Uwielbiam ten dreszcz, gdy kończysz jakąś świetną książkę i z radością myślisz z nadzieją, że może kolejna będzie równie dobra. U mnie od razu rodzi się chęć łapania za klawiaturę i na gorąco przelewania myśli - dlatego często te moje notki są tak chaotyczne. Czasem, gdy jest to jakiś dobry tytuł, pojawia się też obawa - jak opowiedzieć o wszystkich moich emocjach jakie się pojawiły w trakcie lektury, jak to napisać. Z pocztówką z Mokum chyba tak właśnie mam. Zachwyciła mnie zarówno forma (genialne reprodukcje), jak i słowo. I choć trzeba podkreślić: to nie jest reportaż, a raczej felietony, to można dzięki tej książce dowiedzieć się o Holandii więcej niż z niejednego przewodnika. Piotr Oczko to profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Jagiellońskiego, zajmujący się w
pracy naukowej głównie literaturą, kulturą i historią sztuki krajów
niderlandzkojęzycznych, mający w swoim dorobku już niejedną publikację na ten temat. Ta jest jednak wyjątkowa, bo napisana jest tak przystępnie, a jednocześnie od serca, że czytamy ją z fascynacją, z każdym rozdziałem lepiej rozumiejąc miłość autora do Holandii. Dzieli się swoją pasją, opowiadając o tym kraju raczej z perspektywy jego przeszłości, niż teraźniejszości, ale po pierwsze śladów tej pierwszej można znaleźć całą masę, a po drugie, jak udowadnia, miała ona ogromny wpływ na to jakim społeczeństwem jest dziś ludność zamieszkująca Niderlandy. Co jest jedynie stereotypem, jakimś uproszczeniem, a gdzie szukać tego co może nam powiedzieć więcej o Holendrach? To zdumiewające jak z jednego, czy dwóch obrazów, omówionych trochę dokładniej, udaje się wychwycić więcej ciekawych rzeczy, niż z kilkugodzinnej wizyty w muzeum. Czasem taka analiza idzie nawet trochę pod prąd tego co zwykle się w danym obrazie dostrzega. Ważne jest nie tylko to co na pierwszym planie, ale każdy detal, ukryte symbole. I tak sztuka staje się nam przewodnikiem w podróży przez zmiany zachodzące w tym kraju i różne jego twarze. Umiłowanie porządku, purytanizm, indywidualizm, tolerancja, narcyzm? Będzie i o kuchni i alkowie, o sztuce i o życiu ubogich, o mniejszościach i o prześladowaniach, o tulipanach i inwestycjach, o wiatrakach i o... górach, o edukacji i o kolonializmie. Oczko nie pisze więc na kolanach, nie widzi jedynie samych zalet - jest świadom również ciemnych stron zarówno historii, jak i pewnych wad "narodowych", o których pisze bez ogródek. Jak sam pisze, jego miłość do Holandii i cała książka, która jest nią wypełniona, jednocześnie zrodziły się z niechęci do wielu spraw, które w naszym kraju idą jego zdaniem w złą stronę, często więc pozwala sobie na dość osobiste wycieczki i uwagi. Ma jednak do nich prawo, w końcu formuła tej książki jak najbardziej mu na to pozwala, dzięki temu ta opowieść nabiera jeszcze bardziej osobistego i emocjonalnego charakteru. I nawet jeżeli coś nam się nie spodoba, z jakimś zdaniem się nie zgadzamy, nie przekreśla to wartości i piękna tej książki. Wspaniała przygoda i uczta. Erudycja, lekkość, dowcip, pochylenie się nad detalem, który mógłby nam umknąć no i cudowne, bardzo emocjonalne zaangażowanie się w tą opowieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz