W kinach już w piątek, wycieczki szkolne pewnie już szykowane, a Wy pewnie jesteście ciekawi czy warto się wybrać na seans prywatnie. Marcin z Areny Kultury (podziękowania, uściski i następnym razem ja zapraszam) załatwił wejściówki na pokaz przedpremierowy, więc jak tu nie skorzystać.
Cóż... Postaram się przedstawić Wam trochę za i przeciw, ale generalnie uważam, że lepiej sobie obejrzeć to na spokojnie w domu za jakiś czas i nie wydawać 30 zeta. Wajda na szczęście uniknął zadęcia, czuje się, że korzystał z podszeptów młodszego pokolenia, ale niestety nie pokazuje nic co by wykraczało poza płaskie, poprawne obrazki. Jest więcej "ale" (o których za chwilę), a do obejrzenia zachęca chyba głównie jak zwykle świetny Robert Więckiewicz. Jeżeli były wątpliwości czy będzie podobny do Wałęsy, czy będzie potrafił go zagrać, to teraz pozostaje tylko bić brawa na stojąco.
Cóż... Postaram się przedstawić Wam trochę za i przeciw, ale generalnie uważam, że lepiej sobie obejrzeć to na spokojnie w domu za jakiś czas i nie wydawać 30 zeta. Wajda na szczęście uniknął zadęcia, czuje się, że korzystał z podszeptów młodszego pokolenia, ale niestety nie pokazuje nic co by wykraczało poza płaskie, poprawne obrazki. Jest więcej "ale" (o których za chwilę), a do obejrzenia zachęca chyba głównie jak zwykle świetny Robert Więckiewicz. Jeżeli były wątpliwości czy będzie podobny do Wałęsy, czy będzie potrafił go zagrać, to teraz pozostaje tylko bić brawa na stojąco.
Co oprócz Więckiewicza jeszcze na plus?
Montaż. Wykorzystanie zdjęć archiwalnych i przeplatanie ich z tym co nakręcono teraz to pomysł dobry i przekonywujący. Można jedynie zgrzytać zębami na wybór niektórych fragmentów (najbardziej irytujący dla mnie fragment z kongresu USA - ewidentnie zagrywka Wajdy pod Oscara). Ładna natomiast jest scena z rozdawaniem ulotek w pociągu (nawiązanie do "Człowieka z żelaza").
Jak dla mnie oczywiście miłym zaskoczeniem była ścieżka dźwiękowa - niby wszystko dobrze znane memu pokoleniu, ale z jaką przyjemnością słucha się tych numerów - od Brygady Kryzys, przez KSU, aż do Róż Europy... Zagrywka twórców pewnie świadoma, bo to często muzyka, która powstawała później niż w roku 80-tym, na pewno nie słuchali też tego ówcześni działacze Solidarności, to raczej próba przyciągnięcia do kin ludzi w przedziale 30-40, którzy tak jak ja w stanie wojennym dopiero dorastali, a załapali się na bunt jedynie w tej muzycznej formie. Ale dobrze, że parę groszy rockandrollowcom wpadnie...
Kolejny plus. Pokazanie Wałęsy nie tylko jako działacza, ale również męża i ojca, od strony życia rodzinnego - rozumiem, że to trochę efekt książki p. Danuty Wałęsowej. Agnieszka Grochowska zagrała fajnie, choć mam wrażenie, że w tych wątkach rodzinnych było trochę manipulacji scenarzystów - to takie pokazanie "ludzkiej twarzy" bohatera, ciepła i czułości, choć okazywanych nie za często, ale budzących sympatię.
A minusy?
Podstawowa słabość tego filmu to fakt, że opowiada on tylko o Wałęsie. Można by się spierać, że to przecież cecha wszystkich filmowych biografii, ale zwykle opowiadane są one w jakimś kontekście: czasu, wydarzeń, jakiegoś konkretnego momentu, doświadczenia (choćby ostatnie przykłady: Lincoln - głosowanie nad poprawką, albo Żelazna dama - siła i niezależność w świetle późniejszej choroby). Wajda wspomina, że to film o czasach, w których Polacy potrafili być razem. A ja tego nie widzę.
To jak skrót podręcznika do historii, gdzie mamy portret tylko jednego człowieka, wszyscy inni migają na ekranie i czasem musisz zgadywać kto jest kim, są nieważni. Walentynowicz, Borusewicz, Jurczyk, Gwiazda, Rulewski i tylu innych... Widać są nieistotni, niepotrzebni. Liczy się tylko on. Wódz. Któremu podobno wszystko zawdzięczamy, który podobno o wszystkim decydował, miał intuicję, charyzmę i co tam jeszcze chcecie.
To jak skrót podręcznika do historii, gdzie mamy portret tylko jednego człowieka, wszyscy inni migają na ekranie i czasem musisz zgadywać kto jest kim, są nieważni. Walentynowicz, Borusewicz, Jurczyk, Gwiazda, Rulewski i tylu innych... Widać są nieistotni, niepotrzebni. Liczy się tylko on. Wódz. Któremu podobno wszystko zawdzięczamy, który podobno o wszystkim decydował, miał intuicję, charyzmę i co tam jeszcze chcecie.
Zamiast opowiedzieć o fenomenie Solidarności, o nadziei, dostajemy wyrwane z kontekstu obrazki o jakimś facecie, który jest: zarozumiałym ignorantem, autorytarny, prostacki, ale dziwnym biegiem okoliczności zostaje wypchniętym na lidera. Konia z rzędem temu nastolatkowi, który połapie się z filmu dlaczego tak się dzieje, bo twórcy opowiadają historię ze znanych nam i sobie scen (skok przez mur, aresztowania itd.), ale dla młodego widza ta lekcja historii będzie niezrozumiała, bo nie składa się w żadną logiczną całość, nie rozumiesz kontekstu. Facet, który przez 6 lat nie pracował w stoczni, włazi przez mur i staje się przedstawicielem stoczniowców i przywódcą strajku? Słyszymy o obawach przed czołgami, ale młodzież nie zrozumie co jednak popychało tych wszystkich ludzi mimo to, do wyjścia na ulicę. Takich skoków w czasie, przemilczeń, luk i wciskania nam jedynej słusznej wersji wydarzeń jest sporo. Od scen kolejek, podwyżek, szybko lecimy do strajków (przypomnijmy: o podwyżki), a potem od razu do walki z komuną. Nie szkoda Wam takiej okazji by wyjaśnić młodym ludziom co to było 21 postulatów komitetu strajkowego, by przypomnieć o co chodziło w tych protestach? Warto by było, bo narosło wokół tego mnóstwo propagandy...
Jak wspomniałem: Solidarność to tu jedynie Wałęsa. On wśród strajkujących, albo on w swoim salonie odwołujący strajki. On. Nie ma innych, nie ma tych wszystkich Polaków, o których podobno p. Wajda chciał opowiedzieć. O pomocy dla rodzin internowanych, czy wyrzucanych z pracy, o podziemnych wydawnictwach, o wykładach, manifestacjach... Długo by można wymieniać.
Po prostu szkoda.
Nawet pomysł by poprzez wywiad z Orianą Fallaci, różne bon moty Wałęsy, czy nawiązanie do jego podpisania lojalki i kontaktów z SB, podjąć próbę pokazania jego wizerunku nie na kolanach, udaje się średnio. Nie wychodzimy poza jakieś schematyczne ramy pomnika - oto wielki, odważny, inteligentny, przewidujący, podejmujący jedynie dobre decyzje, wyważony przywódca. A że trochę zadufany, to taka ludzka cecha przecież :) Miałem takie wrażenie, że Głowacki w scenariuszu chciał wprowadzić jak najwięcej humoru i jaj (pytanie czy potrzebnie - patrz scena karmienia dziecka w celi, czy klękania podczas transmisji mszy papieża), a Wajda chciał pokazać determinację, charyzmę i symbol. Pewnie z efektu niezbyt zadowolony i jeden i drugi...
Brak w tym filmie jakiegoś pazura, życia. Skaczemy od scenek bardziej zabawnych, do bardziej poważnych, w centrum mając wciąż tylko jednego człowieka, który prawie nigdy nie traci pewności siebie, przekonania o swej wielkości. Dwie dekady przelatują nam błyskawicznie przed oczyma, a my prawie bez emocji wpatrujemy się w tego faceta i wciąż nie jesteśmy przekonani, że dowiedzieliśmy się o nim czegoś nowego. Ile w nim prawdziwego człowieka, a ile symbolu, który na potrzeby walki z komuną sami stworzyliśmy? Więckiewicz zrobił co mógł i jest świetny (choć Wałęsie się nie podobał, bo twierdzi, że w rzeczywistości nie jest takim bucem) . To raczej Wajda nie potrafił wyjść poza swoje uwielbienie, podziw, przypisywanie byłemu prezydentowi wszystkich zasług i postrzeganie go jedynie jako symbolu. Nawet rodzina jest po to by ją przytulić i wyjść do walki, bo ona bez niego nie będzie wygrana...
Film miał być domknięciem cyklu złożonego z "Człowieka z marmuru", "Człowieka z żelaza", ale trudno je porównywać, jest dużo słabiej.
PS Co prawda umówiliśmy się z Marcinem, z którym oglądaliśmy razem film, że to on wyłapuje nieścisłości, ale nie mogę się powstrzymać. Czy zwróciliście uwagę na te ciekawe powtarzające się sceny biedy (chleb jako jedyne pożywienie), albo ciasnoty w mieszkaniu bohatera? Przypomnę tylko, że kilka dni po podpisaniu porozumień sierpniowych i zakończeniu strajków, Wałęsowie dostali 140-metrowe mieszkanie (połączone 3 inne) na Zaspie, a znów scena z filmu gdy żona go żegna w mieszkaniu w bloku, wychodzącego na wybory w roku 1989 znów jest naciągana, bo od dwóch lat mieli już willę na Polanki. Ale lepiej pewnych mitów nie dotykać, prawda?
Zdjęcia zaczerpnięte z materiałów promocyjnych na Filmweb. Archiwalne z Zaspy pochodzi z tej stronki.
To było, niestety, aż nazbyt łatwe do przewidzenia, znając stosunek Wajdy do narodowych mitów... Film zapewne powstał trochę jako przeciwwaga do książek, wyciągających wstydliwe fragmenty biografii Wałęsy (Zyzak, duet Gontarczyk i Cenckiewicz)
OdpowiedzUsuńAle i tak na pewno obejrzę. Ciekawa recenzja.
warto, choćby dla Więckiewicza, ale chyba nie w kinie (szkoda kasy)
UsuńDo kina zdecydowanie na to nie pójdę - dla zasady :)
UsuńGdyby to był film o "Solidarności" i społecznym zrywie z głównymi bohaterami-przywódcami, to pewnie bym poszła. Na samego Wałęsę nie pójdę. Więckiewicz to jednak za mało, by mnie zachęcić. Za bardzo pamiętam tamte czasy, by spokojnie oglądać naciąganą historię o megalomanie.
OdpowiedzUsuńBarbara
Ano jest w tym coś i rozumiem Cię dobrze
UsuńByć może jestem za młoda, być może naczytałam się Kłopotowskiego, ale ni cholery nie umiem zrozumieć, dlaczego pan Wajda tak kurczowo trzyma się stołka. Było fajnie, ale od lat wszystko jest tak mierne, że nie chce mi się wierzyć, że nie zauważa, że wysyłanie tych jego wypocin na Ocary mija się z celem. Dałby już sobie spokój i podzielił się funduszami z młodymi, którzy ożywiliby polskie kino.
OdpowiedzUsuńMistrz ma za szerokie plecy u władzy :) To zupełnie jak Michałkow W Rosji
OdpowiedzUsuńŚwietnie sobie poradziłeś z opinią. Jednym słowem tak jak myślałam to miał być pomnik dla Lecha Wałęsy i tym tylko ten film jest, niczym innym.Może kiedyś oglądnę, ale dopiero na małym ekranie i tylko dla gry aktorów. Szkoda, że Andrzej Wajda jest taki czołobitny wobec salonu.
OdpowiedzUsuńFilmu nie oglądałam, ale mam ochotę pójść do kina- i nie zniechęcają mnie takie jakieś komentarze - Taki polski światek obgadać, podkopać, a wszystko w majestacie prawdy :)
OdpowiedzUsuńW filmie w Wałęsie za dużo o Walesie
Az dziw, że nie nawiązujesz do "Bolka" jako pokrzywdzony
A Wajda powinien go obszczekać jak pis - a tu w głowie mu Oskary - po co mu 2 ?
Doprawdy ... :)
doprawdy... Co za ludzie, że już zabraniają mieć własnej opinii i traktują od razu jako wroga politycznego z konkretnej partii. A sam to myśleć nie potrafisz? Ja Ci na film iść nie bronię, napisałem swoje zdanie i z ciekawością zapoznam się z Twoim. Ale po filmie. I przekonamy się czy nie będziesz mieć podobnych odczuć...
UsuńTrudno mi nawet mówić o rozczarowaniu, bo Wajda już od dawna swoimi filmami nie zachwyca. Trudno mi przyjąć jego argumentację i ostatnie kreacje. Kino staje się narzędziem do opowiadania własnej wersji historii...
No jak to cenzurować własny świetny film (Ziemia Obiecana)? Rzeczywiście kręci teraz pod młodzież szkolną. Poprawnie i bez rewelacji