w całość. Eureka! Jakże byłem ślepy.
I tu dochodzimy do punktu przełomowego (to chyba nie spoiler, bo tylko ja tego nie załapałem od razu) - druga historia dotyczy tej samej kobiety, tyle że po kilku latach - pozostawionej przez męża. Nadal jest wobec synka bardzo chłodna, skupiona jedynie na zapewnieniu im środków do życia (a samej jest jej bardzo trudno). Wciąż szuka też śladów męża, który ich zostawił.
Niewesoła, poruszająca historia (szczególnie wątek oczekiwania całymi dniami na matkę przez siedmioletniego chłopca). Ciekawie opowiedziane, dobrze zagrane, z motywem muzycznym, który potem długo jeszcze za nami "chodzi".
Tak coś czułem, że to będzie dobre kino - nie obejrzałem, ale nagrałem sobie na VHS :-P Podczas weekendu szykuje się na seans.
OdpowiedzUsuńLubie takie kino, może na iplexie kiedyś będzie, a ja znajdę czas by oglądnąć.)
OdpowiedzUsuń