
piątek, 31 sierpnia 2018
Dywizjon 303. Prawdziwa historia, czyli nie pomylisz tych filmów

czwartek, 30 sierpnia 2018
Festiwal Singera i jazz, czyli cudowna mieszanka
Strasznie żałuję, że w tym roku tak mało mogę korzystać z wydarzeń Festiwalu Singera. Tak wiele ich kusi, ale doba nie jest z gumy i niestety biorąc pod uwagę dojazdy poza Warszawę, robi się niestety kłopotliwie. Tego koncertu jednak nie chciałem przegapić. Ostatnimi laty mam zresztą wrażenie, że to co najciekawsze (albo ja mam takie szczęście) z wydarzeń festiwalowych, to wydarzenia muzyczne. Jazzu słucham niewiele, ale gdy mam okazję, to podoba mi się coraz bardziej. Szczególnie gdy jest w dobrym wykonaniu, a takich perełek na Festiwalu Singera zwykle nie brakuje.
Koncert Doroty Miśkiewicz, nawiązujący do jej płyty Piano.pl to gratka nie lada, bo obecnie raczej trudno posłuchać tego materiału na żywo. Do teatru Kwadrat też nie udało się ściągnąć wszystkich pianistów, którzy współtworzyli ten krążek, ale ta trójka, która się pojawiła i tak zapewniła nam ucztę.
środa, 29 sierpnia 2018
Lato, czyli jak rodził się bunt

Uwolnij się, czyli jak się bawić, to nie samemu

Księgarnia z marzeniami, czyli słowa zbliżają
Notka pewnie dopiero wieczorem, bo czekam na seans, ale ponieważ mam niewielką zaległość, to może nawet dziś pojawi się nie jedna, a dwie notki. A jak nie dziś to jutro. Ten film jak znalazł - mam 3 godziny czasu do koncertu, zapowiada się sympatycznie (bo to fajne marzenie prowadzić własną księgarnię), a ulubione kino Atlantic praktycznie po drodze gdzie bym potem nie chciał biec dalej.
Zapowiadam więc relację z filmu, potem pewnie pojawi się jeszcze Bator, może Krajewski i dwa wpisy o premierach kinowych: Dywizjon 303, ale produkcja krajowa, bo brytyjską już widziałem oraz rosyjski Lato.
I nie tracę nadziei, że to będzie kolejny miesiąc, gdy uda się zrealizować plan. Jedna notka na dzień :) niczym bicie serca daje siłę do poszukiwania kolejnych rzeczy. Dla siebie. Dla Was.
I tylko brak czasu na porządki i blog powoli mi zarasta chwastami, jakimiś nieuzupełnionymi notkami.
A teraz parę zdań o filmie. O koncercie jednak jutro.
Zapowiadam więc relację z filmu, potem pewnie pojawi się jeszcze Bator, może Krajewski i dwa wpisy o premierach kinowych: Dywizjon 303, ale produkcja krajowa, bo brytyjską już widziałem oraz rosyjski Lato.
I nie tracę nadziei, że to będzie kolejny miesiąc, gdy uda się zrealizować plan. Jedna notka na dzień :) niczym bicie serca daje siłę do poszukiwania kolejnych rzeczy. Dla siebie. Dla Was.
I tylko brak czasu na porządki i blog powoli mi zarasta chwastami, jakimiś nieuzupełnionymi notkami.
A teraz parę zdań o filmie. O koncercie jednak jutro.
poniedziałek, 27 sierpnia 2018
Bałtyk. Historie zza parawanu - Aleksandra Arendt, czyli tematy leżały blisko plaży
W sumie nawet nie
wiem czego się spodziewałem. Może czegoś bardziej spójnego? Mam
wrażenie, że ta publikacja przypomina dość na szybko zebrany zbiór
ciekawostek, rozdziałów poświęconych zupełnie innym tematom, które
skojarzyły jej się z morzem. Od ciekawej historii, aż po współczesność,
która raczej już aż tak bardzo pasjonująca nie jest, przynajmniej dla
mojego pokolenia - zbyt dobrze ją znam, by zadowolić się kilkoma
stroniczkami. A nawet gdy autorka opowiada o historii, nie zawsze
potrafi dobrze poradzić sobie z prezentacją materiału, często po prostu
cytując wprost jakieś inne publikacje, jakieś rozmowy, niespecjalnie je
komentując. Skaczemy trochę po różnych dygresjach, legendach, odwołując
się do pełnych pasji ludzi, którzy pokochali Wybrzeże i nasze morze,
czasem pokazując obecny wygląd opisywanych miejsc. Nie przeczę - czyta
się to szybko, jest trochę fragmentów dla mnie dość interesujących
(choćby losy windy w Jastrzębiej Górze, czy zatopione parowozy,
niemieccy szybownicy na naszych plażach), ale po przeczytaniu całości ma
się jakieś poczucie niedosytu i wrażenie, że w głowie pozostało
niewiele.
niedziela, 26 sierpnia 2018
Na górze, czyli szczerością rozpieprzać bariery
Niby już kilka tygodni mija, a ja wciąż zalegam obiecaną Wam notkę z Woodstocku, to czasem los przypomina o zaległościach w wyraźny sposób. Jeden z koncertów, który zrobił na mnie spore wrażenie to chłopaki z Na górze. I dziś miałem okazję zobaczyć ich raz jeszcze, tym razem na mniejszej scenie, w bardziej kameralnej atmosferze. Ale wiecie co? Kurde, nic a nic nie zmienia to w tym jakie robią wrażenie. Punkowa energia, szczerość i naturalność. Tekst, muzyka, wszystko tak proste, a jednocześnie tak radosne. Bo ta radość i pokój, do którego nawołują, bije po prostu z nich.
sobota, 25 sierpnia 2018
Shertel - Grupa Teatralna Chakad, czyli przełamując bariery
W sieci nie mogę znaleźć plakatu ze sztuki, musicie więc zadowolić się opisem i tym skromnym zdjęciem. Piszę szybko, bo zaraz pakuję książki do bagażnika i jadę na organizowaną przez nas wymiankę książek, jednak choć parę zdań chcę napisać. Może ktoś skorzysta? Dziś wieczorem ostatnia okazja. Przylecieli do Polski z Iranu jedynie na dwa spektakle. Zważywszy na różne zamieszania dyplomatyczne, nie wiadomo kiedy znowu będą mogli z kraju wyjechać... My chyba zapomnieliśmy jak to jest kisić się we własnym sosie, nie mieć kontaktu z innymi kulturami. Oni choć zamknięci trochę w swoich granicach, nie zamierzają przestać poszukiwać. Tak jak mogą chłoną to co robią inni, przerabiają to jednak na swój sposób. Dzięki temu, to co oglądamy ma w sobie świeżość, szczerość, choćby nawet ktoś zarzucał, że nie jest to nowatorskie. Liczy się pomysł. Początkowo wydający się dość karkołomnym, ale... I o tym poniżej. A jego wykonanie też powala naturalnością, energią. Gdybyście chcieli poczytać więcej niż u mnie zapraszam do Chochlika Kulturalnego.
piątek, 24 sierpnia 2018
Dominion, czyli tasuj waćpan
Gdy zakładałem bloga, jednym z celów było robienie notatek (głównie dla siebie), żeby różne rzeczy nie uciekały tak szybko z głowy. Na początek były filmy, książki i płyty, ale choć nie kupuję zbyt wielu planszówek (ach te ceny!), coraz częściej widzę frajdę z notowania sobie wrażeń z nasiadówek przy planszówkach. Przynajmniej pierwsze wrażenia mi nie umkną. Na profesjonalne recenzje się nie silę, bo nie jestem znawcą - widać kurde choćby po tym tytule. Nagrody gry roku za 2009, a ja dopiero teraz to odkrywam, ech... Szkoda gadać.
Gdyby ktoś chciał recenzję to może zerknąć choćby na to co napisał Tomasz z zaprzyjaźnionego bloga Board Games Addiction. Od niego też foty.
Dominion doczekało się już sporej ilości dodatków, ale chyba nie zmieniają one jakoś w znaczący sposób mechaniki, co najwyżej wprowadzają trochę więcej napięcia i negatywnej interakcji. A każdy z nich to wielkie pudło za sporą kasę... W środku zaś... karty. Cholera, gdyby nie to, że tytuł mi się spodobał, ciężko by mi było myśleć o karciance jak o rozbudowanej planszówce. No dobra, kart jest sporo, to muszę przyznać. Wciąż jednak kołacze się myśl: przesadzili. I z wielkością pudła (choć wypraska ładna) i z ceną.
Gdyby ktoś chciał recenzję to może zerknąć choćby na to co napisał Tomasz z zaprzyjaźnionego bloga Board Games Addiction. Od niego też foty.
Dominion doczekało się już sporej ilości dodatków, ale chyba nie zmieniają one jakoś w znaczący sposób mechaniki, co najwyżej wprowadzają trochę więcej napięcia i negatywnej interakcji. A każdy z nich to wielkie pudło za sporą kasę... W środku zaś... karty. Cholera, gdyby nie to, że tytuł mi się spodobał, ciężko by mi było myśleć o karciance jak o rozbudowanej planszówce. No dobra, kart jest sporo, to muszę przyznać. Wciąż jednak kołacze się myśl: przesadzili. I z wielkością pudła (choć wypraska ładna) i z ceną.
środa, 22 sierpnia 2018
Ach, jak cudowna jest Panama - Janosch, czyli tam wszystko jest większe i wspanialsze

Dziś notka kompletnie inna, bo przecież moje dzieci już dawno wyrosły, niedługo będę miał dorosłe pannice w domu, ale część książek dla dzieci na pewno sobie zostawimy. Mój sentyment, ale mam nadzieję, że również ich wspomnienia, wpłyną na to, iż będą przekazane kolejnemu pokoleniu i czytane dalej.
Obok misia o małym rozumku, mam nadzieję, że znajdzie się miejsce również dla tej pozycji. Cholernie ciekawa jest postać samego autora, faceta, po którym trudno spodziewać się zabawnych historii dla dzieci - muszę kiedyś sięgnąć po biografię Janoscha, a dziś choć parę zdań o jego najsłynniejszej pozycji. Może przekonam kogoś do tego, by rozejrzał się za najnowszym wydaniem (ZNAK)?. To piękna i mądra bajka z zabawnymi ilustracjami, do której dzieciaki pewnie będą chciały wracać.
wtorek, 21 sierpnia 2018
Mock nadchodzi, czyli mały konkurs
Ziewam, padam na nos i nic mi się nie chce. Do Poznania i z powrotem, a jutro też dzień intensywny... Ech. Nie dość, że prawdziwego urlopu nie miałem już drugi rok, to i posiedzieć w domu nawet nie ma kiedy.
Na dziś więc mini konkurs z najnowszą premierą od Marka Krajewskiego. Ktoś ma ochotę?
Na dziś więc mini konkurs z najnowszą premierą od Marka Krajewskiego. Ktoś ma ochotę?
niedziela, 19 sierpnia 2018
303. Bitwa o Anglię, czyli dzikusy z duszą husarzy

451° Farhenheita, czyli powinni tego zabronić

Jeżeli kojarzycie legendarną powieść Bradbury'ego, to kojarzycie, że chodzi o świat, w którym książki są zakazane, a ludzkość coraz bardzie podlega kontroli i wpływowi mediów elektronicznych. Sam tytuł nawiązuje do temperatury, w jakiej zaczyna palić się papier, a głównym bohaterem jest jeden z członków straży pożarnej, której zadaniem w tym świecie jest nie gaszenie ognia, ale jego wzniecanie, gdy tylko znajdą jakąś biblioteczkę.
sobota, 18 sierpnia 2018
Elegancja jeża - Muriel Barbery, czyli paryska opowieść o jeżach i kameliach
„Elegancja
jeża” Muriel Barbery jest książką nietypową i chyba nie dla
wszystkich. Nie ze względu na treść, ale na sposób jej narracji.
Zawsze powtarzam, że książki, które snują swoją opowieść są
najbardziej wartościowe, a w tej książce dodatkowo ta opowieść
jest podparta rozważaniami filozoficznymi, a te nie wszystkich
pociągną za sobą, bo wymagają jednak skupienia się na nich,
docenienia ich innego, pełniejszego, odwrotnego niekiedy spojrzenia
na to co widzimy, słyszymy, odczuwamy. Początkowo jest to tak inne,
że sprawia pewną trudność w odbiorze, ale to tylko w początkowej
fazie. Im dalej – tym łatwiej nam się czyta, z cudownym
zdumieniem docenia się zarówno treść jak i sposób pisania (bo
język jest tu bardzo staranny) jak i formę przedstawienia historii.
Renee jest
54-letnią dozorczynią w bogatym apartamentowcu w Paryżu. Jest
wdową z jedną przyjaciółką (portugalską sprzątaczką) i kotem
Lwem (na cześć Lwa Tołstoja). Jest osobą niewidzialną dla
bogatych właścicieli lokali i mało kto zdaje sobie sprawę, że ta
cicha, nijaka dla nich kobieta, bez wyksztalcenia jest osobą, która
zgłębia teorie Kanta, potrafi odróżnić malarstwo holenderskie od
włoskiego, ceni sobie literaturę rosyjską i interesuje się
japońską sztuką. Czyta, ogląda, analizuje, lubi sobie
pofilozofować…
czwartek, 16 sierpnia 2018
Strzały nad jeziorem - Marta Matyszczak, czyli mądry pies i nie zawsze mądrzy dwunożni
Jutro plany wypadu na wodę, więc jeszcze dziś kolejna notka. Wakacyjnie i nad jeziorem. Trzecie spotkanie z Martą Matyszczak i z Guciem. Nie ukrywajmy, że to on jest w tych książkach najważniejszy, prawda? Kryminał pod psem liczy już nawet cztery tomy i po kolejny pewnie sięgnę niedługo. Muszę bowiem przyznać, że przy trzecim bawiłem się chyba jak dotąd najlepiej, co dobrze wróży na przyszłość.
I paradoksalnie nie chodzi tu nawet o intrygę kryminalną, ani też o zmiany jakie zachodzą w obojgu głównych bohaterach, czyli detektywie Szymonie Solańskim oraz jego przyjaciółce Róży Kwiatkowskiej. Więcej do "powiedzenia" ma tu Gucio, czyli kundelek przygarnięty ze schroniska przez Szymona, ale i całość mam wrażenie jest bardziej przepełniona humorem, lekkością. Począwszy od niektórych postaci drugoplanowych, aż po różne dialogi, komentowanie wydarzeń. A że pewne rzeczy wydadzą się irytująco nieprawdopodobne? W takiej lżejszej odsłonie, gdy większość rzeczy jest w lekko groteskowym sosie, to nawet bardzo nie przeszkadza. Może udało się złapać autorce jakiś kierunek, którego warto się trzymać? W poprzednich dwóch książkach tego humoru było jakby mniej.
I paradoksalnie nie chodzi tu nawet o intrygę kryminalną, ani też o zmiany jakie zachodzą w obojgu głównych bohaterach, czyli detektywie Szymonie Solańskim oraz jego przyjaciółce Róży Kwiatkowskiej. Więcej do "powiedzenia" ma tu Gucio, czyli kundelek przygarnięty ze schroniska przez Szymona, ale i całość mam wrażenie jest bardziej przepełniona humorem, lekkością. Począwszy od niektórych postaci drugoplanowych, aż po różne dialogi, komentowanie wydarzeń. A że pewne rzeczy wydadzą się irytująco nieprawdopodobne? W takiej lżejszej odsłonie, gdy większość rzeczy jest w lekko groteskowym sosie, to nawet bardzo nie przeszkadza. Może udało się złapać autorce jakiś kierunek, którego warto się trzymać? W poprzednich dwóch książkach tego humoru było jakby mniej.
Młody papież, czyli szukając odpowiedzi

środa, 15 sierpnia 2018
Ostatnie konklawe - Marcin Wolski, czyli agenci "góry"
Do notek o filmach Kubricka do rzucam jeszcze jedną o "Ścieżkach chwały", nie tracąc nadziei, że kiedyś uporządkuję bloga na tyle, żeby skupić się jedynie na rzeczach bieżących. Na szczęście zaległości w notkach jakby mniejsze, gorzej ze stosami książek...
A dziś coś w miarę świeżego. Przed wielu laty pamiętam jak bawiłem się przy lekturze "Agenta dołu" tego autora. Nie wiem czy ten humor odpowiadałby mi dziś, ale wiem jedno - reklamowanie "Ostatniego konklawe" jako kontynuacji, jest sporą przesadą. Niby wracamy do podobnej tematyki, czyli realnej obecności na ziemi sił dobra i sił zła, zmagań o to w jakim kierunku podąży ludzkość, ale tam było to zrobione z dowcipem, tu Wolski jest dużo poważniejszy. W efekcie mamy do czynienia z czymś w rodzaju thrillera sensacyjnego, tyle że obok ludzkich zmagań, dużo większą rolę mają tu siły ponadnaturalne, które wpływają w znaczący sposób na bieg wydarzeń. Ba, mają również wpływ na zachowania ludzi. Diabeł, dzięki skuszeniu kogoś jakimiś pokusami, potrafi przejąć władanie nad jego ciałem i umysłem, zrobić sobie z człowieka świetne narzędzie, a moce jasności? Cóż tu jest trochę trudniej, bo choć oczywiście można walczyć z szatanem modlitwą, czystym sercem i łaską uświęcającą, a czasem również wodą święconą i kulami ze srebra, to chwilami mamy wrażenie, że ta garstka bohaterów nie ma szans w starciu, bo wydają się w nim bardzo osamotnieni.
A dziś coś w miarę świeżego. Przed wielu laty pamiętam jak bawiłem się przy lekturze "Agenta dołu" tego autora. Nie wiem czy ten humor odpowiadałby mi dziś, ale wiem jedno - reklamowanie "Ostatniego konklawe" jako kontynuacji, jest sporą przesadą. Niby wracamy do podobnej tematyki, czyli realnej obecności na ziemi sił dobra i sił zła, zmagań o to w jakim kierunku podąży ludzkość, ale tam było to zrobione z dowcipem, tu Wolski jest dużo poważniejszy. W efekcie mamy do czynienia z czymś w rodzaju thrillera sensacyjnego, tyle że obok ludzkich zmagań, dużo większą rolę mają tu siły ponadnaturalne, które wpływają w znaczący sposób na bieg wydarzeń. Ba, mają również wpływ na zachowania ludzi. Diabeł, dzięki skuszeniu kogoś jakimiś pokusami, potrafi przejąć władanie nad jego ciałem i umysłem, zrobić sobie z człowieka świetne narzędzie, a moce jasności? Cóż tu jest trochę trudniej, bo choć oczywiście można walczyć z szatanem modlitwą, czystym sercem i łaską uświęcającą, a czasem również wodą święconą i kulami ze srebra, to chwilami mamy wrażenie, że ta garstka bohaterów nie ma szans w starciu, bo wydają się w nim bardzo osamotnieni.
wtorek, 14 sierpnia 2018
Opowieść podręcznej, czyli jak wygląda piekło kobiet

Warto jednak powiedzieć: do tych strasznych obrazów naprawdę bardzo daleko, choćby nie wiem jak nam wmawiano, że to dzisiejsza realność kobiet np. w Polsce.
poniedziałek, 13 sierpnia 2018
Oczy szeroko zamknięte, czyli wstyd, zazdrość, pożądanie



Generalnie "Oczy szeroko zamknięte" kojarzone są właśnie z dość odważnymi jak na kino popularne scenami. A chyba nie o to chodziło reżyserowi.
niedziela, 12 sierpnia 2018
Ostre przedmioty, czyli zwiać, zapomnieć, zmienić się

Dzieci odwiezione na koncert Eda Sheerana, potem jedynie trzeba je odebrać i z ciekawością wysłuchać relacji, ale póki co można w to niedzielne leniwe popołudnie nadrobić trochę zaległości serialowych. Znowu jest tak, że zapycham różnymi tytułami dysk dekodera i nie wyrabiam się z oglądaniem na bieżąco. Nowa wersja Pikniku pod wiszącą skałą, Dzień, no i Ostre przedmioty. Powieść Gillian Flynn jeszcze czeka na lekturę, ale produkcję HBO już odpaliłem i chcę podzielić się pierwszymi wrażeniami.
Niby wszystko zaczyna się od sprawy kryminalnej, czyli zniknięcia nastolatki, której ciało potem zostanie znalezione, ale tak naprawdę fabuła wcale nie jest skupiona na śledztwie. Zarówno próby wyjaśnienia sprawy przez policję, jak i przez bohaterkę, która jako dziennikarka jest wysłana przez redakcję do tej niewielkiej społeczności, są tak chaotyczne, pełne sprzecznych tropów, podejrzeń, że trudno to traktować jako najważniejszy wątek. Jeżeli więc nie to, co w takim razie?
sobota, 11 sierpnia 2018
Sicario 2: Soldado, czyli macie wolną rękę

Kong: Wyspa czaszki, czyli chciwość czy głupota?

Muszę jednak przyznać, że gdy wyłączy się myślenie, oglądanie Wyspy czaszki, to całkiem niezła zabawa. Zdjęcia z udziałem śmigłowców, czy walki wielkiej małpy w obronie ludzi robią wrażenie, a i cała wyspa stanowi barwne tło dla akcji.
piątek, 10 sierpnia 2018
Trup na plaży i inne sekrety rodzinne, czyli zabawnie i gorzko zarazem
Kryminalnych klimatów ciąg dalszy. Ale muszę przyznać, że Aneta Jadowska mnie zaskoczyła. Początek dość na luzie, bohaterka inteligentna, ale i z ostrym językiem, ciekawe tło wakacyjne, no jak nic lektura lekka, łatwa i przyjemna. Nawet odrobina humoru się znajdzie (polecam np. fragmenty z opisem wieczoru panieńskiego). Jednak gdy miałem zaznaczać etykiety do tej notki, ręka mi przy tym humorze zadrżała. Bo to wcale ni jest tak, że tu sobie ze wszystkiego jaja autorka robi. Im dalej brniemy w las, tym robi się poważniej. Nawet nie mroczniej, straszniej, bo jakiś zbrodniarz czyha w ciemnościach, ale po prostu odkrywając prawdę, czujemy jak ciarki łażą po plecach. Czasem to co niby znajome, wcale nie tak odległe i obudowane skomplikowaną scenerią, może okazać się równie straszne, jak najgorszy, tajemniczy psychopata.
Zastanawiam się ile Wam zdradzić, by nie zepsuć przyjemności z lektury. Postaram się więc napisać krótko, a resztę doczytacie sobie najwyżej w innych recenzjach albo już sami.
Zastanawiam się ile Wam zdradzić, by nie zepsuć przyjemności z lektury. Postaram się więc napisać krótko, a resztę doczytacie sobie najwyżej w innych recenzjach albo już sami.
czwartek, 9 sierpnia 2018
Odnajdę cię, czyli bo matka jest tylko jedna

Nie wiem ile czasu i kasy miała Beata Dzianowicz, ale szacunek za to, że podjęła próbę udowodnienia, że w Polsce nie tylko Vega i Pasikowski kręcą mocne kino. Jej film ma całkiem sporo mocnych stron i choć można się też tego i owego przyczepić, generalnie jestem na tak. A już na pewno za brak oczywistego zakończenia! I za silną bohaterkę! I za...
Jezioro - Arnaldur Indridason, czyli najlepiej się je tłucze łopatą

Lubię takie nieśpieszne książki. Uważam, że dużo więcej
wnoszą, choć dla miłośników akcji raczej się nie nadają. A ten kryminał przypadł mi do serca – może dlatego, że część
tej opowieści dzieje się w latach mojego dzieciństwa, kiedy o pewnych sprawach
mówiło się szeptem…
Skacowana hydrolożka idzie na poranny spacer nad jezioro,
które aktualnie bada. A bada, bo ono znika z zastraszającym tempie odsłaniając
coraz więcej dna. I tego poranka znów tafla wody jest dalej niż wczoraj. Głowa
jej pęka, ale nie chce wracać do domu, bo tam jest pewien pan, który tam być
nie powinien… może sobie pójdzie i nigdy nie wróci. Nie ma kobieta szczęścia…
dno odsłoniło ludzką czaszkę z dziurą w głowie. Trzeba zadzwonić na policję. Na
miejsce zbrodni przyjeżdża komisarz Erlendur Sveinsson.
środa, 8 sierpnia 2018
Czarna trasa - Antonio Manzini, czyli nie odpuści do końca
Coś się kryminalnie zrobiło u mnie ostatnio i na razie końca tej serii nie widać. Szczególnie książkowej. Jedne bardziej poważne, inne na luzie, a Manzini, czyli moje kryminalne odkrycie tej wiosny (już dwie pozycje zrecenzowane), jest gdzieś pośrodku. W przypadku jego powieści intryga i śledztwo są jak najbardziej poważne, ale bohater jest tak dużym oryginałem, że trudno się nie uśmiechać, obserwując jego poczynania. Zastępca komendanta Rocco Schiavone przybył na północ Włoch z Rzymu, ewidentnie z powodu jakichś kłopotów, które narobił. Wszyscy podejrzewają, że to zsyłka, ale ciekawi są jego pracy, bo miał bardzo dobre wyniki w swoich dochodzeniach. On sam chodzi wściekły na wszystko, począwszy od pogody, przez ludzi, aż po współpracowników, których uważa za idiotów. Choć wie, że szybko do ukochanego Rzymu nie wróci, nie próbuje marzyć o świętym spokoju, o tym, by dotrwać do emerytury i rzucić wszystko w cholerę.
Śnieg, turyści, zupełnie inna mentalność ludzi, wszyscy czegoś od niego oczekują, a w dodatku trup na trasie narciarskiej, no czyż może być gorzej?
Śnieg, turyści, zupełnie inna mentalność ludzi, wszyscy czegoś od niego oczekują, a w dodatku trup na trasie narciarskiej, no czyż może być gorzej?
Pieskie popołudnie, czyli napad niczym spektakl

Dziś trzy filmy w kinie, więc maraton, ale i trochę tematów do następnych notek. Ponieważ jednak brakuje kilku do "wykonania planu" jednej notki dziennie, sięgam więc po archiwalne szkice. W telewizji oprócz seriali i tego co przegapiłem na dużym ekranie, poluję na wielkie nazwiska. A w tym filmie są aż dwa. Sidney Lumet to legenda reżyserii, a Al Pacino, to gwiazda wielkiego formatu. Nawet we wczesnych swoich rolach, jak tu.
Obojętnie czy gra twardych facetów, czy trochę zniewieściałych, znerwicowanych homoseksualistów, zawsze jest świetny. Choć wydawałoby się, że film o napadzie na bank, będzie bliski sensacji, czy też kryminałowi, tej parze udało się stworzyć przede wszystkim ciekawy dramat i psychologiczny portret człowieka, który wpadł w pułapkę, z której nie potrafi się wydostać.
wtorek, 7 sierpnia 2018
Mamma Mia: Here we go again, czyli pal licho fabułę
No i co? Nie jest to komedia, jak choćby Moje greckie wesele, fabuła jest ckliwa i prosta jak budowa cepa. A i tak bawimy się na tym świetnie. Ba, nawet są tacy co się pewnie wzruszą. Tak naprawdę nadal kluczem do wszystkiego są piosenki Abby i luz, z jakim zostały one potraktowane. Aktorzy nie udają, że potrafią śpiewać (przynajmniej niektórzy), kawałki są zabawnie i umiejętnie wkomponowane w całość, choreografia może bez rewelacji, ale i bez większych wtop. To się po prostu ogląda.
Recz lekka i przyjemna, choćby na wakacje.
Recz lekka i przyjemna, choćby na wakacje.
Prawo Bronxu, czyli naucz się wybierać

Dziś w planach Mamma Mia, jutro kolejne trzy filmy, na dniach więc trochę nowości i kolejny książkowy kryminał. Ale póki co jeszcze jedne staroć. Jeżeli chodzi o kino gangsterskie to chyba najbardziej genialne klimaty udało się uchwycić Scorsese, portretując włoską mafię działającą w Stanach. Myślimy od razu: Robert De Niro i on też właśnie pojawia się w Prawie Bronxu, choć paradoksalnie nie w roli mafiosa. Sam stając za kamerą, wybrał dla siebie rolę kogoś, kto próbuje mafii się przeciwstawić.
poniedziałek, 6 sierpnia 2018
Nocny człowiek - Jørn Lier Horst, czyli doczekaliśmy się
Doczekaliśmy się! Seria, która pojawiła się w Polsce jakoś bardzo dziwnie, czyli od środka, a potem dopiero ukazały się początkowe tomy, jest domknięta. Teraz pozostanie z ciekawością czekać na nowe pozycje tego autora. Bo szczerze mówiąc, mam nadzieję, że to nie koniec serii z komisarzem Wistingiem. Zachwycałem się jego książkami od tej pierwszej, która ukazała się kilka lat temu i nie zmieniam zdania. Dość klasyczne, policyjne kryminały, zwykle z ciekawym wątkiem społecznym, różnią się na pewno od tego co zwykle kojarzymy ze skandynawskimi powieściami o zbrodni. To nie znaczy, że u Horsta nie bywa bardziej mrocznie. Zdecydowanie jednak u niego to policjant jest na pierwszym miejscu, a nie sprawca, jak to bywa u innych. Nie ma tu specjalnie jakiejś szybkiej akcji, ale za to dość wiernie opisana jest praca policji: przekopywanie się przez masę danych, zeznań, hipotez, sprawdzanie wszystkiego co wydaje się podejrzane. To nie jest praca dla indywidualistów, samotnych wilków, którzy w nosie mają kolegów, procedury i podobno mają być najbardziej skuteczni. Autor sam był policjantem, więc wie o czym pisze.
środa, 1 sierpnia 2018
Pol'and'Rock Festiwal, czyli jadymy
Uprzejmie informuję o przerwie na blogu aż do niedzieli. Raczej mało realne, by dostęp do sieci i prądu pozwolił na pisanie czegokolwiek.
Wracam po 5 latach. Kto ma ochotę może zerknąć na archiwalne wpisy o Przystanku Woodstock z roku 2011 i 2013. Znowu jadę pół prywatnie, pół służbowo... I na szczęście nie sam :)
oj, długo trwało zanim zabrałem się za ten wpis. Może dlatego, że to pierwszy festiwal gdy tak mało mogłem z niego użyć od strony muzycznej... Praca niby do wieczora, ale i tak przez to sporo umykało, a nawet jak była chwila luzu, to człowiek jakoś już nie miał tej energii co przyjeżdżając bardziej na luzie. Dotąd moje zadania raczej ograniczały się do robienia dokumentacji zdjęciowej, obserwowania pracy organizacji jaką wspieraliśmy. W tym roku moja firma postanowiła wystawić własny namiot w ramach ASP. Pojechaliśmy więc :)
Wracam po 5 latach. Kto ma ochotę może zerknąć na archiwalne wpisy o Przystanku Woodstock z roku 2011 i 2013. Znowu jadę pół prywatnie, pół służbowo... I na szczęście nie sam :)
oj, długo trwało zanim zabrałem się za ten wpis. Może dlatego, że to pierwszy festiwal gdy tak mało mogłem z niego użyć od strony muzycznej... Praca niby do wieczora, ale i tak przez to sporo umykało, a nawet jak była chwila luzu, to człowiek jakoś już nie miał tej energii co przyjeżdżając bardziej na luzie. Dotąd moje zadania raczej ograniczały się do robienia dokumentacji zdjęciowej, obserwowania pracy organizacji jaką wspieraliśmy. W tym roku moja firma postanowiła wystawić własny namiot w ramach ASP. Pojechaliśmy więc :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)