Jak czytam na okładce "olśniewający debiut fantasy, idealny dla fanów Wiedźmina", to potem oczekiwania naprawdę są spore, chyba sami to rozumiecie. Choć rozumiem więc chęć wyróżnienia swojej publikacji przez wydawcę, to czasem może to być po prostu strzał w kolano. Niewiele bowiem byłoby tu wspólnych cech ze sławną powieścią Sapkowskiego. Że niby opieka nad dzieckiem, które jest zagrożone? Albo fach mordercy na zlecenie, tylko nie tyle potworów, co w tym przypadku bogów?
Spośród dziesiątek i setek powieści fantasy na pewno przebić się do świadomości czytelników nie jest łatwo, ale raczej jednak warto stawiać na walory własnej wizji, niż szukać na siłę podobieństw. To co napisała Hannah Kaner ma pewien potencjał. Stworzyła uniwersum, w którym dotąd dość powszechna była wiara w różne bóstwa, bogowie różnych sił natury opiekowali się ludźmi i okazywali im swoje łaski, tyle że podobnie jak śmiertelnicy nie byli wolni od zazdrości, od ambicji, od żądzy władzy. I to właśnie doprowadziło do wielkiej wojny, w której bogowie starli się po obu stronach razem z ludźmi, co wyniszczyło mocno królestwo. Żeby tego uniknąć, władca postanowił zakazać wszelkiego rodzaju kultów, nakazał niszczyć świątynie, a tym samym odbiera moc siłom nadprzyrodzonym, bo bez kultu i ofiar, są słabe niczym dzieci. Tylko czy tak łatwo zmienić setki lat ludzkich przyzwyczajeń i czy da się zupełnie pokonać tych, którzy są podobno niezniszczalni?
To początek cyklu, więc nie dostaniemy zamkniętej historii, ale pewien jej etap. Nie ukrywam też, że próg wejścia w fabułę nie należy do najłatwiejszych. Autorka dość szybko przedstawia nam bohaterów, splata ich losy, ale niewiele wyjaśnia z okoliczności, które pchnęły ich do siebie. Bogobójczyni Kissen, której misja jest jakby prywatną zemstą, za to że zamordowano jej rodzinę, twarda i niezależna, podejmuje się opieki nad dziewczynką, której również zabito wszystkich bliskich. W dodatku dziewczynka w tajemniczy sposób związana jest z bożkiem kłamstw, więc naturalne byłoby by Kissen natychmiast się go pozbyła, a tymczasem cacka się z małą niczym z dzieckiem. Wyruszają udając pielgrzymów do miejsca, gdzie Inara ma nadzieję przerwać wiążącą ją więź. Wśród ich grupy znalazł się jeszcze ktoś skrywający podobnie jak one swoją tożsamość. Choć od kilku lat pracował jako piekarz, Elogast był jednym z weteranów wojny z bogami, najsłynniejszym z dowódców, a teraz na prośbę swojego przyjaciela, króla, wyrusza po raz kolejny z mieczem, by znaleźć rozwiązanie jego problemów.
Powoli odsłania się przed nami podłoże konfliktu, przeszłość, choć wciąż są to jedynie fragmenty, a nie całość, którą można by jakoś ogarnąć. I to jest chyba źródło pewnej trudności wiążącej się z tą lekturą. Co z tego, że jest droga usiana niebezpieczeństwami, jakieś przygody, potem finałowe napięcie i jakieś spektakularne starcia bohaterów z siłami, które są dużo potężniejsze niż oni sami, kiedy jakoś nie bardzo możemy ich lepiej poznać, polubić, a tym samym zaprzyjaźnić się z nimi. Wciąż są dla nas trochę obcy i obojętni emocjonalnie. Raczej ciekawi jesteśmy bardziej rozbudowanego tła, niż dalszych ich losów. Nie wiem czy to się zmieni w kolejnych tomach, może jednak warto dać jeszcze szansę temu cyklowi. Jak wspomniałem - jakiś potencjał jest, cała ta atmosfera z bogami obecnymi tuż obok, z magią, która wcale nie znika mimo prób jej wypchnięcia z naszego świata, budzi ciekawość. Moje odczucie jednak przy lekturze pierwszego tomu jednak nie było aż tak pozytywne, a może to właśnie nawiązania do Wiedźmina podniosły poprzeczkę oczekiwań... Trochę to było osnute zbyt dużą mgłą niedopowiedzeń, sekretów, jakieś chwilami trochę rozlazłe i mało konkretne. Jak na młodzieżówki, które zwykle wydawał Jaguar, nie ukrywam że też dość brutalne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz