niedziela, 7 kwietnia 2024

Getto płonie - Tomasz Bereźnicki, czyli kto zrezygnuje z obrony, ten od razu przegrał

Komiks w ciągu ostatnich kilku dekad w Polsce wywalczył sobie nie tylko grono dorosłych fanów, uznanie krytyków, ale i traktowanie go jako jeden ze sposobów na przekazywanie treści edukacyjnych. Już nie tylko zabawa, humor, ale i nauka, historia. Szczególnie modne stało się w tym ostatnim obszarze zapraszanie różnych twórców by poprzez ich kreskę, pokazać postacie i zdarzenia tak jak nam tym zależy zamawiającym. Mieliśmy więc serię zeszytów np. o żołnierzach wyklętych od IPN, mniej lub bardziej udane produkcje lokalne od różnych muzeów i finansowane np. przez urzędy miast. Dobrze i niedobrze. Wiadomo, że artysta ma prawo opowiedzieć coś po swojemu, więc pewnie jest ta chęć kontrolowania, prowadzenia go za rękę. A jeżeli dostanie wszystko na tacy, czy będzie potrafił przełożyć to na ciekawe ilustracje, na fabułę, która wciąga czytelnika? 


To wprowadzenie i przemyślenia nad tym jak urzędnicy, politycy, czy historycy z nimi współpracujący chcą prowadzić jakąś narrację, na co chcą kłaść nacisk, a gdzie jest miejsce na swobodną wypowiedź artystyczną, wydaje mi się ważne przy dzisiejszej notce. Oto bowiem przede mną zeszyt autorstwa Tomasza Bereźnickiego, który powstał na zlecenie Muzeum Getta Warszawskiego. I mimo wprowadzenia "historycznego", jakie ta Instytucja umieściła w środku, dużo we mnie jest pytań, które nie bardzo wiem w którą stronę kierować? Czy do Muzeum, że narzuciło pewien pomysł, który potem było trudno zrealizować i wyszło trochę sztucznie? Czy do autora, że poniosła go wizja kreacyjna, nie zbudował spójnej historii, tylko ciąg porwanych scen, które czytelnikowi trudno poskładać w jakąś sensowną całość. 

 

Idea by opowiedzieć w formie powieści graficznej o powstaniu w getcie warszawskim na pewno zasługuje na pochwałę. Zamiast jednak spróbować skupić się jedynie na pokazaniu bohaterstwa i determinacji bojowników, twórcy tego zeszytu postanowili "przy okazji" realizować jakby cele dodatkowe, jakby one były nawet ważniejsze niż ten główny. Chodzi mi po pierwsze o podkreślanie, że były dwie organizacje, które przygotowały ten ruch oporu: ŻOB (Żydowska Organizacja Bojowa) o której często się mówiło w kontekście powstania oraz ŻZW (Żydowski Związek Wojskowy), jak pisze we wstępie autor, dotąd pomijany. Nie wiemy za bardzo dlaczego i szkoda, bo można choćby wspomnień skąd ta potrzeba o podkreślaniu roli nie tylko grup lewicowych (ŻOB). Druga rzecz, które tu trochę zaskakuje, to wyraźne sugerowanie, że poprzez tą drugą organizację, Armia Krajowa przekazywała do getta broń, więc to obalenie dość powszechnego przekonania, że walka była samotna, że nikt spoza muru ich nie wspierał. Wyraźnym dowodem na to ma być kolejny podkreślany tu symbol - wywieszenie dwóch flag, zarówno tej z gwiazdą Dawida, jak i biało-czerwonej. Pewnie dla walczących w getcie był to jakiś symbol, powód do dumy, ale i gestem tym chcieli wezwać całe miasto do walki... Ja wyszło wszyscy wiemy.


Jest w tym komiksie więcej dziwnych rzeczy - od plansz, które są dość zaskakujące (np. gdy bojownicy szukają wsparcia w światku przestępczym, posiadającym rozbudowaną sieć podziemnych korytarzy i schronów, w których żyli jak pączki w maśle, choć pewnie pod koniec funkcjonowania getta oni też już nie mieli takich kokosów), aż po rozwiązania dotyczące języka - o ile nikt prawie nie używa jidisz, to Niemcy mówią po niemiecku, a my musimy szukać tłumaczeń w przypisach. Żydzi mają być bliżsi czytelnikowi, nawet jeżeli faktycznie wcale po polsku nie mówili?
Czemu tak? Diabli wiedzą.

 

 

 

Fabularnie na pewno jest jakiś pomysł - trzy kobiety, łączniczki, których losy śledzimy i dowiadujemy się o kolejnych odsłonach walki. Niestety chaos wynikający z przeskoków w czasie i między bohaterkami nie sprzyja łatwej percepcji tej historii. W efekcie czytelnik może niestety trochę się pogubić i potraktuje to jako zbiór luźnych kadrów - przyznajmy niektórych dość ciekawie rozrysowanych, robiących wrażenie, ale nie łączących się w interesującą całość. Postacie, które być może kojarzymy z historii, jak Edelman, Anielewicz, pojawia się nawet Wera Gran (skoro getto to i takie obrazki), niestety jedynie migają przez chwilę i nie są jakoś mocno wplecenie w scenariusz.

 

Dziwnych rozwiązań i pomysłów ciąg dalszy - wewnętrzne okładki zdobi nie jakieś nawiązanie do getta, ale obraz całej zrujnowanej Warszawy, gdzie z ruin wystaje jedynie bryła ocalałego kościoła Św. Augustyna. I znowu pytanie - opowiadamy o powstaniu w getcie? Czy o konsekwencjach powstania warszawskiego?  

 

Graficznie dobrze, scenariuszowo słabo. Edukacyjnie mam wrażenie że trochę niewykorzystana szansa. Młody czytelnik zmuszony będzie do poszukiwania dodatkowych informacji, bo ich tu za mało, dla starszego również to chyba nie będzie tak atrakcyjne, by mieć chęć szukać czegoś więcej. Szkoda. Ale ja oczywiście do szukania zachęcam, choćby tu: https://1943.pl/ albo tu: https://www.polskieradio.pl/343,powstanie-w-getcie/6655,bohaterowie-dwoch-flag


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz