Kolejna
płyta do której wracam z ogromnym sentymentem po latach, gdy miałem ją
jeszcze na nagraną na kasecie... Czwarta płyta kapeli, która zdobyła u
nas niesamowitą popularność (nie wiem czy gdzie indziej było aż tak) i
niestety ostatnia w tym składzie. Odejście charyzmatycznego wokalisty -
wielkiego Szkota nazywanego "Fish" spowodowało niestety wyparowanie tej
magii z ich muzyki. To jego teksty i jego głos sprawiały, że całość
przyciągała uwagę (przynajmniej takie jest moje prywatne zdanie). Dziś
gdy słucha się tych numerów, człowiek aż wzdycha czasem jakże to różne
od tej całej sieczki jakiej mamy teraz pełno w radiu i wokół nas. Te
numery mocniej osadzone są muzycznie jeszcze w suitach
rockowo-progresywnych lat 70-tych niż w tym co potem nadeszło, czyli
robieniu na siłę przebojów łatwych, krótkich i przyjemnych (nawet
świetny the Cure popłynął w tę stronę). Clutching at straws jest
interesujący zarówno w warstwie tekstowej (historie krążą wokół
uzależnionego od alkoholu pisarza), jak i muzycznej, choć rzeczywiście
przebojów raczej zbyt wielu tu nie znajdziemy (chyba tylko szybki Incommunicado pozostał w świadomości przeciętnego słuchacza.
Tekst
i muzyka, która jest jego świetnym dopełnieniem (kapitalnie zmieniają
się tu nastroje) dziś już nie tworzą takich spójnych całości. Różne
oblicza ludzkiej psychiki, tego falowania między depresją a euforią,
świat niczym z twórczości Bukowskiego. Warto się wsłuchać w całość - od
początku do końca i dopiero po kilku razach wyciągać sobie najbardziej
ulubione fragmenty.
Od dawna
kolekcjonuję płyty z lat 80-tych, korzystając z tego, że można je teraz
zdobyć nawet poniżej 20 złotych za sztukę. Marillion wędruje na honorową
półkę. Nie tylko ze względu na sentyment. Muzycznie nadal tych
niepowtarzalnych klawiszy i gitar słucha się z przyjemnością. Chwilami
nawet ciarki chodzą po plecach... Teraz pozostaje mi polować na wcześniejsze ich dokonania.
*********************************************
Dzień flagi, a mi jakoś daleko do klimatów patriotyczno-optymistycznych i radosnego świętowania, ogólnie refleksje jakieś niewesołe na temat tego jak się Polacy dzielą i co dla nich dziś na pierwszym miejscu, co ważne, a co nieistotne...
Ale książka* na konkurs jest chyba dobrana odpowiednio? Szlachta Rzeczypospolitej, pijaństwo, obżarstwo, szabelki, no i głowy co do i do zgody i do kłótni prędkie. Ot kawałek naszej historii. Piekara zdobył sobie wielu fanów książkami wydawanymi przez Fabrykę Słów, teraz wydaje powieść czysto historyczną w wydawnictwie Otwarte. Można zajrzeć do niej tutaj.
"Gdańska wódeczka, krakowska dzieweczka, warszawski trzewiczek, toruński pierniczek"
Ktoś ma ochotę na tę lekturę? Zadanie bardzo proste - wystarczy wyrazić chęć zdobycia powieści w komentarzu pod tym postem - ale uwaga! Trzeba to zrobić nawiązując do ducha sarmackiego - reszta nieistotna - proza, poezja, krwiście czy delikatnie - decyzja należy do Was. Na koniec maja wybiorę najciekawszy, najbardziej przekonywujący komentarz. Wszystkich proszę o pozostawienie również e-maila do siebie (chyba, że ktoś ma bloga, gdzie adres jest zamieszczony). Więcej wymogów nie ma - choć oczywiście miło mi będzie jeżeli ktoś udostępni info o konkursie.
* egzemplarz recenzyjny przed ostateczną korektą
* egzemplarz recenzyjny przed ostateczną korektą
A ja przez weekend zasadzam się na seriale - coraz bardziej zachwyca Gra o tron, zaczynam House of Cards, zerkam na Hannibala i Downton Abbey - będzie o czym pisać! Potem wyjazdy i półtora tygodnia poza domem, więc pozostaną jakieś chwile wieczorami na książkę...
Fabrykę SŁÓW, nie Snów. :P
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńChęć odzyskania cyrografu.
OdpowiedzUsuńOczy jego gotową szubienicę już widzą
Zapach słodyczą od piekarni drogę znaczy
Z wyroku sądu zabójcę prowadzą
Kat ścięciem, jako przystało szlachcie, nie uraczy
Jako psa obwieszą i dyndać na wietrze będzie
Winę ma gdzieś w szabli zaklęta i miodzie
Porywcze serce, nieświadomość, w furii pędzie
Nie przeżyją już niźli chwili, na pełnej swobodzie
Acz może, gdy pętla zaciśnie się swą siłą
Wolności prawdziwej dotknie, nie żywota
Wolności bolesnej jeno chwilą miłą
Pozostanie mu jeno diabelska rota
I zstąpi do piekieł syn z herbem Nałęcza
By bigosić z diablętami i tumulty czynić
Ot, to właśnie mu cyrograf zaręcza
Tylko za rodzaj śmierci kogóż ma dziś winić
Zaskrzypiała szubienica, w dół poleciał ciężarem
Żywot ten skończy się, zła dola człowiecza
Sznur się zerwał jakowymś czarem
Nie czas na śmierć, bez ostrza miecza
Zaśmiał się tedy Szubienicznik przeraźliwym głosem
Diabeł zaklął szpetnie, zniknął i siarką przydymił
Tańczy skazaniec jeszcze ze śmiercią, od dziś z nowym losem
Czy aby skoro przeżył, teraz dobrem będzie czynił
A w diabelskiej kancelarii
Rozświetlonej setką świecących latarni
Wściekły Lcyferus po łbach szabliskiem tłucze diabły
I wpadł w szał nieposkromiony nagły
Gdzie ów cyrograf z krwawym imieniem?
Pod jak wielkim skryty kamieniem?
Czy aby jest on podpisany?
Czy jeno atramentem zalany?
Czy ów cyrograf nie zapisan jest, aby w tej Piekary księdze ?
Jeśli tak to już po nią wasza diabelskość pędzę
Byle ów podpisany pierwszy jej nie dostał
Bo bym ostatnim diabłem tutaj został.
to Waszmości dzieło? To żeś zawiesił poprzeczkę wysoko, że mniemam iż niewielu będzie odważnych coby się zmierzyć... Ale duch w Polakach wielki, więc kto wie - odwagi białogłowy i mężowie. Turniej (nie tylko poezyi) otwarty!
UsuńOwszem moje :) od początku do diabelskiego końca :)
UsuńChwileczkę, mości Diable – daj Waćpan wytchnienia!
UsuńKsięga owa nie zada Ci uszczęśliwienia!
Prędzej Nnyvce, co z lutnią poprzez świat wędruje,
Pieśnią serca słuchaczy swych łacno raduje.
Bo wśród ludzi ostatnio niechętnie ktoś śpiewa -
Może tylko wiatr - miejskie wzruszający drzewa.
W karczmach cisza, ulice też opustoszałe.
Jakim czarem objęto z nagła miasto całe?
Ja zagrać mogę chętnie, cudzych słuchać pieśni,
Lecz dziś wierszy składanie nikomu się nie śni.
Nikt nie tańczy w tawernach ni śpiew się nie niesie:
Wiatr od czasu do czasu liść z bruku podniesie.
Może to brak tematu, lubo bohatera?
Czyż taka twórcza niemoc śpiewakom doskwiera?
O czym pisać, gdy życie nudne i spokojne,
Bez przygód, pojedynków, bez wypraw na wojnę?
Tematów macie nadto w diabelskiej dziedzinie:
Od licznych dusz grzeszących mroczny przykład płynie.
Lecz co zrobi dziewczyna, gdy piosenką swoją
Tych pragnie zaciekawić, co życia się boją?
Zaklinam, mości Diable, oddaj mnie wolumin.
Waćpan sam sobie znaleźć inspirację umié.
Ja krwawej potrzebuję historii, by snadnie
O groźnym karmazynie pieśń swą wysnuć ładnie,
W ten zaś sposób jednako szlachcica i kmiota
Opowieść moja wartka wnet gładko omota.
Proszę zatem ponownie, proszę nie bez racji:
Bard wędrowny wciąż łaknie nowych inspiracji.
W zamian ja pakt szatański z Waszmością uczynię,
Że wszędy, gdzie zawitam, w wiosce czy mieścinie
(Jako, że łacniej jest mi, niźli diablej duszy,
Po ludzkim naszym świecie na szukanie ruszyć),
Że wszędy będę szukać dla Was, mości Czarcie,
Owego cyrografu, co tak masz nań parcie.
(Co oznacza po prostu, że ja też chcę wziąć udział w konkursie ;) Nie mogłam się powstrzymać, by swojej deklaracji nie sformułować jako odpowiedzi na diabelskie wywody. Wszystkich, którzy mają świadomość, że kobieta w czasach sarmackich nie mogła pozostać trubadurem, informuję, że licentia poetica ma tutaj pełną władzę ;) )
no i pięknie!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńSwędziało, korciło, i się ożywiło
UsuńPo cóż Ci ptaszyno ta chwila wytchnienia?
W tej ciemności plugawej nie ma już zbawienia?
Nikt nie śpiewa, sztuk nie pokazuje?
Każdy swe serce mrokiem rujnuje?
Nieeeeeee!!! Tylko nie TYYYY!!! I ucichł
Po cóż mają na marno oni śpiewać
Kiedy lepiej duszę za rozkosze sprzedać
W karczmach hulanki swawole, antałki osuszane
Ot gościny diabelskiej chętne masy szalone
A graj i śpiewaj, tańcz, jako nikt o tem nie śni
Nie zapominaj jeno, kto słucha tej pieśni
I gdzie tańczysz uważaj, z upadku nikt cię nie podniesie
Jeno potem, gdy zemrzesz, kości na stos odniesie
Nie brak tu tematów, złego bohatera
Nikt nikomu wolności własnej siłą nie odbiera
Ot chcesz to pisz, o pięknie, o duszy, o wojnie
Żyć tak musisz. Żyj, szybko, mocno, acz nie spokojnie
Tematy diabelskie ciekawszymi się zdają
At w czas wtedy, gdy bardziej krwią ociekają
Dusze grzeszne, rozpustne, słodkości rzeka im płynie
Acz dziewczę się nie frasuj, to teatrum z oklasków słynie
Co zatem masz robić z tą pieśnią swoją?
Gdy diable oczy cieszą się postacią twoją
Nie lepiej zamilknąć zmrużyć oczęta?
By milej jeszcze połechtać diablęta
A księgę chcesz, nie dziwi mnie to wcale
Łakomy to kąsek, oprawiony w skór ludzkich 22 cale
Jednako ciężka to bardzo lektura
Nie jeden powie że to kłam, bród i bzdura
Nie dla twych rąk ten stary, obolały woluminus
Ot pergamin skruszały, patrz urwany ma marginus
Delikatnym on bardzo. Jeno w mej mocy jest go utrzymać
Kiedy ujawnił by swą moc, nie dasz rady go wstrzymać
Zacznie on własnym sączyć jad mrokiem
Tak jak ten, co miał siedem głów, a zwano go smokiem
Nie potrzebne mu będą na łbie rogi ni diademy
Wystarczy, nienawiść i ból, podane tak, że wszystko to zjemy
Jako smaczny kąsek, jako wyborne danie
Nie będzie tedy czasu na ratunku szukanie
Nie będą tedy potrzebne inspiracje
Ot zje wszystko wtedy, mroku twór ten, na kolacje
Ale skoroć potrzebujesz smaku krwi i karmazynu barwy
Wiedz, że już w sercu masz demonów larwy
A skoro są tam. One. Twoje dzieci imaginujące myśli takie
Wiedz, że przed tobą są skarby bogate wszelakie
Wiedz też, że równanie szlachty i kmiota
To początek upadku i zwykłą głupota
Ot z innej gliny szlachcic jest lepiony
Z tego powodu kończy ścięty, nie zaś powieszony
Nie omotasz swą opowieścią maluczkiej głowy
Kmiot nie zrozumie z twej pieśni ni połowy
Skoro jednako nadal, soków twórczych potrzebujesz
Wystarczy kontrakt od nas, który, ot tu, podpisujesz
Za kontrakt ów dostaniesz miodu umysłu, wenę małamuzji
Słuchający ciebie, pozostaną na zawsze w konfuzji
Wtedy królowie skarby oddadzą, słuchać i rozumieć będą kmioty
I oczyścisz umysły tępe na zawsze z głupoty
Acz, wiedz, że gdy podpiszesz, nie będzie odwrotu
Mam nadzieję, że to nie sprawia kłopotu
I zaprawdę, nie chcemy od ciebie nic poza tą tu kreską
Znaczoną jeno krwią twą nie zaś na niebiesko
A, i nie musisz po ziemi wędrować
Głowy tym wspomnianym pergaminem zaprzątać
On już jest u nas, znaleziony, wpisany na karcie
Od nas teraz dostajesz diabelskie wsparcie.
I zapłakał Anioł Stróż pochylony nad Twym ramieniem
Boś pożegnała się dzisiaj z Bożym zbawieniem.
Uśmiech Diabła jest teraz bardzo szeroki
On wie żeś bez duszy, wchodzisz w mrok głęboki
Anioł ocierając łzę wie, że pytał zbyt cicho...
To prawda czy tylko fałsz, który sączy złe licho?
Nnyv Dzięki za możliwość pobudzenia dawno zastałych komórek poezji
(Mości Wolski, zostałam zmiażdżona i nie mam już wątpliwości, kto wygra tę partię, lecz postanowiłam walczyć do ostatka. Co dalej, zobaczymy ;) )
UsuńI zadrżała śpiewaczka, słysząc głos diabelski
W głowie swojej; zwiastuna upadku i klęski...
Z ręki się wpół omdlałej lutnia wysunęła.
I pióro w wątłe palce dziewczyna ujęła...
Skaleczyć w dłoń się – fraszka, toć ledwie draśnienie,
A jaką rozkosz niesie, jakież zapomnienie...
Nie trzeba już wędrować, gdy sukces się śni
I całe piękno świata w jednej kropli krwi...
Słodycz szeptów diabelskich kołysze jej duszę –
,,Czyliż własnym dążeniem zdobyć wszystko muszę?
Czyliż piękno, poezja mnie nie oczekuje
W tym jednym pergaminie, który podpisu...’’
Dźwięk dzwonu wdarł się z nagła w jej przemyśliwania,
Co do kościoła na mszę przyjść ludzi nakłania.
Zadrżała na ten odgłos; zerwawszy się nagle,
Sił ostatkiem szepnęła: ,,nie zmamisz mnie, diable...’’
A czerwień, co stronicę straszną zdobić miała,
W wyniku drgnienia dłoni w trawę pospadała...
Dysząc ciężko, pieśniarka chwyta się za serce –
Los zbawienia swojego tej jednej mieć ręce!
Twarz jak płótno zbielała, jak gdyby już zmarła;
Ze zbyt straszną potęgą dziewczyna zadarła...
Lecz wstaje, i, spojrzenie rzuciwszy czartowi,
Do odparcia ataku słownie się sposobi:
,,Że wieśniak nie zrozumie tego, co pieśń głosi?
Że śpiewanie dla kmiotów nic dobra nie wnosi?
Nie zawsze siewca ziarna ugór napotyka;
Nie zawsze nieurodzaj drogę mi zamyka...
A jeśli nawet trafię na oporne ziemie,
Nie zmieni to mej woli; a tę słusznie cenię;
Wystarczy, że uroda skromnej mojej piosnki
Od pracy da wytchnienie i odpędzi troski.’’
Podniosła się, wciąż słaba, ze skrwawionej ziemi
I dalej wywód ciągnie ustami drżącemi:
,,Zaś co do woluminu, bezpieczniej potrafię
Skryć go, niż u szatana, gdzie płomień go strawi.
Przyznaj sam, Lucyperze, z diabłów Twoich który
Potrafi sam uchować księgę z ludzkiej skóry?
Może jestem ptaszyną, może ćwierkam hadko,
Lecz w konflikt z Czarną Siłą weszłam bez przypadku.
Moje życie nieważnym zdać się może Tobie,
Lecz wiedz, że, by przechytrzyć Cię, niejedno zrobię.
Historia, wiem, że nie raz i nie dwa wspomina
O tym, jako maluczki zwyciężać poczyna,
I mimo że głos skromny z gardła mego płynie,
Nie dozwolę diabelstwu triumfów na dziewczynie...
Cieszy mnie Waćpanny uniesione pióro, radością napełnia i chęcią do harców.
UsuńJednako jeśli pozwolisz odpowiem za trzy dni, bo teraz uciekam by weselić malców.
A warto by owa historyja zakończenie miała soczyste
Mroczne może lubo nie, niespodziewane, acz dla serc przejrzyste
Uderzywszy o struny, acz wciąż nieco chwiejnie,
UsuńChętnie dyskurs na nowo bard z diabłem podejmie.
Lecz czegóż osobliwa tak praca Cię czeka?
Czyś został pokonany już kiedyś przez człeka?
Cóż to za chytry chłopek tak zdołał zatańczyć,
By czartom za sprawą jego przyszło dziatwę niańczyć?
Tymczasem czas się leczyć po igraszkach z diabłem.
Zali śpiesz się, dni płyną, czerwiec przyjdzie nagle!
Anioł nadstawił swe skrzydło by krwi krople złapać
UsuńGdy szkarłat spadł na pióra przestał rzewnie płakać
Rozjaśniało radością jego serce, utratą bolejące.
Jednako naszły go myśli jakże przejmujące.
Mimo że kropla krwi pergaminu nie znaczyła
Jednako w chronionej duszy tej, jest jakaś wina
Jakowyś czerw mrokiem znaczon, zło tam sączy
Jego to z diabłem nić wszeteczna, a plugawa łączy
Ona nić, nie da tej płochej duszy wytchnienia
Będzie karmić czerwia, by nie doznała zbawienia
Diabeł ją będzie, co chwila wspomagał
A robak boleśnie będzie duszę smagał
Ból będzie wielki, nie do przetrzymania
Nowe tedy nadejdą dla duszy zmagania
Jakimż sposobem wysiedlić złe robactwo
By było to skuteczne, nie jakieś partactwo
Jak uciąć łeb złemu, bez krzywdy dla żywota
By zamknięte były przed nią piekielne wrota
Ot mając od Boga, wolę wyboru swego
Człowiek nie wybiera niczego dobrego
Krzywdą dla żywota było by zabrać swobody
Ale czystość duszy, była by jak kryształ wody
Wolą wolności, gdzieś na chwilę robaka ukryje
Nie zerwie nici, a z niej diabeł całun zła uszyje
Jak? Jak wyplenić zło z duszy, jak ją chronić
Jeśli sama nie zechce się przed diabłem bronić
Skoro już krwi kropla na paktum leciała
Wie anioł, że w tej duszy jest siła nie stała
Myślami tymi, które naszły cieniem troski
Zmęczył się nasz posłaniec, opiekun boski
Złożył swe czoło na dłoniach i zasnął
A diabeł tedy bezgłośnie przyklasnął
Wychynął z cienia stąpając cichutko
Zawahał się chwilę, acz trwało to krótko
Podkradł się od strony wiatru do śpiącego kuzyna
Delikatnie skrzydło rozsunął i ułapił piórczyna
Wybrał szkarłatne, bez trudu je wyrwał
Anielskiego snu, jednako nie przewał
Otwarła się ziemia ku piekielnej czeluści
Diabeł już wie, że tej duszy nie puści
Anioł się ocknął, było zbyt późno
Wyciągnął ręce, już jednak na próżno
Diabeł zniknął w cieple płomienia
Anioł zaś stał się bratem kamienia
W piekielnym gabinecie, tuż przy palenisku
Siedzi Lucyferus z uśmiechem na pysku
Znaczy zgiętym piórkiem cyrografu kartę
Tym rozkaz wysyła i ciemności wartę
Nie ma już odwrotu dla tego stworzenia
Porzucić ono może już wszytkie marzenia
O radości raju, o drodze do nieba
Nat tą duszą nam płakać trzeba.
Nie ochronił duszy anielski posłaniec
Podstępem krew posiadł diabelski zaprzaniec
Złem znaczone talenty sławy przydadzą
Ale drogi żywota ku piekłu prowadzą
Obudziła się z lękiem, serca łomotem
Jakoby sen ten stał się żywota kłopotem
Lutnia z księga leżą na podłodze
Z księgi wystaje paktum ku przestrodze
Czy aby jest ono Twym imieniem znaczone?
Czy to tylko znaki sokiem poplamione?
Czy to był sen przywołany czytaniem?
A może przeżycie prawdziwe z diabła spotkaniem?
Gdy odłożył instrument i skończył śpiewanie,
UsuńMimo, że koncert długi niesie wyczerpanie,
Minstrel, co sławą dobrą znany już był wszędzie,
Uznał, że z pergaminem i piórem usiędzie.
Długa opowieść twórcy swemu spać nie dała,
Póki świtem nie była ukończona cała.
Bard, oczy przecierając zmęczone, ujmuje
Tekst świeżo napisany, koniec odczytuje:
,,... Czy aby jest ono Twym imieniem znaczone?
Czy to tylko znaki sokiem poplamione?
Czy to był sen przywołany czytaniem?
A może przeżycie prawdziwe z diabła spotkaniem?’’
I, ukończywszy strofę, krytycznym wejrzeniem
Wszystko objął, co wcześniej, powstałe zmyśleniem,
W głowie mu kształt historii niezwykłej obrało
I jako pieśń się wreszcie w piśmie ukazało.
Dłoń pióro śnieżnobiałe na pulpit złożyła
I raz wtóry dotyka, co pierwej skreśliła:
Zatem: diabła monolog, odpowiedź minstrela.
Czy-li dość frapujący dialog wiersz zawiera?
Dalej: kontrakt diabelski, urwany w połowie:
W jakiej wątek takowy zrodziłby się głowie?
Potem zasię Lucyper krwawe pierze kradnie;
Przyznać trzeba, że fragment ten udał się ładnie.
Lecz czy ostatnia strofa nie przyszła zbyt łatwo?
Może rym inny spisać? Nie prosty zanadto?
,,Znaczone – poplamione’’, ,,czytaniem-spotkaniem’’,
Czy warto li poprawić?... Ech, niechaj zostanie.
Odsapnąwszy chwileńkę, chleba kęs, łyk wina,
Plik papierów pozbierał i czytać poczyna,
A na kolanach lutnia, przyjaciel serdeczny,
Co raz to poruszana, ton poddaje spieszny.
Więc wyszła pieśń bardowi spod pióra skocznego.
Znowu po wszystkich miastach słuchać będą jego!
Historia od początku do końca zmyślona,
I diabeł, i dziewczyna kontraktem więziona,
A wszystko li pomysłem zdolnego pieśniarza.
Nieczęsto talent taki wśród bardów się zdarza.
A diablik siedzi w tawernie i słucha
UsuńOnej pieśni soczystej a miłej dla ucha
Rozwarte szeroko usta gawiedzi
I nawet anioł tu w kącie siedzi.
Czekaja jeszcze czy bard zaśpiewa
Leczo on już jeno zmęczony ziewa
Wrócą do siebie zauroczeni
Życie ich pieśń ta na zawsze zmieni.
Nnyv wielkie dzięki za możliwość przeplatańca poetyckiego :)
UsuńTak memento, w rym zręczny ujęte, w świat bieży,
UsuńGdzie mu umysły młode kształtować należy.
A kto piosnkę usłyszy, temu już wiadomo,
Że kontrakt wszelki z diabłem wartość ma znikomą.
Tedy z czartem się dictum zawżdy wystrzegamy,
Lubo niech trwa w teatrze, wśród lalek drewnianych.
(Cała przyjemność po mojej stronie. Miło rozgrzać ospały umysł i zaśpiewać duet z godnym rywalem ;)
Jak rzekła kiedyś osoba utalentowana bardziej, niż by oboje na raz:
,,Musiał diabeł duszę wściekłą aniołowi sprzedać
I stworzyli sobie piekło z odrobiną niebia'' :) )
ależ frajda czytać to Wasze dialogowane wersy - jeszcze trochę i jakiś mini tomik mi się uzbiera... Tylko jak ja mam roztrzygnąć komu przekazać książkę? Toż to iście diabelska zagwozdka...
UsuńW celu uniknięcia kłopotu możemy zatem wierszować dopóty, dopóki wszyscy nie zapomną, o co tak naprawdę chodziło, a za parę lat wydać ukończony poemat ;)
UsuńAlbo sztuka z tego wyjdzie i nawet wiem kto ją wystawi :)
UsuńJestem jak najbardziej za kontynuowaniem tego tasiemca, niezależnie, czy zostanie wystawiony, czy też nie. Od bardzo dawna nie miałam takiej zabawy i trochę było mi tęskno do wierszowanych dialogów. Dziękuję Wam obu, Panowie :)
UsuńNaprawdę wielki szacunek, az mnie troche przytkało - nie wiem co powiedziec, by wyrazic podziw:D
OdpowiedzUsuńMoże poprostu - myślę, że jesli wygrasz, a poprzeczkę rzeczywiście wysoko postawiłeś, to będzie to nagroda w pełni zasłużona;)
Dzięki :)
UsuńTrudno by wziąć udział w konkursie, gdy biorą udział tacy bardowie.
OdpowiedzUsuńCzekam wyniku.
rozstrzygnięcie :)
OdpowiedzUsuńhttp://notatnikkulturalny.blogspot.com/2013/05/roztrzygniecie-konkursu-czyli-notka-na.html