MaGa: Ten spektakl to jedna z lepszych biografii oglądanych przeze mnie na scenie. Robert Moses to człowiek, który miał kolosalny wpływ na Nowy York – planista, urbanista, potentat, miłośnik motoryzacji. Charyzmatyczny wizjoner. Jego zasługą jest budowa niemal od zera terenów zielonych, basenów, placów zabaw, boisk, plaż, bibliotek, mostów, ale jego prawdziwą pasją były autostrady, które miały do takich miejsc prowadzić. Miał bardzo duży wpływ na to jak wygląda teraz to miasto. Mógł wiele, ale jego bezkompromisowość po kilku dekadach „rządów” musiała frustrować też wiele osób, tym bardziej, że gardził biedotą i kolorowymi.
Robert: Wydawałoby się, że dyskusje na temat tego, jak prowadzić infrastrukturę miejską to słaby temat na pełen napięcia spektakl, a jednak... Masz rację, że u nas chyba mało znana postać, dla Amerykanów pewnie ktoś istotny, bo tak jak Ford czy inni, prowadził prowadził kraj ku rozwojowi. Początkowo wydaje nam się marzycielem o skłonnościach socjalistycznych - skoro chce walczyć z bogaczami i udostępnić ich ziemię dla szerokich mas społecznych, chce wytyczać drogi, by łatwiej mogli wyjechać na piknik z miasta. Ale im bardziej go poznajemy, tym bardziej widzimy jego zapatrzenie w siebie, ignorowanie innych i upór przy rozwiązaniach, które z dzisiejszego punktu widzenia są dziwne. Czemu autostrady, a nie komunikacja publiczna? Czemu niszczenie slamsów i wypychanie najbiedniejszych do oddalonych od centrum dzielnic?
MaGa: Ten spektakl, mimo że oddaje mu pełną chwałę za dokonania dla rozwoju urbanistycznego NY, nie jest laurką. Bo o ile w początkowym okresie rozwijał miasto pod potrzeby wypoczynku jego mieszkańców i ich wygody (jednak bez brania pod uwagę potrzeb warstw uboższych), to w kolejnych dekadach, zachłyśnięty kolosalnym rozwojem motoryzacji i będący jej zwolennikiem, budował sieci dróg ekspresowych i rozwijał wielkie projekty mieszkaniowe, które prowadziły do zniszczenia wielu dzielnic a także masowych wysiedleń i wywłaszczeń - jednocześnie przestały posiadać „ludzki wymiar”.
Robert: Inżynier dusz ludzkich, który przy pomocy linijki realizuje własną wizję jak uszczęśliwić miasto i jego mieszkańców. Przyglądając się temu jak był bezduszny w realizowaniu swoich planów, w manipulowaniu ludźmi, rzeczywiście przychodziły nam do głowy inne postacie - jeszcze bardziej groźne, które w podobny sposób ogłaszały, że ich plan jest rozwiązaniem wszystkich problemów. Nic dziwnego, że niektórzy metody Moses’a nazywali faszystowskimi i autorytarnymi, choć cały czas na ustach miał demokrację. I tu brawa dla twórców - mało sympatyczna postać chwilami jest tak skuteczna w swoich działaniach, tak porywająca innych, że sami bylibyśmy skłonni przymknąć oko na jego wady. To nie jest laurka, ale i wcale nie jest to wizja przekreślająca zalety tego człowieka. Uczciwy, bez życia prywatnego, poświęcony w całości swojej pracy - miasto rzeczywiście sporo mu zawdzięcza, może więc jednak wcale nie taki diabeł straszny jak go malują?
MaGa: Myślę, że człowiek o takiej skuteczności musi w pewnym momencie poczuć władzę nad innymi. Musiał jej też pragnąć, choć w spektaklu tę sprawę potraktowano raczej delikatnie. Miał dyktatorskie zapędy i był postacią wzbudzającą skrajne emocje. Myślę, że był człowiekiem, który dążył do władzy za wszelką cenę. I zapewne był jej blisko jednak pogrążył go projekt estakady z ośmiopasmową trasą przez dolny Manhattan – przedstawiciele lokalnych społeczności zdecydowali się na walkę z Moses’em. Tylko czy aby ją wygrali?
Robert: No właśnie, to też jest ciekawe, bo mimo że obronili dzielnicę przed autostradą, wcale nie rozwinęła się w kierunku jaki im się marzył - widzimy jak po kilku dekadach stała się przestrzenią dla najbogatszych, enklawą, w której nie ma prawdziwego życia. A on? Przegrał, bo nie zauważył zmieniającego się świata, był wyklinany, ale czy nie pozostawił po sobie jednak wielu pozytywnych zmian?
No i jak to zagrał Ralph Fiennes! Choćby dla jego kreacji warto zobaczyć ten spektakl.
MaGa: Pełna zgoda – odtwórca głównej roli był rewelacyjny. Poza świetnym aktorstwem wykonawców, przy naprawdę prostej scenografii, mój zachwyt wzbudziła ogromna mapa Manhatanu na scenie. Widać było niemal namacalnie o co toczy się spór, nad czym debatują zainteresowani. Bardzo mi się ten pomysł podoba. Poza tym bardzo mi się podobało „postarzanie” postaci jedynie zmianą kostiumów i uczesaniem, bez zbędnej charakteryzacji.
Robert: No tak, Bridge Theatre to scena otoczona prawie ze wszystkich stron publiką, po prostu podest, na który wychodzą aktorzy, więc o rozbudowanej scenografii nie można powiedzieć, ale jakże pomysłowo tą prostą przestrzeń wykorzystano. Choćby ta wielka mapa o jakiej wspomniałaś.
MaGa: Spektakl prosty a jednocześnie wymowny w swoim przekazie. I kontrowersyjny. Na przykładzie tej biografii widać wyraźnie, że nic nie stoi w miejscu, zmieniają się i miejsca i mody, zapatrywania i bodźce. Dzisiejszy zwycięzca za lat dwadzieścia może być przeklinany i odwrotnie. Życie toczy się cały czas do przodu…
Robert: Przyglądanie się temu jak dzisiejszy rewolucjonista, może po dekadzie być postrzegany jako konserwatysta zamknięty na zmiany, to nie lada gratka. David Hare z biografii Mosesa wyciągnął to co najciekawsze, a Nicholas Hytner w świetny sposób przeniósł to na scenę.
STRAIGHT LINE CRAZY polecamy jak najbardziej!
obsada: Ralph Fiennes, Helen Schlesinger, Alana Maria, Mary Stillwagon-Stewart, Danny Webb, Samuel Barnett
więcej o spektaklu: https://bridgetheatre.co.uk/whats-on/straight-line-crazy/
polecamy jak najbardziej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz