Kurcze, wykonawca kompletnie jest ci nieznany, nawet o nim nie słyszałeś, wydawało ci się, że nie znasz jego twórczości, odpalasz krążek i zdziwienie.
Pierwszy utwór - znasz, drugi znasz, trzeci też brzmi znajomo. Jako to jest? Przecież chyba staje radiowe aż tak często tego nie grają, żeby rzuciło ci się w uszy. Może internet?
A może to kwestia, że gość tworzy muzykę, która jest podobna do innych, bardziej znanych już nagrań? Diabli wiedzą...
Gdy stwierdziłem, że czwarty kawałek, balladowy też kojarzę, to już zdecydowanie znak że trzeba gościowi poświęcić notkę.
Kim zatem jest ten Djo?
Joseph David Kerry bo to jego pseudonim to amerykański aktor, najbardziej znany szerszej publiczności z roli Steve’a Harringtona w netfliksowym hicie „Stranger Things”, grał też zdaje się, że w "Fargo", w późniejszych odsłonach. A poza graniem od dawna próbuje coś nagrywać.
I całkiem nieźle mu to wychodzi. Głos dostosowuje trochę do klimatu, a potrafi i skomponować coś bardziej rockowego, jak i słodkie popowe kawałki. Pobrzmiewa mi tu czymś sprzed lat - jak Talking Heads (choćby Delete Ya), ale on jest mniej szalony, to raczej numery mające wpadać w ucho, nie drażnić. I takie właśnie są.
Jest różnorodnie, zdecydowanie jednak prawie każdy z numerów spokojnie nadawałby się na dobry singiel, który ma szansę zrobić sporo hałasu - tak jak kiedyś robił to Moby. Niektórzy doszukają się brzmienia Beatlesów, inni Thin Lizzy i wszyscy mają rację, bo taki też jest właśnie ten krążek. Pełen inspiracji, nawiązań, a jednocześnie nie coverów, tylko własnych kompozycji.
Sprawdźcie sami!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz