Film polecony, więc długo go nie odkładałem, zresztą po powrocie z różnych wyjazdów trochę nadrabiam i lekturowo i filmowo. No i ponieważ produkcja hiszpańska, to wciąż jeszcze gdzieś myślami mogę być w tym kraju, w ciepełku, przy dobrej kawie i smacznych posiłkach.
Historia urzędnika z kancelarii notarialnej, który marzy o tym by napisać książkę, jest tak naprawdę opowieścią o obsesji. Skoro uważam, że moje życie nie jest specjalnie interesujące i wciąż nie znajduje w nim materiały na powieść, która by zachwyciła innych, to może trzeba zacząć przyglądać się życiu innych ludzi? I tak dokonuje się w dotąd raczej nudnym życiu rewolucja. Zdradzony przez żonę, której zazdrości sukcesu (jej powieść choć pretensjonalna odniosła spory sukces), Álvaro postanawia wykorzystać propozycję szefa by zrobić sobie dłuższy urlop i wynajmuje mieszkanie, by zmienić otoczenie. I próbuje pisać...
Tyle lat już chodzi na zajęcia z pisania, a wciąż jego próbki nie znajdują poklasku u prowadzącego. Dopiero gdy bohater zaczyna pisać o swoich sąsiadach, których podsłuchuje i próbuje lepiej poznać, okazuje się, że trafił na żyłę złota - przynajmniej tak mu się wydaje. Nie wystarczy jednak być obserwatorem, on chce wpływać na ich życie, kształtować je, zmuszać do trudnych wyborów i dramatycznych decyzji - uważa, że wtedy będzie miał wreszcie sensacyjny i pełen życia materiał, który rzuci na kolana czytelników. Pisarz niczym demiurg, pan losów maluczkich, którzy nie znają jego planów i geniuszu. Jak to się skończy? Cóż, zwykle obsesje nie kończą się dobrze...Ciekawy pomysł, choć mam wrażenie, że nie do końca wykorzystany. Ani to komedia, ani też dobry dramat, brakuje trochę napięcia, wszystko toczy się w dość powolnym tempie, a sam finał nie robi jakiegoś większego wrażenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz