Dawno już nie pokochałem tak bardzo żadnego serialu. Może po prostu trącił jakąś czułą strunę we mnie, dzięki której w trakcie oglądania nie tylko się rechocze (kocham ten czarny humor), ale i świetnie rozumie bohatera. Jak sobie poradzić z tym gdy życie ci się rozpada, to wszystko co dawało ci radość znika, podobnie jak cały sens istnienia? Tony bez ogródek przyznaje się do tego, że od odebrania sobie życia uratował go jedynie pies, którego mu się zrobiło szkoda. Po śmierci żony nie może się pozbierać i o ile to tylko możliwe staje się jeszcze bardziej chamski i cyniczny wobec innych.
Neguje i krytykuje wszystko, począwszy od swojej pracy (lokalna darmowa gazeta dostarczana do domów), aż po wszystkie odruchy ciepła i serdeczności, jakie inni próbują mu okazywać.
Ricky Gervais, znany ze swoich komediowych występów, nie rezygnuje z ostrego języka, czarnego humoru, ale w tym serialu pokazuje też ogromną wrażliwość. Cierpi przecież nie tylko on - praktycznie większość drugoplanowych postaci, czy to z redakcji, czy też spotykanych w innych miejscach, ma jakieś problemy. Chyba to właśnie wybija Tony'ego z jego depresji - uświadomienie sobie, że inni cierpią nie mniej niż on, a choć jego ból nie mija, to może choć w malutki sposób pomóc innym.
I to jest w tym serialu cudowne. Ta mieszanka ciepła, empatii i kompletnie odjechanych typów (np. terapeuta kompletnie nie zainteresowany swoimi pacjentami) i dialogów, bawi i wzrusza. Choroby, żałoba, śmierć, rozstania i tym podobne wisielcze tematy w wykonaniu gburowatego cynika, to wbrew pozorom wcale nie raniącego, ale po prostu ludzkiego. Rozpacz pojawia się w rozmowach mniej więcej co dwie minuty, a mimo to nazywa się ten film komedią. Bo też i trudno przy tym serialu się nie uśmiechnąć, mimo że tego uśmiechu na ekranie wcale nie za wiele. Uśmiechnąć z nadzieją, że podobnie jak bohaterom i nam uda się przeżyć kolejny dzień, bez pójścia za pokusą, by jednak ze sobą skończyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz