piątek, 27 maja 2011

Głowa minotaura - Marek Krajewski, czyli nowy bohater i nowe miasto w kryminałach retro

Co prawda najnowsza książka Krajewskiego już przyszła w paczce ale czeka na swoją kolej - kusi ale parę innych rzeczy kusi do przeczytania jeszcze bardziej. Postanowiłem wiec krótką notkę poświecić książce, która wprowadziła trochę zmiany w powieści Krajewskiego. Całą serię o Eberhardzie Mocku - niemieckim policjancie łykałem z zachwytem, w tej książce także się on pojawia, ale po raz pierwszy wkracza na scenę śledztwa postać równorzędna dla niego - komisarz Edward Popielski. Akcja ropozczyna sie we Wrocławiu podobnie jak wcześniejsze powieści, ale potem przenosi się do przedwojennego Lwowa.
Na swój sposób obaj bohaterowie są do siebie podobni. Obaj pedantyczni, dobrze wykształceni, z zamiłowaniem do łaciny, lubią pojeść i się zabawić, a śledztwo potrafią rozwiązać korzystając nie tylko z klasycznych i zgodnych z prawem metod. Prowadzone częściowo wspólnie dochodzenie w sprawie zwyrodnialca, który gwałci i morduje kobiety na pewno będzie doprowadzone do końca. Ale jakim kosztem?
Krajewski, który tak cudownie opisywał nam przedwojennny Wrocław tym razem dobrze przygotował się do przeniesienia akcji do Lwowa - spędził tam sporo czasu, by poznać zarówno topografię i poczuć klimat miasta. Dzięki temu mamy sporo smakowitych opisów - ulic, zaułków, podejrzanych knajpek, różnych miejsc, które odkrywamy albo po raz pierwszy albo troche na nowo. Trochę żal porzucać Wrocław (który uwielbiam), ale Lwów (którego nie znam) też jest interesujący. Autor zadbał też trochę o oddanie specyficznego języka, kultury i zwyczajów. Na pewno nie jest tak mrocznie jak w powieściach o Breslau, ale na pewno nie są to tylko puste dekoracje - miasto i jego życie jest barwne, soczyste. Do tego już zdążył nas Krajewski trochę przyzwyczaić - już wcześniej ze smakiem wczytywaliśmy się w opisy potraw jadanych przez bohatera, rozbudowane opisy różnych miejsc np. przybytków uciech, stylu życia przeciętnych mieszkańców. Trzeba pamiętać, że autor ukończył filologię klasyczną - ten styl czuć zarówno w prowadzeniu akcji, rozbudowaniu warstwy psychologicznej jego postaci, w budowanym klimacie wokół nich,  jak i właśnie w opisach.
O samej fabule nie będę pisał, nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów. Troszkę humoru, okrutne zbrodnie i przemoc, mało wyrafinowane działani policji, brutalność bandyckiego półświatka. W każdym razie po pierwszym przeczytaniu stwierdziłem, że to chyba moja ulubiona książka Krajewskiego - chodziło o tempo akcji, mniej uwagi poświęcanej wątkom pobocznym, skupienie się głównie na rozwiązaniu zagadki. Teraz - po pewnym czasie od przeczytania stwierdzam, że jednak brakuje mi trochę tego co w serii książek o Mocku było taką oryginalnością - mrocznej, posepnej atmosfery w której żył i funkcjonowal nasz bohater. Tutaj Popielski wypada dużo jaśniej - ma swoje tajemnice, ale ma też dość mocną pozycję w policji i dom, w którym czekają na niego siostra i córka.
Dobry retro kryminał. Niektórzy twierdzą, że to męska literatura, ale podobno równie dużo przyjemności z jej czytania mają kobiety. Kto nie czytał - zachęcam! Ale warto chyba jednak zaczynać od powieści o Eberhardzie Mocku.  
O samych retro kryminałach, które uwielbiam można by pisać dużo - czytuję  i Akunina, i Lewandowskiego (Warszawa) czy Wójcika (Lublin). Sam nie wiem co mnie pociąga w takich klimatach, może przesyt współczesności i w kinie i w literaturze? W każdym razie - tak jak kiedyś porzuciłem Mac Lean'a na rzecz Christie tak i teraz z dużo wiekszą przyjemnością sięgam po rzeczy "retro". Bo ci dzisiejsi policjanci i detektywi jacyś wszyscy do siebie za bardzo podobni. A i świat zbrodni współczesnej w zalewie informacji z sieci i z ekranu jakoś niestety staje się coraz brzydszy i głupszy. Ironizując - nawet kryminaliści wtedy byli jacyś lepsi... Odkrywanie głębi w zbrodniarzach, ich motywacji i pokręconych umysłów fascynuje bardziej gdy jest to umieszczone w innym czasie, w innych realiach niż nasze trochę pewnie dlatego, że wymaga od nas większego skupienia, wyobraźni. Wcale się nie dziwię fanatykom, którzy zauroczeni klimatem powieści biegają potem z mapami i próbują te same miejsca lub ich ślady odnaleźć w naszych miastach.

2 komentarze:

  1. ja zaczęłam idotycznie, ale przypadkowo, od Erynii i się normalnie zakochałam w Krajewskim (co na to mój mąż, aaaaaa). Uwiódł mnie we lwowskim zaułku, tak u kogoś napisałam i to sama prawda jest. Teraz muszę przeczytać resztę

    OdpowiedzUsuń
  2. no to pewnie jeszcze sporo przed Tobą do rozsmakowania się na dobre w jego twórczości :) Mock i jego miasto mroczniejsze ale jeszcze ciekawsze

    OdpowiedzUsuń