Rzadko mi się zdarzało oglądać balet nowoczesny na scenie, choć zaczyna mnie on mocno ciekawić. Jest bardziej zadziorny w odbiorze, przynajmniej ja go tak odbieram. Jednocześnie jest dalej baletem. Jeśli usiłuje nieść jaką opowieść to jest ona bardziej współczesna i – podobnie jak w pantomimie – każdy może odczytać ją na swój sposób.
„Play” Alexandra Ekmana, szwedzkiego choreografa, wystawiony przez Balet Opery Paryskiej w 2017r. jest baletem innowacyjnym, lekko szalonym, z rewelacyjną muzyką Mikaela Karlsona i wydaje się być oparty na myśli filozoficznej mówiącej, że na końcu życia nie czeka na nas nic, więc ważna jest sama droga a nie cel, do którego wiedzie. W wystroju swojej choreografii Ekman wykorzystuje przede wszystkim kostki, piłki i sześciany, ale również inne rekwizyty – raczej nieoczywiste dla baletu - którymi tancerze bawią się w tańcu. Również muzycy i śpiewaczka umieszczeni na antresoli są elementem raczej innowacyjnym. Całość jednak jest bardzo przyjemna w odbiorze, choć bez muzyki Karlsona ten balet byłby przyjęty zapewne mniej entuzjastycznie.
Na scenie 37 tancerzy w I akcie przywołuje nam świat dzieciństwa i beztroski. Świat oglądany, poznawany oczyma dziecka, naukę poprzez naśladownictwo lub naukę na błędach. Świat pierwszych zadziwień i świat wyobraźni. A potem świat uniesień i pierwszych miłości. Na scenie bogactwo doznań i euforia. Ot, dzieciństwo i jego beztroskie przyjemności.
Dorastając zatracamy przyjemność z zabawy. Stawiamy sobie cele, do których dążymy przez całe życie albo życie nam wyznacza cele, które musimy realizować. Zabawą staje się wtedy chwilowy dymek z papierosa. Akt II tego baletu to obserwowanie znaczenia zabawy w dorosłym życiu. Sceny „pracy” składają się z monotonnych, powtarzalnych zajęć, które u widza wydają się zabawne, jednak jeśli uświadomimy sobie, że to nasze życie odwzorowywane w sztuce… to już tak zabawnie nie jest.
„Play”/„Zabawa” to balet autorski, zwariowany i ciekawy. Zarazem mądry. Taki z przesłaniem od filozofów i psychologów nam współczesnych: nie dajcie się omamiać końcowym celom, bo na końcu drogi jest jedynie wielki KONIEC. Gdyby ten koniec był w życiu ważny to muzyk pisałby tylko ostatnią nutę w swoim utworze, a baletmistrz kręcił jedynie koniec piruetu. Czy zachłysnęlibyśmy się wówczas pięknem tego co widzimy czy słyszymy? Podobnie w życiu… to droga do celu jest życiem, a nie sam cel. My jednak tak często o tym zapominamy. Przeżywajmy swoje życie głęboko i świadomie, cieszmy się nim i nie zapominajmy o zabawie, odpoczynku, radości.
Polecam
MaGa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz