"Czerwień" czekała u mnie pół roku na stosie, ale może i dobrze, że
sięgnąłem do niej teraz. Mogłaby wydawać się kryminałem dość
przeciętnym, gdyby nie tło jakie autorka postanowiła nam pokazać. Tło
podwójne, bo to nie tylko obraz współczesnego Trójmiasta, ale przede
wszystkim przeniesienie nas w czasy lat 90, w których możemy śledzić
bardzo istotne dla fabuły fragmenty historii. Zadaniem prokuratora
Bilskiego będzie nie tylko rozwiązanie sprawy okaleczonych zwłok
dziewczyny wyłowionych na jednej z plaż, ale i odpowiedź na pytanie czy
podobieństwa ze sprawą sprzed prawie 20 lat naprawdę są jedynie
przypadkowe.
Czemu napisałem, że cieszę się z tego, że czytałem to
dopiero teraz? Bo pół roku temu nie wiem czy by "zażarło" tak jak teraz
a pomógł w tym przypadek - serial "Motyw", który oglądam sobie na TVN.
Pomysł na to, by tajemnice sprzed lat, połączyć ze współczesnym
śledztwem, przeplatanie wątków powiedzmy natury obyczajowej i
kryminalnych - tych podobieństw można by trochę jeszcze wskazać,
przecież wątki gdy młode dziewczyny ulegają pokusie łatwych pieniędzy i
blichtru, w modnych wówczas klubach flirtując z mafiosami, też w książce
i serialu są podobne.
To co w przypadku ekranizacji mogłoby
zniechęcać, w tym przypadku podkręciło moją ciekawość, sprawiło, że
wsiąkłem w ten klimat. Miasto się zmieniło. A jednak w ludziach pewne
rzeczy zostały. Wtedy jako młodzi mieli marzenia, wchodzili w dorosłe
życie, popełniali błędy - a kim są dziś? Sędziami? Prokuratorami?
Politykami? Biznesmenami? A może przeciętniakami w szarych blokowiskach i
nudną pracą oraz rodziną, która ich męczy?
Co
prawda finał mnie trochę rozczarował, miałem wrażenie, że jest za szybki
i bez klimatu, to całość jednak oceniam pozytywnie. Nie trzeba jak się
okazuje spektakularnej akcji, pościgów, walk itp., by wciągną czytelnika
w jakąś historię. Odkrywaną po kawałeczku, zbieranym ze wspomnień,
emocji, zranień i dramatów. Co to znaczy stracić córkę i robić sobie
wyrzuty, że może przyłożyło się jakoś do tego rękę, że może gdyby nie
kilka słów, tego wieczoru by nie wyszła... Co to znaczy trwać w związku,
choć myśli się cały czas, że to był błąd... Ile trzeba odwagi, by
zrobić krok ku jakiejś zmianie i co jeżeli mimo naszych nadziei
zostaniemy odrzuceni...
Z takich drobiazgów, bardziej
psychologicznych niż kryminalnych, bez wciągania nas w jakiś mrok,
społeczną patologię, Sobczak buduje fabułę. Wszystko jest dość zwyczajne
i może właśnie dlatego tak budzi naszą ciekawość. Myślisz sobie,
przecież to mogłoby się wydarzeń wśród ludzi, których znam... No i gdyby
nie jeszcze ten finał. Ja wiem, był potrzebny, ale jakoś mnie
rozczarował i odstawał od całości. Tym razem jednak nie czekam,
sięgam od razu po kontynuację, czyli "Czerń". Już nie Sopot (a
przynajmniej nie tylko), ale mam wrażenie, że chyba będzie nawet lepiej
niż przy "Czerwieni".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz