Witkacy. I wszystko powinno być jasne. Jedni będą zdegustowani, inni zachwyceni, a im dziwniej tym dla nich lepiej, bo przecież tu cała zabawa tkwi w grotesce, w prowokowaniu. Dramat "Matka" sam autor nazwał w podtytule "niesmaczną sztuką w dwóch aktach z epilogiem". Czemu niesmaczną? Bo uderza w świętość, czyli relację matki i dziecka, w jej poświęcenie, a tu proszę: wykorzystywanie, kompletny brak wdzięczności, ciągłe pretensje i żale. W dodatku odrzucenie wszystkiego co można powiedzieć, że napawało ją dumą - tytułu, dziedzictwa, wartości. Pieniądze oczywiście nie śmierdzą, ale syn też tłumaczy, że bierze je jedynie po to by zniszczyć ten stary świat, by dokonać czegoś ważnego.
Z okazji setnej rocznicy powstania dramatu Teatr Ateneum przypomniał "Matkę", a reżyserii podjęła się Anna Augustynowicz, która nie unika w teatrze wyzwań i rzeczy awangardowych.
Kto Witkiewicza nie lubi, ten po tym spektaklu chyba zdania niestety nie zmieni. Minimalistycznie, odpowiednio jak na tego autora dziwnie i ciut chaotycznie. Postacie pojawiają się, znikają, czasem mówią coś ważnego, innym razem nie, a widz ma sobie to pospinać w jakąś sensowną całość.
Z góry jednak powiem Wam, że jest na pewno jeden plus tego przedstawienia, dla którego na pewno nie żałuję wizyty w teatrze, a nawet będę ją jeszcze pamiętał dość długo. Rolą Matki Agata Kulesza naprawdę potrafi poruszyć nasze serca - jej bezradność, zagubienie w tym co się dzieje z synem, żal i rozpacz, naprawdę są poruszające. Obojętnie czy gra krzykiem, czy szeptem, skupia na sobie całą naszą uwagę. Przez to nawet monologi jej syna (Adam Cywka) tracą jakby na znaczeniu. A może i dobrze. Przecież czujemy, że te mrzonki, pełne pretensji do świata, katastroficznych wizji, przemieszanych w pragnieniem zaistnienia za wszelką cenę, nie są tak bardzo istotne, że rzecz leży raczej w uczuciach, których jest pozbawiony, a nie w tym czy coś uda mu się osiągnąć, czy jest w stanie udowodnić swoją wartość. Dziecko, które miało wszystko, potem w wieku lat 30 przychodzi z pretensją, że wszystko to twoja wina, bo nie wspierałaś go wystarczająco mocno, ucząc samodzielności i wiary w siebie... Co ma na to odpowiedzieć matka? Dziś już prawie ślepa, topiąca swój smutek i ból w alkoholu i narkotykach?
To co realne przeplata się z tym co nierealne, aktorzy wcielają się w różne postacie, choć nie zmieniają się w jakiś wyraźny sposób i chwilami trudno się w tym odnaleźć, czy wskazać tu kogoś, kto mógłby całą tą historię powstrzymać przed nadciągającą katastrofą. I tak chyba miało być. Może to właśnie jest jakiś element wskazując na aktualność tego dramatu - już nawet nie kwestie klasowe, filozoficzne, nadzieja pokładana w rewolucji i anarchii, które mają przynieść nowy ład. To tylko kolejne mrzonki, sprawy, które stają ważne na moment, niczym jakieś protezy dla naszego ego potrzebującego drogowskazów. Tymczasem to co najważniejsze, czyli relacje, uczucia, bliskość, schodzi na drugi plan, zagłuszona przez egoistyczne, ślepe skupienie na tych celach, które wcale potem nie przynoszą szczęścia...
Spektakl dość specyficzny, nie wszystkim podejdzie. Ale to po prostu Witkacy.
Więcej o spektaklu: kliknij tu
OBSADA
Agata Kulesza
Adam Cywka
Zofia Domalik
Ewa Telega
Janusz Łagodziński
Łukasz Lewandowski
TWÓRCY
AUTOR TEKSTU Stanisław Ignacy Witkiewicz
REŻYSERIA Anna Augustynowicz
ASYSTENTKA REŻYSERA, SUFLERKA Anna Żelazowska
ASYSTENT REŻYSERA Iwo Bluszcz
SCENOGRAFIA Marek Braun
KOSTIUMY Tomasz Armada
MUZYKA Jacek Wierzchowski
WIDEO-ART I REŻYSERIA ŚWIATŁA Wojciech Kapela
INSPICJENT Jerzy Kacperski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz