Do końca roku jedynie 12 notek, przynajmniej trzy na podsumowania i zaczynam się martwić czy zdążę o wszystkich co mi się spodobało w ostatnich dniach i tygodniach napisać. Będę w każdym razie próbował. Najwyżej jakiś tytuł zostanie wspomniany, a notka przejdzie na rok przyszły. Odkrycie wydawnictwa Paśny Buriat sprawiło sporą przyjemność, kolejne Małe Licho jak zwykle rozczuliło, a tu jeszcze kilka innych ciekawych książkowych rzeczy w czytaniu...
Dziś jednak film upolowany wczoraj w TV. Szczerze? Spodziewałem się czegoś innego. Może te plakaty, cała otoczka wokół filmu, słodka twórczość Waina, sprawiły że spodziewałem się czegoś komediowego, w miarę lekkiego. Tymczasem...
To jednak film nie tylko o rysowaniu i nieporadności w przełożeniu sukcesu na pieniądze. To opowieść o tym jak dużym obciążeniem może być odpowiedzialność za innych, którzy oczekują wciąż wsparcia (Luois miał 5 sióstr i matkę na utrzymaniu), a również o tym jak człowiek z czasem może pogrążyć się w jakieś własne wizje, świat fantazji, kompletnie oderwany od rzeczywistości. To co mogło zachwycać jako dowód na wrażliwość i wyjątkową wyobraźnię, miało bardzo płynna granicę z chorobą psychiczną, niedostosowaniem społecznym, a im bardziej na niego naciskano, bohater mógł coraz bardziej w sobie się zamykać. Smutna to historia, a nawet bardziej to widać, gdy zestawisz to z jego pozornie radosną twórczością. A może to kwestia takiego rozłożenia akcentów? Chwile sławy jakiej przecież rysownikowi nie brakowało w filmie są jedynie migawkami. Dlatego mam wrażenie, że czegoś w tej historii zabrakło, że traci ona rozpęd tuż po śmierci żony Waina, grzęźnie na mieliźnie. Cumberbatch ciekawy, ale nie robi tego wrażenia jak choćby w Psich pazurach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz