poniedziałek, 19 grudnia 2022

Szalony świat Louisa Waina, czyli piękne kolory, słodkie kociaki i dojmujący smutek

Do końca roku jedynie 12 notek, przynajmniej trzy na podsumowania i zaczynam się martwić czy zdążę o wszystkich co mi się spodobało w ostatnich dniach i tygodniach napisać. Będę w każdym razie próbował. Najwyżej jakiś tytuł zostanie wspomniany, a notka przejdzie na rok przyszły. Odkrycie wydawnictwa Paśny Buriat sprawiło sporą przyjemność, kolejne Małe Licho jak zwykle rozczuliło, a tu jeszcze kilka innych ciekawych książkowych rzeczy w czytaniu...
Dziś jednak film upolowany wczoraj w TV. Szczerze? Spodziewałem się czegoś innego. Może te plakaty, cała otoczka wokół filmu, słodka twórczość Waina, sprawiły że spodziewałem się czegoś komediowego, w miarę lekkiego. Tymczasem...

no właśnie. Nie wiem jak odbierano trochę ekscentrycznego twórcę za jego życia, jego twórczość na pewno jednak kojarzona była raczej jako zabawna, lekka, może trochę zwariowana. Sam Louis Wain nie miał bynajmniej łatwego życia i nie chodzi jedynie o problemy finansowe, które ciągnęły się za nim prawie non-stop. Zawsze był trochę zwariowany, mało zwracał uwagę na sprawy "poważne", za to miał otwarte oczy i umysł na otoczenie, starał się wypatrywać w nim tego co ciekawe i inne. Wrażliwiec, który pokochał kobietę nie z jego sfery towarzyskiej (w końcówce XIX wieku wciąż to jednak było źle postrzegane), stracił ją i całe życie za nią tęsknił, wymyślił sobie, że jednym ze sposobów na zachowanie dobrych wspomnień i pamięci o zmarłej, będzie pielęgnowanie tego co kochała ona. A były to między innymi koty. I tak, choć sam raczej miał w sobie niewiele radości, rysował genialnie radosne i zwariowane koty i ich psoty, za co pokochała go m.in. Wielka Brytania. Plastyczna strona filmu może urzekać.


To jednak film nie tylko o rysowaniu i nieporadności w przełożeniu sukcesu na pieniądze. To opowieść o tym jak dużym obciążeniem może być odpowiedzialność za innych, którzy oczekują wciąż wsparcia (Luois miał 5 sióstr i matkę na utrzymaniu), a również o tym jak człowiek z czasem może pogrążyć się w jakieś własne wizje, świat fantazji, kompletnie oderwany od rzeczywistości. To co mogło zachwycać jako dowód na wrażliwość i wyjątkową wyobraźnię, miało bardzo płynna granicę z chorobą psychiczną, niedostosowaniem społecznym, a im bardziej na niego naciskano, bohater mógł coraz bardziej w sobie się zamykać. Smutna to historia, a nawet bardziej to widać, gdy zestawisz to z jego pozornie radosną twórczością. A może to kwestia takiego rozłożenia akcentów? Chwile sławy jakiej przecież rysownikowi nie brakowało w filmie są jedynie migawkami. Dlatego mam wrażenie, że czegoś w tej historii zabrakło, że traci ona rozpęd tuż po śmierci żony Waina, grzęźnie na mieliźnie. Cumberbatch ciekawy, ale nie robi tego wrażenia jak choćby w Psich pazurach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz