poniedziałek, 8 stycznia 2024

Powrót Tamary, czyli degrengolada, która podobno ma sens

Pierwszy post teatralny od Mirki już się w tym roku pojawił, to i na mnie pora. I będzie o czymś co zobaczyłem jeszcze w roku ubiegłym i na szczęście nie na zaproszenie, bo chyba notka by ostatecznie nie powstała, żeby nikogo za bardzo nie urazić. Nie wyszedłem w trakcie, ale inni widzowie i owszem. I wcale im się nie dziwię.
Raz już tak się zadziało. Na tyle mało mogliśmy z M napisać pozytywów, że uznaliśmy iż lepiej nie pisać wcale. Ale skoro zapłaciłem za bilety, to mam chyba prawo przestrzec innych widzów, by nie zrobili tego samego błędu co ja?
Zacznijmy tak: Cezary Tomaszewski "Powrotem Tamary" nawiązuje bardzo mocno do przedstawienia, które wystawił w teatrze Studiu przed ponad 30 laty. Jak wiele się zmieniło. I być może mało kto pamięta tamten spektakl na tyle dobrze, by rzeczywiście odczytywać wszystkie smaczki, które były intencją reżysera. W przypadku filmów to proste - zawsze możesz sięgnąć po oryginał. Gdy mówimy o spektaklu, jest to raczej mało czytelne.

I znowu: to co miało być może sens w latach 90, gdy widz był ciekawy nowości, chłonął wszystko i bił brawo, dziś niespecjalnie kogoś wzrusza. Nie oszukujmy się - jeżeli widz będzie chciał czegoś szokującego, ma do wyboru niejedną scenę, a żeby go zaskoczyć trzeba naprawdę sporo niż robienie na deskach teatru zamieszania i rzucaniem mniej lub bardziej precyzyjnych tropów. Żeby je przekazać zresztą nie musimy się silić na dosłowność, przecież widz naprawdę nie jest głupi.


A jeżeli jednocześnie przy zamierzonym szokowaniu, nie idzie się na całość, tylko na jakiejś jego namiastki, to wychodzi raczej żenująco. To smutne jeżeli z tylu scen i dialogów, zapamięta się najbardziej to co tak nieudane, czyli np. świetnego skądinąd Jana Peszka w obrzydliwych gaciach z doszytą trąbą sugerującą jakoby był nagi. Recytowanie poezji przeplata się tu z dyskusjami o ideałach, ale również ze zwykłą ludzką żądzą, zarówno pieniędzy, władzy, jak i namiętności.  

Fot. Krzysztof Bielinski za stroną teatru
https://teatrstudio.pl/pl/teatr/wydarzenia/powrot-tamary/


Wielokrotnie nawiązuje się do Tamary Łempickiej, a to przez licytację pamiątek po przedstawieniu o niej sprzed lat, a jej wizyta w posiadłości podarowanej przez Mussoliniego zakochanemu w malarce Gabriele D’Annunzio jest osią większości spektaklu. Mamy więc zderzenie pięknego, pełnego przepychu otoczenia, rozmów o sztuce oraz ludzi, których serca poza umiłowaniem do takiego wygodnickiego stylu życia, przepełnia coś jeszcze: pragnienie znaczenia, władzy, uznania, posiadania mocy. We Włoszech, podobnie jak w całej Europie rodzi się wtedy faszyzm, coraz wyraźniejsze są nastroje budujące podział na lepszych/silniejszych/piękniejszych i tych, którzy mają im służyć. Tych co im się należy i tych, którym może spadnie coś ze stołu władców. Cezary Tomaszewski zdaje się sugerować, że te czasy wracają. Ostrzega? Przypomina?

Tyle, że ta degrengolada jaką widzimy na scenie jest nie tylko mało interesująca, ale i po prostu nudna. Nie ekscytuje, nie daje żadnej frajdy. I tego nie uratuje nawet najbardziej pomysłowa scenografia ani najlepsi aktorzy. Robić przedstawienie o tym jak odbierano przedstawienie przed 30 laty i czy dziś jesteśmy mądrzejsi, wydaje się pomysłem dość karkołomnym. W mojej ocenie - niestety nieudanym.   

Teatr Studio im. Stanisława Ignacego Witkiewicza
Michał Buszewicz
Powrót Tamary
reżyseria: Cezary Tomaszewski
scenografia i kostiumy: BRACIA Agnieszka Klepacka i Maciej Chorąży
światło: Jędrzej Jęcikowski
wizaż: Kacper Rączkowski
reżyseria światła, multimedia: Marek Kozakiewicz
obsada: Dominika Biernat, Marcin Pempuś, Sonia Roszczuk, Mateusz Smoliński, Marta Zięba, Monika Obara, Bartosz Porczyk, Monika Świtaj, Filip Perkowski, Jan Peszek.
premiera: 15.08.2020

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz