
Cardinal. Kanadyjska produkcja ze świetnymi krajobrazami i charyzmatycznym głównym bohaterem (grany przez Billy'ego Campbella z "The Killing") - ja już po trzech sezonach, więc chyba nie muszę przekonywać, że mnie wciągnęło, choć początki były trudne. Wrzuceni bowiem jesteśmy od razu w dziwną sytuację - jest trup, ale do prowadzącego śledztwo jakoś nikt nie ma zaufania, tak jakby czymś podpadł, podejrzewa się go o jakąś obsesję na punkcie sprawy sprzed lat. Dostaje jako partnerkę policjantkę, która mu nie do końca ufa, ale i on ją ciągle sprawdza, wyczuwając, że więcej czasu schodzi jej na śledzeniu jego, niż na prowadzeniu sprawy. On spokojnie by chciał działać sam.

Tylko uwaga - jest trochę scen obrzydliwych - twórcy nie patyczkują się z krwią i dosłownością.
Hierro jest jeszcze piękniejszy, bo to słoneczna Teneryfa jest miejscem akcji. A raczej El Hierro, jedna z mniejszych wysp archipelagu. Znowu niewielka społeczność, tylko że temperamenty na pewno inne - to już nie chłodne i spokojne typy w stylu skandynawskim, tu krew wrze. Łatwo o samosąd, ale i gdy ludzie przekonani są o czyjejś niewinności, będą go chronić, nie przejmując się prawem.

Warto oglądać choćby ze względu na specyfikę zwyczajów lokalnych. Ale i śledztwo, choć może nie trzyma widza za gardło, ogląda się całkiem fajnie.

I niby jest zbrodnia, bo ktoś porywa i morduje dzieci, ale oprócz poszukiwania pedofila i seryjnego mordercy, równie ważne dla twórców było chyba rozprawienie się z jakimiś naszymi lękami społecznymi, czyli zajmują się nie tyle samym śledztwem, co reakcjami ludzi (polityków, mediów, zwykłych ludzi) na przypadki zaginięć. Oskarżanie uchodźców, poszukiwanie winnego chałupniczymi metodami, manipulowanie przekazem, naciski na policję, kreowanie kampanii politycznej na zaostrzaniu kar itp.) - czego tu nie ma. Masa dziwnych postaci, sceny zupełnie od czapy, psuły mi przyjemność oglądania, choć nie ukrywam, że chwilami udało się uzyskać całkiem ciekawy klimat.
Reżyser David Schalko inspirował się jednym z najsłynniejszych dzieł kinematografii niemieckiej, klasycznym filmem grozy Fritza Langa z 1931 i może dlatego od początku nie chciał wykorzystywać ogranych metod budowania napięcia, schematu morderstwo-śledztwo-kara. Chwilami jest dość surrealistycznie. Jeżeli zaakceptuje się odejście od schematu logicznego analizowania tego co widzimy, skupimy się jedynie na emocjach pokazanych w poszczególnych scenach, dopiero wtedy "Miasto szuka mordercy" chyba zacznie smakować. Ale na pewno to jeden z tych obrazów, które się pamięta długo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz