wtorek, 23 kwietnia 2024

Kobieta z..., czyli czy byłem dobrym mężem

We wtorkowym kąciku dla wytrawnych kinomaniaków film Małgorzaty Szumowskiej i Michała Englerta. Pokazywany nie tylko w kinach studyjnych, ale trudno go potraktować jako film czysto komercyjny, pewnie nie przyciągnie masowo widzów, uznałem więc że nadaje się to tego cyklu. 

Szumowska potrafi zadawać w swoich filmach ciekawe pytania, choć niejednokrotnie kreowane przez nią diagnozy społecznych problemów są dość schematyczne i przerysowane. I tak mam wrażenie że jest trochę i tym razem. Pierwsza poważna produkcja fabularna poruszająca na pierwszym planie temat transpłciowości pokazuje problem, ale nie unika też uproszczeń i mielizn. 


Od strony psychologicznej - to zmaganie się z tym co Andrzej/Aniela czuje, a potem wyzwolenie gdy już uznał/a że nie musi udawać, że może o siebie zawalczyć - jest bardzo ciekawie. Od strony społecznej, tła, niestety mam wrażenie, że zabrakło tej samej uważności, wrażliwości i twórcy polecieli trochę po schematach. Mamy konserwatywne środowisko, Kościół w tle, szykany, zdziwienie, śmiech, odrzucenie przez rodziców, wyrzucenie z domu i niby to wszystko ma rację bytu, ale pokazane jest tak, że nie za bardzo możemy w realność tego wszystkiego uwierzyć. Całe miesiące mieszkania w żeńskim klasztorze w przebraniu kobiety mimo tego, że bohater nie dokonał przecież tranzycji? Niby taka społeczna nietolerancja, ale jak przychodzi do pożegnań, to nagle wszyscy są całym sercem, by wspierać Andrzeja/Anielę w jego/jej przemianie? To balansowanie między powagą, a żartami jest dziwne, niby chodzi o rozładowanie atmosfery, ale też przeszkadza trochę w tym, by uwierzyć w tą historię do końca. A przecież o to właśnie powinno chyba twórcom chodzić?


By nie robić z tego sobie żartów, by nie traktować tego jako przebieranki, jako zaburzenie popędu seksualnego, ale uwierzyć że ktoś może czuć się uwięziony we własnym ciele. W "Kobiecie z..." wątpliwość może budzić choćby to, że bohater nie chce zdecydować się na operację, że mimo stosowania latami kuracji lub też manipulacji (no bo bez wiedzy lekarzy) hormonalnej, wydaje się mu się wystarczać samo prawne uznanie go za kobietę. Pokazanie dużo od niego młodszych ludzi, którzy na tranzycję się decydują, choć ma miejsce, jakoś wypada w tym filmie dość sztucznie. Czyli co - skoro ma się już tyle lat, to na zmianę za późno? To może chodzi jedynie o homoseksualizm?  


Sporo mnie w tej historii więc uwiera i nie przekonuje, są też jednak rzeczy, za które na pewno warto pochwalić. Małgorzata Hajewska-Krzysztofik - fenomenalna. Choć Joanna Kulig w porównaniu do "męża" prawie się nie starzeje, to również dla niej biję brawa. Ciekawie pokazano ich relację - przecież mimo wściekłości z okłamywania, mimo braku bliskości seksualnej, trudno im obojgu przekreślić lata spędzone razem. Czy rzeczywiście byłaby szansa na zbudowanie więzi na nowo, na innych zasadach? Tu znowu mam wątpliwość, ale przyznaję, że fajnie się to ogląda. W tej niezbyt wesołej drodze do tego przestać się ukrywać, by móc żyć jak się chce, to akurat był jakiś optymistyczny akcent. 
Polska lat 70, 80 i 90 w tym filmie jest szara, dość ponura, jeszcze zwiększa to poczucie samotności i jakiejś opresji, z którą chce walczyć Andrzej/Aniela wychodząc na ulicę w spódnicy i na obcasach. Pewnie w tej jednej historii próbowano zmieścić wiele różnych doświadczeń osób środowiska LBGTQ sklejając to trochę w jedną postać, ale zastanawiam się czy to nie był błąd, bo jednak nie pokazujemy problemów z którymi mogą mierzyć się te osoby dziś, sugerując trochę, że to sprawy przeszłości, które już pokonaliśmy (patrząc na młodych z którymi spotyka się Andrzej/Aniela, można mieć takie wrażenie).  

Mam wrażenie, że twórcy zadbali o wsparcie środowiska osób transpłciowych, o to by w żaden sposób nie była to historia stygmatyzująca, by pozwalała lepiej zrozumieć bohatera/bohaterkę, ale momentami więcej tu jest myślenia życzeniowego (jak byśmy chcieli żeby było) niż prawdy i realności. 



Jak widzicie, raczej kilka refleksji i emocji, niż odniesienie się do detali filmu, ale to u mnie na Notatniku częste. Recenzji macie w sieci do wyboru do koloru, po co więc mam pisać kolejną?
Na pewno seans ciekawy. Gdzieś obiło mi się o uszy, że przygotowano do niego scenariusze do pogadania po filmie z młodzieżą i to uważam za fajny pomysł. Ba, nawet nie z młodzieżą, a może jeszcze lepiej z dorosłymi? O naszych uprzedzeniach, obawach, niezrozumieniu. Nawet jeżeli ten film nie jest dla mnie bez wad, jest do tego dobrą podstawą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz