Deszcz nagród dla "Ministrantów" Piotra Domalewskiego sprawił że oczekiwania miałem bardzo duże. Stąd może tak mieszane odczucia już po seansie. Doceniam pomysł, chłopcy mają fajna energię, klipy z rapowaniem wyborne, trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że całość ma trochę bajkowy klimat. Jakby celowo przerysowany, by jeszcze bardziej uwypuklić różnicę między wiarą w jakieś wartości, w ideały, a siermiężnością i zgorzknieniem dorosłych. To jest zarazem i słabość tego obrazu - jeżeli ktoś będzie próbował wszystkie sceny rozpatrywać pod kątem prawdopodobieństwa, logiki, jak i jego siła.
Czemu siła? Bo czuję, że ten film powstał właśnie po to, by nam, dorosłym, zarówno wierzącym jak i niewierzącym zwrócić uwagę na to co z nami się stało. Gdzie nasza wiara w dobro, gdzie zaufanie do ludzi, gdzie przekonanie że sprawiedliwość wygrywa, że można i że warto pomagać, zmieniać świat. Łatwo przychodzi nam ocenianie innych, pouczanie, zazdrość, czy popisywanie się jacy jesteśmy dobrzy. A przecież dobro nie potrzebuje reflektorów. Dlatego te działania grupki ministrantów, choć przecież nie są czymś co warto by chwalić, jakoś w sercu je rozumiemy i nawet im kibicujemy. Wierzą w to, że naprawiają błędy dorosłych. Skoro pieniądze miały iść na potrzebujących, to już oni dopilnują by co do złotówki właśnie na potrzebujących poszły.
Zaskakująca może być dla niektórych forma jaką nadano tej historii - listów, wspomnień, myśli, które choć adresowane do tej jednej osoby którą nosi się w sercu, tak naprawdę poza jednym krótkim spotkaniem, gdy się poznali, potem nigdy się nie widzieli i samych listów też nie mogli sobie przesyłać. Jest to więc nawet bardziej pisanie do samego siebie, do jakiejś wyobrażonej, idealnej postaci, przy której mógłbym być szczęśliwa/wy...
Niestety los sprawił, że tuż po ich pierwszym spotkaniu, gdy mieli lat naście i byli sobą zafascynowani, wybuch wojny wszystko zmienił. Wioski są palone, ludzie muszą uciekać z miejsca na miejsce, każdego dnia wokół nich umierają ich bliscy, doświadczenie głodu, chłodu, niebezpieczeństwa jest tak znajome jak kiedyś słońce czy chmury.































