Kolejne spotkanie z Edwardem "Łyssym" Popielskim. Krajewski niby pożegnał się ze swoimi bohaterami, ale wciąż i tak do nich wraca, dopisując po prostu wcześniejsze ich losy. I w sumie może i dobrze. Gdy się poznało kogoś tak jak Popielskiego i Mocka, to nawet jeżeli wiemy już jak potoczy się ich kariera (a więc nie zginą we tomach, które teraz się okazują!) i tak śledzi się te historie z wypiekami na twarzy. Po części - to właśnie te wydarzenia ich kształtowały, wpłynęły na to, jak potem prowadzili swoje śledztwa. Czyli - chronologia wydań mówi nam, że to z Popielskim tom 8, a naprawdę chyba dopiero 2.
Podobnie jak w niedawno wydanej "Dziewczynie o czterech palcach" tak i w "Pomocniku kata" mamy do czynienia nie tyle z kryminałem, co z historią szpiegowską, pogmatwaną grą wywiadów, podejrzeń, pomyłek, podwójnych agentów, prowokacji i mylnych tropów. Piętrowa budowa intryg wydaje się chwilami aż mało realna, potem jednak zgrabnie wszystko udaje się Krajewskiego połączyć, uzasadnić, nawet jeżeli nie perfidnym planem, to po prostu przypadkiem, który został odpowiednio wykorzystany.
Poprzednia sprawa Popielskiego sprawiła, że Sowieci go nie lubią, a po polskiej stronie jego nazwisko zostało zapamiętane jako człowieka, który potrafi radzić sobie w działaniach, które nie lubią szumu medialnego. Co prawda ostatnio trochę wokół niego nieprzyjemnego fetoru, bo nie spodobał mu się wyrok wydany w sprawie schwytanego pedofila i w sądzie odgrażał się mu szybką śmiercią, ale Popielskiemu przecież nic nie udowodniono. I co z tego, że ten, który zabił pedofila w więzieniu, miał u policjanta jakiś dług - skoro nie ma dowodów, to i nie ma sprawy.
Sprawa jednak jest i została wykorzystana do tego, by naszego bohatera wciągnąć w aferę, która miała być realizowana drogami zupełnie nieformalnymi. Chodzi bowiem o zamach na wysoko postawionego urzędnika sowieckiego, którego nie sposób pozbyć się z Warszawy drogami oficjalnymi. Gdy przedstawiono Popielskiemu dowód na to, że Rosjanin molestuje małe dziewczynki, ten długo się nie zastanawiał i zadanie przyjął, organizując wraz z młodym Białorusinem całą akcję. Dodajmy, że zakończoną powodzeniem, ale potem wszystko potoczyło się zupełnie inaczej niż obu im obiecywano. Ba, nawet inaczej niż sobie wszyscy ich zleceniodawcy sobie wyobrażali.
Kto zdradził? Ile wiedzą Sowieci i co jest ich prowokacją, a który trop rzeczywiście może doprowadzić do zniszczenia ich agenturalnej siatki? To gra, w której ryzykuje się nie tylko życie pojedynczych ludzi, to gra w której napięta sytuacja może doprowadzić do kolejnej wojny. Łyssy uświadomi sobie, że szpieg z niego żaden, ale jako glina nie zamierza sprawy zostawić.
Krajewski jak zwykle potrafi ciekawie nakreślić tło historyczne i tak wpleść prawdziwe wydarzenia w fabułę, by trudno było powiedzieć co tak naprawdę jest fikcją. I choć różne perspektywy czasowe, jak i narracyjne mogą wprowadzić czytelnika w lekki zamęt, a sama intryga długo wydaje się prowadzić nas donikąd, to potem książka wciąga coraz bardziej.
PS Ci którym przeszkadza brutalność i "brud" w książkach Krajewskiego w tych ostatnich, szpiegowskich na pewno będą mieli tego mniej. Może więc warto spróbować?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz