
Jeden z moich ulubionych autorów - Jørn Lier Horst i seria o detektywie Wistingu i jego córce Linie. Każda z książek to gotowy scenariusz na dobry film i dobrze to wykorzystano. 10 odcinków pierwszego sezonu opartych na kanwie dwóch książek (zaczynałem od Jaskiniowca, więc to jedna z moich ulubionych) to dobry początek, a mimo, że można wiele rzeczy rozpoznać, to są i zmiany w fabule, tak żeby nie było za nudno. Co prawda jakoś aktor grający głównego bohatera średnio pasuje, ale to już kwestia drugorzędna - ważne że zachowano ducha tych powieści, czyli pracę zespołu, a nie tylko jednego gościa, sprawdzanie tropów, masa przesłuchań, poszukiwań, czasem błędów i prędzej czy później wyjdzie jakiś ślad, który doprowadzi do rozwiązania sprawy.
Wisting to facet, który wygrywa zaangażowaniem w sprawę, pracowitością, a nie jakimś przebłyskiem geniuszu, jak to wmawiają nam niektórzy pisarze kryminałów ma być możliwe. Podobnie jak i córka głównego bohatera, choć ta raczej zwycięża swoim uporem, by włazić nawet tam gdzie jest niebezpiecznie, uważając że to jest właśnie misja dziennikarska - zrobić wszystko by zdobyć materiał. A że tata jest policjantem, czasem można naciągnąć go na zwierzenia, nie?
Fajna rzecz, mało skandynawska, chyba poza plenerami raczej dość amerykańska w stylu narracji.

Sam pomysł, by kanwą każdego scenariusza była jakaś sprawa wyciągnięta z przepastnego archiwum policji, może i niezły. Ale to wykonanie. Wszystko jest takie siermiężne, grane sztywno, scenariusz bez polotu, a zbrodnie i śledztwo to taki kryminał dla ubogich w stylu o. Mateusza. Po co dbać o klimat, wciągać widza w jakąś dłuższą sprawę, skoro po każdym odcinku można odtrąbić sukces polskiej policji. I to gdzie! Nie jakaś tam Warszawa, czy Kraków - toż to nasz Żyrardów, który filmowany z drona wygląda nawet sympatycznie :) Pan Henryk ma mało do zagrania - rola jest niby pierwszoplanowa, ale dość stereotypowa - to taki dziwak, odludek, ze świetną pamięcią i umiejętnością rozwiązywania zagadek, niedoceniany przez przełożonych, wysyłany na emeryturę... Jak sprawić, żeby dalej móc pracować? Ano podsunąć wybrane sprawy młodziutkiej i ambitnej policjantce, naprowadzając ją na jakieś swoje podejrzenia. Ona znowu weźmie do pomocy na piękne oczy swojego kolegę i tak, mimo tego, że im oficjalnie nie wolno, będą prowadzić swoje archiwum X.
Jest trochę humoru, ale żeby tak mieć frajdę z tego, że to prawdziwie wciągający kryminał, to jeszcze daleko. To już chyba wolałem "Prokuratora", który niestety nie doczekał się kontynuacji. Tu jak dla mnie jest za grzecznie, za płasko i bez polotu.

Detektyw Stephen Fulcher (ciekawa rola Martina Freemana) gdy już miał faceta "na haczyku" zadał mu jeszcze pytanie o to czy to jego jedyna ofiara, a gdy usłyszał, że nie, jeszcze w samochodzie skłonił go do pojechania w miejsce ukrycia kolejnego ciała. I co z tego, że je znaleziono, skoro mężczyzna potem się wszystkiego wyparł, a adwokaci wykorzystali kruczki prawne, by to detektywowi postawić zarzuty przekroczenia prawa... Niby wszystko wiemy, ale ileż w tym autentycznych emocji - rodziców poszukujących dziecka, policjanta zaciskającego zęby na jawną niesprawiedliwość...
A historia jest autentyczna, co jeszcze bardziej boli.

Michał Czarnecki (ostatnio wszędzie go widzę lub słyszę, aż się boję zaglądać do lodówki) gra policjanta w stylu Colombo - płaszcz, trochę niechlujny tryb życia, samotnik chadzający własnymi drogami. A w roli dwóch aniołów/demonów zamieszanych w zbrodnię Małgorzata Kożuchowska i Agnieszka Grochowska. Kiedyś były przyjaciółkami, teraz jedna z nich złapała za broń, by zabić mężczyznę, w której obie się kochały. Tylko która? Są pewne rzeczy, które mnie tu drażniły, wybijały widza jakimiś głupotkami z chęci rozgryzienia tajemnicy jaką nam zafundowali scenarzyści, ale rzecz ogląda się całkiem fajnie. I nie tylko dlatego, że Sopot, morze itp. Młodzi aktorzy pokazują nawet więcej serca w wątku dotyczącym przeszłości, niż to co widzimy w ramach śledztwa. I głównie tam kryje się fajny klimat, który szkoda, że jeszcze bardziej nie został rozbudowany. Rewelacji nie ma, ale i tragedii też nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz