niedziela, 8 maja 2011

Hugh Laurie - Let Them Talk, czyli biały co czuje bluesa

Znacie to spojrzenie? Taaak ja też kiedyś zostałem zahipnotyzowany przez postać dr Housa i lubię ten serial. Dlatego gdy dowiedziałem się, że aktor nagrał płytę długogrającą to trudno bym przeszedł obok tego obojętnie. Ot ciekawość (bo wczęsniej wiedziałem, że facet muzykuje i to nieźle). Laurie na swojej płycie nie tylko śpiewa, ale też gra na fortepianie i gitarze, a robi to całkiem nieźle - wszyscy, którzy widzieli go muzykującego w serialu teraz ze spokojem mogą odetchnąć - to nei była ściema.
"Nie urodziłem się w Alabamie w 1890 roku. Jestem białym Anglikiem klasy średniej, który nielegalnie wtargnął na teren amerykańskiej muzyki i amerykańskiej duszy" mawia o sobie aktor. Ale gdy słucha się tej płyty (gdy już trochę przyzwyczaimy się do znanego wokalu, który tym razem nikogo nie obraża, nie gada ale śpiewa) to trudno się oprzec wrażeniu, że facet naprawdę czuje bluesa!!! Muzykę, która ma w sobie i żywioł i nostalgię, muzykę szczerą aż do bólu, muzykę wymagającą włożenia w to serca (i improwizacji) i uwierzcie - czuje bluesa i my możemy też go tutaj poczuć...
Nie jestem znawcą bluesa i czasem nawet trudno mi sobie przypomnieć kto był pierwszym wykonawcą danego kawałka, skąd ja go znam, ale sporo melodii będzie tu brzmiało dla nas znajomo bo jest to zestaw klasyków, po które sięgało już wielu raz lepiej raz gorzej przerabiając je po swojemu. Battle of Jericho, Swanne River czy After you've gone... 15 kawałków, które wcześniej wykonywali Louis Armstrong, Ray Charles, Robert Johnson, Bessie Smith, Al Johnson i wielu wielu innych. Ech znaleźć się w klubie na takim koncercie i słuchac tego na żywo.... Coś pieknego - blues, swing, piękne chórki, moje ukochane trąbki, aż same nogi się ruszają. Ta płyta to nie wygłup, na pewno nie eksperymenty na żywym organizmie, raczej pewien hołd złożony tej muzyce i pokazanie, że ona wciąż żyje w wielu sercach. Wśród gości m.in. Tom Jones i słynny bluesman dr John.
Nie wiem czy będzie to grało jakiekolwiek radio, na listach przebojów tego nei szukajcie, ale jeżeli ktoś lubi te klimaty (Nowy Orlean, mieszanka jazzu, bluesa, folku) to pewnie z przyjemnością posłcuha i tej płytki. A jeżeli kogoś zachęci ona do szukania dalej, do sięgania po klasykę, albo do muzykowania w garażu to będzie to nawet nie zasługa samego Lauriego, ale po prostu pieknej muzyki, która ma duszę (kto był np. na mszy gospel ten wie o czym mówię).
możesz zobaczyć także: Harmonia czyli o współbrzmieniu kultur  

2 komentarze:

  1. Jeszcze nie słucham, ale już czeka na wolną chwilę :) Zakochałam się w Lauriem oczywiście po roli w Housie i po zgłębieniu jego biografii, obejrzeniu i przeczytaniu kilku wywiadów oraz obejrzeniu innych występów, po prostu uwielbiam tego faceta :) Gorzej z bluesem, ale myślę, że w jego wykonaniu spodobałoby mi się wszystko.
    Nie wiem czy znasz to http://www.youtube.com/watch?v=_3Wb83IrGhY - piosenka - żart, którą uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ta płyta jest jak najbardziej serio, ale czuć w niej tyle swobody i radości, że słucha się fantastycznie...
    a ja jestem też niedawno po przeczytaniu jego powieści (też jak widzisz mnie wzięło), zbieram sie do recenzji...

    OdpowiedzUsuń