Mam trochę problem z tytułami chwalonymi przez krytyków, nagradzanymi i takimi o których bardzo głośno - jak tu potem napisać że coś się nie podoba, skoro cały tłum mówi ci że ma się spodobać?
Październik skończę na Notatniku dwoma filmami, ale jak zwykle będzie to coś od siebie, a nie próba wpisania się w chór innych głosów. Najgorszy człowiek na świecie chyba bardziej czytelny jest dla młodych ludzi i tych w średnim wieku, bo to o problemach, które rozumie ich pokolenie - starszym pewnie wydać się to może trochę naciągane i raczej niedojrzałe, nie zrozumieją tego, że ktoś naprawdę może czuć się tak długo źle sam ze sobą. Czy jednak kilka dekad temu nie mieliśmy wokół siebie takich wolnych duchów, które skakały z kwiatka na kwiatek, nie mogąc znaleźć sobie miejsca? Wtedy jednak szybko ściągano ich na ziemię - jeżeli nie byli silni, nie mieli wymówki, że są artystami, społeczeństwo szybko wymuszało na nich jakąś rolę. Dziś to nie jest takie oczywiste, bo też nic nie jest już taką mocną normą jak dawniej - rodzina, stała praca, własne mieszkanie, związek... Po co pytają trzydziestolatkowie i chcą żyć po swojemu - mieszkanie można wynająć, dzieci nie chcą, pracę można zmienić i nawet wizyty u rodziców i ich odwieczne pytania, spływają po nich jak woda po kaczce.
Julia (świetna Renate Reinsve) gdy ją poznajemy ma dwadzieścia kilka lat. Jest pełna ambicji, ale nie bardzo wie co chce robić - mogłaby jej zdaniem wszystko, ale to ją nudzi, tu coś uwiera, rezygnuje więc z medycyny, potem również z psychologii, łapie się za fotografię, potem marzy o powieści... Szuka. I pomimo pierwszej fascynacji, szybko potem się nudzi. I podobnie ma w związkach. Choćby nie wiem jak było jej dobrze, pragnie czegoś nowego, ekscytującego. Tylko co to ma być?
Chwilami można się uśmiechnąć patrząc na jej dylematy, wzruszyć ramionami, że jej nie rozumiemy, ale cholera, trzeba przyznać, że poprowadzono tę historię tak, by poczuć jej emocje, by nie przekreślać tych poszukiwań. Czy lepiej być nieszczęśliwym z czymś lub z kimś, czy jednak wciąż szukać, choćby dla innych było to niedojrzałe? Przyznamy chyba że to drugie. Ciekawe czy kiedyś przyjdzie taki moment, że przedstawiciele tego pokolenia jednak osiądą bardziej na stałe w jakimś miejscu, przestaną tak gwałtownie szukać i jak wtedy będą patrzeć na to co uważali za tak cenne, ważne i warte ciągłych zmian. I jak wychowają swoje dzieci, co im przekażą...
Nie zachwycił mnie ten film, nie bardzo wiem co w nim wyjątkowego, ale przyznaję rację, że pokazuje pokolenie dzisiejszych dwudziesto, czy trzydziestolatków w sposób, który może być pewnie dla ich rówieśników jakimś manifestem, a dla wszystkich innych lekcją poznawczą. Słodko gorzkie scenki emocjonalnie może i w większości nie poruszały, jednak scena z imprezy ma której Julia poznała po raz pierwszy Eivinda, naprawdę jest świetna i aż iskrzy między nimi, mimo że przecież oboje postanawiają, że nie zrobią nic co mogłoby zostać uznane za zdradę. Choćby dla tych kilku momentów, seans uważam za udany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz