niedziela, 3 maja 2020

Czerwień - Małgorzata Oliwia Sobczak, czyli miasto się zmieniło, ale w ludziach coś zostało

"Czerwień" czekała u mnie pół roku na stosie, ale może i dobrze, że sięgnąłem do niej teraz. Mogłaby wydawać się kryminałem dość przeciętnym, gdyby nie tło jakie autorka postanowiła nam pokazać. Tło podwójne, bo to nie tylko obraz współczesnego Trójmiasta, ale przede wszystkim przeniesienie nas w czasy lat 90, w których możemy śledzić bardzo istotne dla fabuły fragmenty historii. Zadaniem prokuratora Bilskiego będzie nie tylko rozwiązanie sprawy okaleczonych zwłok dziewczyny wyłowionych na jednej z plaż, ale i odpowiedź na pytanie czy podobieństwa ze sprawą sprzed prawie 20 lat naprawdę są jedynie przypadkowe.
Czemu napisałem, że cieszę się z tego, że czytałem to dopiero teraz? Bo pół roku temu nie wiem czy by "zażarło" tak jak teraz a pomógł w tym przypadek - serial "Motyw", który oglądam sobie na TVN. Pomysł na to, by tajemnice sprzed lat, połączyć ze współczesnym śledztwem, przeplatanie wątków powiedzmy natury obyczajowej i kryminalnych - tych podobieństw można by trochę jeszcze wskazać, przecież wątki gdy młode dziewczyny ulegają pokusie łatwych pieniędzy i blichtru, w modnych wówczas klubach flirtując z mafiosami, też w książce i serialu są podobne.
To co w przypadku ekranizacji mogłoby zniechęcać, w tym przypadku podkręciło moją ciekawość, sprawiło, że wsiąkłem w ten klimat. Miasto się zmieniło. A jednak w ludziach pewne rzeczy zostały. Wtedy jako młodzi mieli marzenia, wchodzili w dorosłe życie, popełniali błędy - a kim są dziś? Sędziami? Prokuratorami? Politykami? Biznesmenami? A może przeciętniakami w szarych blokowiskach i nudną pracą oraz rodziną, która ich męczy?

Co prawda finał mnie trochę rozczarował, miałem wrażenie, że jest za szybki i bez klimatu, to całość jednak oceniam pozytywnie. Nie trzeba jak się okazuje spektakularnej akcji, pościgów, walk itp., by wciągną czytelnika w jakąś historię. Odkrywaną po kawałeczku, zbieranym ze wspomnień, emocji, zranień i dramatów. Co to znaczy stracić córkę i robić sobie wyrzuty, że może przyłożyło się jakoś do tego rękę, że może gdyby nie kilka słów, tego wieczoru by nie wyszła... Co to znaczy trwać w związku, choć myśli się cały czas, że to był błąd... Ile trzeba odwagi, by zrobić krok ku jakiejś zmianie i co jeżeli mimo naszych nadziei zostaniemy odrzuceni...
Z takich drobiazgów, bardziej psychologicznych niż kryminalnych, bez wciągania nas w jakiś mrok, społeczną patologię, Sobczak buduje fabułę. Wszystko jest dość zwyczajne i może właśnie dlatego tak budzi naszą ciekawość. Myślisz sobie, przecież to mogłoby się wydarzeń wśród ludzi, których znam... No i gdyby nie jeszcze ten finał. Ja wiem, był potrzebny, ale jakoś mnie rozczarował i odstawał od całości. Tym razem jednak nie czekam, sięgam od razu po kontynuację, czyli "Czerń". Już nie Sopot (a przynajmniej nie tylko), ale mam wrażenie, że chyba będzie nawet lepiej niż przy "Czerwieni".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz