W czasach wymuszonej izolacji czyta się bez wytchnienia. Jednak mimo pięknych recenzji przedstawionych na okładkach książek i szumnej reklamy ciężko było mi znaleźć książkę, która by mnie zachwyciła. Aż do tej pozycji.
Od pierwszej jego książki („Król”) jaką przeczytałam pokochałam autora, Szczepana Twardocha. Pociąga mnie jego stylistyka oparta na powtórzeniach (początkowo mnie drażniła, pod koniec – zauroczyła), lubię to jego zagłębianie się w ludzką psychikę, często poranioną przeżyciami, mylnymi tezami, niekiedy wręcz chorą, lubię jego bohaterów rozdartych pomiędzy kulturami, które z konieczności zamieszkują wspólny teren, ale podskórnie patrzą na siebie bez przyjaźni.
„Dracha” można by nazwać sagą rodzinną, ale taką specyficzną, bo autor nie zachowuje chronologii wydarzeń. Każdy bohater przedstawiony jest poprzez wybrane lata z jego życia i wprzęgnięty w historię Śląska i Polski. Losy bohaterów zazębiają się jak tryby w maszynie, ich losy rozchodzą się i schodzą, by stworzyć szereg rodzinnych opowieści brutalnie wprzęgniętych w wojny światowe, czasy stalinowskie i niełatwą historię ziem odzyskanych, do czasów nam współczesnych. To opowieść o rodzinach, ale nie znajdziecie w niej słów o miłości, nie znajdziecie w niej sentymentalizmu i uczuciowości. Prędzej obowiązek. Osiągnąłeś wiek męski, to zakładasz rodzinę. Żony nie musisz kochać, żona musi być odpowiednia – to jedyne kryterium. I już jest rodzina. Tak powstała rodzina Josefa Magnora i jego żony Valeski, pradziadka Nikodema Gmandera. Miedzy młodością Josefa i dojrzałością Nikodema przędzie się wielopokoleniowa historia tej rodziny i historia postaci pobocznych. Sposób narracji powodujący przeskoki w czasie, załamuje opowieść, zawiesza ciąg przyczyn i skutków tworząc napięcie i dramatyzm opowieści.
Twardoch bez sentymentalizmu odsłania przed nami losy tych ludzi. Ta ich ciągła walka o przetrwanie, ich dramaty i wieczna samotność wśród ludzi, chwilowe radości, zauroczenia, które bez wytchnienia każą walczyć, odpuszczać, udawać, kłamać… i nic się nie zmienia z pokolenia na pokolenie. Od ciągłej pracy twardnieją ręce, od historii – twardnieją serca. Pierwsza wojna światowa poturbowała psychikę Josefa, kolejne pokolenia uczestniczą w trudnej historii Śląska. Wiele podjętych tematów, wiele wątków, a każdy zmusza do refleksji, do chwili zastanowienia. To smutna choć piękna książka o ludziach Śląska. I o tamtych ziemiach, które historia rozdzierała historycznie i geograficznie.
Co to jest „drach”? Jak mówi Pindur – rdzenny Ślązak: „wszystko jest jednym, wszystko jest drach”.
Dobrze zrobiłam decydując się na wysłuchanie tej książki (audiobook) w pięknej interpretacji Andrzeja Mastalerza. I w takiej formie polecam.
To książka, która pozostawia ślad w duszy na długo. Przynajmniej w mojej.
MaGa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz