Lubię takie nieśpieszne książki. Uważam, że dużo więcej
wnoszą, choć dla miłośników akcji raczej się nie nadają. A ten kryminał przypadł mi do serca – może dlatego, że część
tej opowieści dzieje się w latach mojego dzieciństwa, kiedy o pewnych sprawach
mówiło się szeptem…
Skacowana hydrolożka idzie na poranny spacer nad jezioro,
które aktualnie bada. A bada, bo ono znika z zastraszającym tempie odsłaniając
coraz więcej dna. I tego poranka znów tafla wody jest dalej niż wczoraj. Głowa
jej pęka, ale nie chce wracać do domu, bo tam jest pewien pan, który tam być
nie powinien… może sobie pójdzie i nigdy nie wróci. Nie ma kobieta szczęścia…
dno odsłoniło ludzką czaszkę z dziurą w głowie. Trzeba zadzwonić na policję. Na
miejsce zbrodni przyjeżdża komisarz Erlendur Sveinsson.
Islandia, kraj przy innych słabo zaludniony. Tu również giną
ludzie, ale skala zaginięć jest zdecydowanie mniejsza niż w innych rejonach
świata. Tu, jak to bywa w małych społecznościach, każdy zna każdego, jest z
kimś spokrewniony, tajemnice trudno ukryć. W ciągu 40 lat nie zdołano odnaleźć jedynie
około 40 osób. Odnaleziony w jeziorze szkielet też do żadnej zgłoszonej osoby
zaginionej nie pasuje. Żeby było ciekawiej na dnie utrzymywał go ciężki
nadajnik produkcji radzieckiej, a więc prawdy trzeba szukać w przeszłości…
tylko gdzie zacząć…
Teraz akcja zaczyna toczyć się dwutorowo: ze współczesnej Islandii
przenosimy się do Lipska lat 60-tych XX wieku, miasta studentów niemieckich i
zagranicznych, z krajów tzw. demokracji ludowej (dziś pogardliwie nazywanych
„demoludami”). Tu przybyli również z Islandii młodzi socjaliści aby zgłębiać
ideę Marksa i Engelsa. Jest ich niewielu, traktują więc siebie jak rodzinę,
ufają sobie i zawiązują przyjaźnie. Są młodzi i naiwni. Nawiązują przyjaźnie ze
studentami innych narodowości, wymieniają się poglądami, przeżywają pierwsze
uniesienia miłosne.
Z czasem zaczynają i im opadać klapki z oczu. Ludzie młodzi, pełni marzeń
o spełnionych miłościach, szczęśliwych i bogatych ojczyznach, zostają zderzeni
i skonfrontowani z barbarzyńskim systemem, odczuwają na własnej skórze
indoktrynację i inwigilację w wykonaniu STASI. Już nie wiedzą kto jest wrogiem
a kto przyjacielem. Kto w zawoalowany sposób próbuje pomóc a kto donosi na
swoich.
Krok po kroku autor przeplata teraźniejsze śledztwo ze wspomnieniami
Tomasa z Lipska w czasach „zimnej wojny”. I to w ogóle nie przeszkadza. To
wręcz wzrusza naiwnością młodości i przeraża barbarzyństwem skierowanym na jednostkę
inaczej myślącą niż każe system. Ten system usiłował podeptać miłość, łamał
kariery, moralność wdeptywał w błoto. Oczywiście nie zdradzę dlaczego nadałam
taki tytuł recenzji, ale… to co czynimy i jakie decyzje podejmujemy w życiu,
prędzej czy później wywołają określone konsekwencje, dlatego zastanówmy się nim
komuś wyrządzimy zło.
Ten kryminał to mimo wszystko piękna historia wiodąca nas przez czasy,
których już nikt i nigdy nie powinien doświadczyć.
Nie znałam tego pisarza wcześniej, ale po przeczytaniu „Jeziora” zamówiłam
wszystkie jego książki wydane w Polsce – niech to będzie rekomendacją.
Polecam
MaGa
Są świetne.
OdpowiedzUsuń