Jeżeli kojarzycie legendarną powieść Bradbury'ego, to kojarzycie, że chodzi o świat, w którym książki są zakazane, a ludzkość coraz bardzie podlega kontroli i wpływowi mediów elektronicznych. Sam tytuł nawiązuje do temperatury, w jakiej zaczyna palić się papier, a głównym bohaterem jest jeden z członków straży pożarnej, której zadaniem w tym świecie jest nie gaszenie ognia, ale jego wzniecanie, gdy tylko znajdą jakąś biblioteczkę.
Film Truffaut sprzed lat nie był doskonały, ale zachowywał pewien klimat powieści, nie zmieniał jej w drastyczny sposób. W roku 2018 wszystko wygląda inaczej. Tu już nie chodzi o same książki, bo niektóre są dozwolone, a raczej o wiedzę, słowa zapisywane są na nośnikach danych, wolność myślenia i wyboru, cenzurę, a zamiast pojedynczych ludzi, którzy starają się zapamiętywać słowa, mamy całą szajkę hakerów, z którymi walczy państwo. Rozmywa się cały sens, a słowo pisane, przelewanie myśli na papier, już nie wydaje się tak groźne - przecież w oryginale nie chodziło jedynie o same kartki w okładce, bo one były jedynie symbolem.
Mimo tego uwspółcześniania na siłę - niby futurystyczne miasto, każdy pożar jest transmitowany, nie zabrakło miejsca na lajki i media społecznościowe - nawet od strony wizualnej nie robi to większego wrażenia. Dialogi, scenariusz, w którym sugeruje się, że przemiana bohatera ma związek z romansem, zakończenie, które jest totalnie zmienione i dziecinne... Rany, jakie to wszystko jest słabe. Naprawdę byłbym za profilaktyczną cenzurą, która zakaże kręcenia takich filmów. Boję się bowiem, że młodzi obejrzą to gówno i nie sięgną ani po o niebo lepszy film sprzed lat, ani po książkę.
Skoro ten film nie grzeszy wysoką jakością, nie będę się za nim rozglądać. Choć jak kiedyś nadarzy się okazja w TV, to może i zobaczę. Swoją drogą, czasami nachodzą mnie takie dziwne, przekorne chęci na obejrzenie czegoś, co nie zanosi się nawet na znośnego średniaka. :)
OdpowiedzUsuńteż tak miewam. sięgam wtedy choćby po produkcje Marvella lub DC Comics:)
Usuń