środa, 20 marca 2013

Gorejący krzew, czyli pytania o cenę, pytania o sens

W ostatnią niedzielę HBO skończyła emisję serialu "Gorejący krzew" w reżyserii Agnieszki Holland. To pierwszy film fabularyzowany opowiadający o wydarzeniach lat 1968-1969, protestach przeciw inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację i tragicznej śmierci Jana Palacha.
Jak zerkam na inne produkcje pokazywane na tym kanale, czasem jestem już poważnie zmęczony nadmiarem tego co zdaniem producentów pozwala w dzisiejszym świecie zwiększyć oglądalność (seks, przemoc, kontrowersje). Niewiele jest produkcji, które oprócz rozrywki opowiadają o czymś. Ale warto się cieszyć z każdego wyjątku, a ten serial na pewno wyłamuje się z tej reguły. Może i jest opowiedziany w sposób dość klasyczny, niewiele w nim napięcia, akcji, ale po pierwsze mówi o czymś ważnym, a po drugie mówi o tym ciekawie.  Bez zadęcia, bez patosu, nawet bez pokazywania jakiegoś wielkiego okrucieństwa reżimu (kłania się np. nasze "Przesłuchanie" i tyle innych filmów), ale mimo wszystko czujemy, że tu toczy się jakaś ważna walka. Choć wydawałoby się przegrana i nie mająca sensu, to jednak dla wielu ludzi każdy taki desperacki akt był ważnym światłem nadziei, nie pozwalającym zamilknąć sumieniu, zapomnieć o prawdzie.
Co było dla mnie sporym zaskoczeniem, film zaczyna się od 16 stycznia 1969 roku od sceny samospalenia Jana Palacha. Wydarzenie, które jest centrum tej historii dzieje się już w pierwszych minutach - nie zobaczymy przygotowań, determinacji, wątpliwości tego młodego studenta. Nie poznamy tła, ani szczegółów rozmów grupy, która ciągnęła miedzy sobą losy (to Palach miał zostać "pochodnią nr 1") - znamy tylko list, który zostawił, jest grupa świadków, która to widziała i jest umierający w szpitalu chłopak, który nie ma siły by powiedzieć słowo. To jak waga - z jednej strony mamy jego szaleńczy czyn, myśli wielu ludzi, których skłoniło to do jakichś przemyśleń, a na drugiej szali mamy kłamstwo i próby reżimu, by całą sprawę zatuszować, wyciszyć, pokazać jako działania obcych sił, które mają siać zamęt w ich zdaniu szczęśliwym kraju. 

Trzy odcinki po około 80 minut, to przede wszystkim historia walki z kłamstwem systemu, opowieść o próbie udowodnienia sobie i innym, że warto zachować godność, że nie warto tulić po sobie uszu, godząc się na wszystko co wymyśli władza. Strach może być wielki, możliwości zastraszenia mogą być potężne, ale okazuje się, że nie wszyscy temu ulegają. I to właśnie tacy ludzie, takie małe punkty oporu, mogą być zarzewiem zmian, nadzieją, jakimś symbolem. Próby deprecjonowania ich znaczenia, twierdzenia, że szkoda sił, walki, że zbyt duża cena, że trzeba siedzieć na d... i czekać aż zmiany przyjdą same, argumentacja iż przecież nie jest tak źle, że większość nie protestuje, że walka może ściągnąć na głowy większe nieszczęścia i odwet - skąd my to wszystko znamy? Od zaborów ciągną się wciąż za nami podobne dysputy. I czuje się w tym filmie, że Czesi przeżywają to podobnie. Nie brakuje służalców systemu, którzy dzięki temu liczą na profity, nie brakuje ludzi, którzy ulegną lękowi o siebie czy bliskich, nie brakuje pokornej bierności. Czy naród, który nie zrodzi bohaterów, którzy potrafią krzyknąć i zaprotestować w imię prawdy, wolności, ma w ogóle szanse na to by te wartości kiedyś odzyskać? Ile pokoleń ma trwać takie bierne czekanie? A może jednak warto poświęcić siebie, aby inni odzyskali wiarę, nadzieję, siłę? Obudzić innych z letargu?      

Notka robi się długa, a ja niewiele napisałem o samym filmie. Trudno mi go analizować i omawiać od strony technicznej, mam jednak wrażenie, że otrzymujemy bardzo dobrze dopracowany obraz tak pod względem scenariusza, zdjęć, aktorstwa, muzyki, jak i przesłania. Skupia się on przede wszystkim na losach kilku postaci, które dotąd żyły zwyczajnym życiem i niewiele miały wspólnego z jakimikolwiek działaniami opozycyjnymi. Oto matka i brat Palacha, prawniczka, która postanawia walczyć na ich prośbę o jego dobre imię w sądzie, młody chłopak, który jej pomaga, jej mąż, kilkoro studentów. I władza komunistyczna, która wytacza przeciw nim najcięższą artylerię i wszelkimi metodami próbuje zmusić do milczenia. Niby jak wspomniałem, nie ma tu zbyt wielu drastycznych scen przesłuchań, tortur, przemocy, ale mimo to wciąż czujemy tą presję, te zaciskające się wokół bohaterów kręgi. W kraju po pierwszych demonstracjach, protestach społecznych przychodzi rezygnacja, zniechęcenie, ale jest to tez spowodowane silnymi represjami, dokręcaniem śruby (nawet nie wiedziałem, że były jeszcze kolejne samospalenia, ale skutecznie wyciszone). Władza dobrze czuła, że śmierć Palacha może być symbolem protestów przeciw obecności Rosjan, przeciw zależności Czechosłowacji od Moskwy, przeciw zakłamaniu władzy i nie przestrzeganiu praw człowieka. Atmosfera i sposób opowiadania przypominała mi trochę "Czarny czwartek" - podobne emocje, bezradność wobec różnych rzeczy, ale jednocześnie okrutny ból i wewnętrzny sprzeciw wobec tego co się dzieje. Dobrze oddana atmosfera tamtych czasów - przy okazji dowiedziałem się iż p. Agnieszka Holland dobrze to wszystko pamięta, bo studiowała wtedy w Pradze.

Jednostka wobec całego aparatu władzy. Może dobrze, że to film nawet nie o samym Palachu - byłoby trudno zmierzyć się z pewnym symbolem, ale pokazuje zwyczajnych ludzi, którzy muszą skonfrontować się z własnym sumieniem. Bohaterstwo? Idealizm? I czemu tak nieliczni? 
Dominuje szarość, obojętność, rezygnacja. Po co się wychylać skoro można stracić nawet te nieliczne przywileje, które się ma?
To ważny film. Bo opowiada nie tylko o przeszłości, ale zmusza też do zadawania sobie pytań poprzez pokazywanie różnych postaw ludzkich. Co ja bym zrobił? Wczoraj w Instytucie Słowackim oglądałem m.in. krótki film o tzw. "świeczkowej rewolucji" i miałem podobne refleksje. Może ktoś nazwie takie protesty głupotą, niepotrzebną donkiszoterią, ale dla mnie to świadectwa odwagi, to coś co może stanowić przykład. Pamięć należy się nie sługusom systemu, tchórzom, którzy siedzieli cicho, ale właśnie ludziom, którzy mieli siłę bronić prawdy. Ale jeszcze jedna refleksja: przecież czas dokonywania różnych wyborów, dylematów nie minął. Choć może nie wisi nad nami aż takie zagrożenie jak wtedy i dziś nie brakuje ludzi, którzy rezygnują z zasad dla spokoju i wygodnego życia. Ten film daje niesamowitą perspektywę - zaglądania w oczy ludziom dokonującym różnych wyborów. To daje bardziej do myślenia niż oglądanie kolejnych obrazów na temat okrucieństw systemu komunistycznego. Dziękuję za ten serial. 
Jak chcecie poczytać więcej zajrzyjcie np. tu.

PS Wiedzieliście o tym iż przeciw interwencji wojsk Układu Warszawskiego (w tym naszych) w Czechosłowacji, na kilka miesięcy przed Palachem podpalił się w Polsce Ryszard Siwiec?

5 komentarzy:

  1. Przyznaję, że opuściłam ten serial celowo po kilku minutach oglądania. Nie miałam nastroju na wgłębianie się w psychologię zachowań. Teraz żałuję. Mam nadzieję, że rychło będzie powtórka. A propos "donkiszoterii" niedawno oglądałam jakiś program na temat powstania warszawskiego, gdzie w podsumowaniu usłyszałam, że polacy powinni wziąć przykład np. z anglików, którzy zazwyczaj woleli pewne sprawy przeczekać niż ulegając emocjom patriotycznym poświęcać życie wielu w zamian za... no właśnie, zazwyczaj korzyścią jest tylko podziw, zaskoczenie i powszechna opinia bohaterów, choć takich trochę szalonych. I tyle. Ale czy powstańcy zastanawiali się, jak daną decyzję odbiorą inni, potomni? Chyba nie o to chodziło.

    O ile dobrze pamiętam, to chyba nawet jest w Pradze ulica Ryszarda Siwca. Czesi docenili dramatyczną postawę Polaka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. podobno wtedy mocno to wyciszono, tak że nawet zachodnie rozgłośnie powiedziały o tym dopiero parę miesięcy później, pewnie Palach nawet o tym nie wiedział. Dla mnie nowe było to, że podobnego czynu potem dokonało kilkadziesiąt osób... W naszej dekadzie kilka takich aktów dokonało się w Tybecie. Ale świat jakoś milczy obawiając się chińskiego olbrzyma.

      A film naprawdę polecam. Chyba nawet bardziej niż cała ta sprawa sądowa, poruszające były dla mnie odczucia rodziny tego studenta. Solidarność i wsparcie jakie dostali było tylko na chwilę, potem musieli sami zmierzyć się z tym co się stało, a władze na dodatek cały czas ich dręczyły (np. nękając głuchymi telefonami w nocy, albo likwidując grób Palacha).

      Usuń
  2. Ja wiedziałam o Siwcu.Pamiętam Siwca i tamten czas. Zrobił to na stadionie 10-lecia w czasie Dożynek.
    Jak zaczęła się inwazja , a było to w sierpniu, byliśmy u babci i patrzyliśmy jak leciały eskadry samolotów na Czechosłowację. Moja siostra młodsza była wtedy chyba w Wiśle Malince na koloniach i jak pojechaliśmy z rodzicami do niej to widzieliśmy żołnierzy i sprzęt bojowy. 1968 rok to był gorący czas u nas i w całym bloku.
    Serialu jeszcze nie oglądałam. Może kiedyś, mam nadzieje, że nie jest zbyt poprawny politycznie, gdyż Holland niestety należy do establishmentu i bywa na salonach, gdzie jest dobrze przyjmowana.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. trudno tu mówić o "poprawności" politycznej. To historia o prawdziwych ludziach w trudnych czasach. Dobrze opowiedziane i daje do myślenia. Ktoś kto tu wydawałaby się jest przegranym staje się przecież potem inspiracją dla innych, daje nadzieję. To spotkanie o którym wspominam było związane z promocją książki "Siła słabych i słabość silnych" i choć tam jest o Kościele, to ten troszkę przewrotny tytuł trochę oddaje to jak widzimy dziś tamte wydarzenia, tamte postacie.

      Usuń
  3. Pamiętam oczywiście sprawę Siwca, nawet był film dokumentalny o tym. Wstrząsające dla mnie są takie akty, rozpaczy i odwagi w jednym. W czasie premiery na HBO gościła w domu córka i nie miałam okazji obejrzeć, ale upoluję powtórkę. Bardzo na ten film czekałam, zorientowałam się przy trzecim odcinku cholerka.

    OdpowiedzUsuń