Nadrabiam trochę ilość notek na blogu, nie dziwcie się więc, że będą wpisy krótkie i trochę o rzeczach może mniej interesujących, czy głośnych. Czasu braknie :) Ale czasem wpadnie chwila na jakąś fizyczną pracę i choćby tak jak dziś gdy zapomniałem telefony gdzie mam audiobooka z najnowszym Kingiem, można odpalić jakąś płytę.
Padło na coś energetycznego i gatunek, którego słucham raczej mało. Metal. Ale nie bardzo ciężki, żaden tam death, tylko coś bardziej melodyjnego, co pewnie niejednemu wpadnie w ucho. Kiedyś popularność zdobył choćby Europe, ale kolesie ze Stratovarius nie są kapelą jednego przeboju - od lat nagrywają coś co chyba najlepiej będzie zdefiniować jako metal symfoniczny i mają sporo fanów. Teraz po po kilku latach milczenia kolesie ze Skandynawii powracają z nowym albumem.
W Polsce podobno najlepiej sprzedającym się krążkiem w tym tygodniu jest Nocny Kochanek, co pokazuje że metalowe granie, nawet takie z jajem, ma sporą popularność i aż szkoda, że u nas nie ma więcej kapel, które gdzieś próbują nagrać coś bardziej w takim monumentalnym stylu. Wokal, który jest dość melodyjny, nie za ostry ale w dynamice gitar i perkusji naprawdę jest moc. Fajne riffy, ale to muzyka, w której liczy się jednak pełen skład, instrumenty się uzupełniają, nie chodzi jedynie o popisy. Jak dla mnie naprawdę fajne brzmienia, nie przeszkadza, nie drażni, a człowiek potupie sobie trochę nogą do rytmu :) Wiem, że to słabo brzmi, niech zachętą prawdziwą będzie zatem nawet nie moje mądrzenie się, a trochę muzy z tego krążka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz